Rozdział 6

5.7K 365 41
                                    

Cześć! Nie mam nic do dodania, miłego czytania.

Perspektywa Rubeusa Hagrida.

 - Hagrid!- usłyszałem Harry'ego, Rona, Hermiony i... Nie, to nie możliwe. Popatrzyłem na siódemkę która do mnie krzyknęła.
 - Cholibka, huncwoci, Lily jak, jak to możliwe?- zapytałem wytrzeszczając na nich oczy. Oni widocznie się zmieszali.
 - Hagridze, przyjdziemy do ciebie jutro i wszystko ci  wyjaśnimy. Ufasz mi?- zapytała mnie blondynka z głosem Lily Evans-Potter.
 - Dobrze, ale przyjdzie dzieciaki- powiedziałem.- Ide odprowadzić pirszorocznych do zamku .- i poszłem, rozmyślając.

Perspektywa Hermiony Granger

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Udaliśmy się w stronę powozów. Weszliśmy do takowego jako, że było sześć miejsc, ja albo Lily musiałyśmy usiąść na kolanach któregoś z chłopaków. Popatrzyłam błagalnie na Lily. Zaś ona westchnęła ciężko.
 - Harry, mogę usiąść na twoich kolanach? Bo wiem, że nie będziesz mnie obmacywać - popatrzyła miażdżąco na Jamesa, który klepał swoje uda, żeby usiadła na jego kolanach z bezczelnym uśmieszkiem, ale jakby się tak przyjrzeć to miało drugie dno.- W sumie to było dziwne bo w końcu jestem twoją przyszłą matką.
 - Jasne, siadaj - powiedział Harry i poklepał swoje uda, żebym usiadła.
 - Dzięki- powiedziała Lily posyłając mu promienny uśmiech, który odwzajemnił. Bezceremonialnie usiadł mu na kolanach, on zaś objął ją w talii. James posłał mu za ten gest wściekłe spojrzenie, jakby był jego rywalem, wyglądał jakby miał ochotę się na niego rzucić.
 - James uspokój się! Przecież to jest jego matka, a ty zresztą jego ojcem!- krzyknęłam na niego.
Wszyscy spojrzeli na Rogacza, którego twarz przybrała barwę dorodnego pomidora. Zaśmialiśmy się z jego głupotki. Wyglądał na zmieszanego i zakłopotanego.
 - Jest chorobliwie zazdrosny nawet o własnego syna, nie mogę- powiedziała Lily.- A nawet nie jesteśmy razem.
 - No...- potwierdził Harry- ja nie chcę wiedzieć, co by się ze mną stało, gdybym nie był jego synem.- powiedział rozbawiony.
 - Ja też nie chce wiedzieć- powiedział Syriusz który słyszał całą rozmowę.
Powóz zatrzymał się.
 - Choćta ludziska!- powiedział Harry. Bezceremonialnie ściągając z swoich kolan swą matkę. Wyszliśmy z powozu wówczas kierując się w stronę zamczyska, które wyglądało, z resztą jak zwykle, zniewalająco. Weszliśmy po schodach wygłupiając się. Z nikąd pojawił się...

Perspektywa Severusa Snape'a

Usłyszałem tak znienawidzone przeze mnie głosy, że to wręcz niepojęte. Usłyszałem Pottera, Blacka i Lupina oraz co, dziwne ukochany, melodyjny głos mojej Lily Evans, dla mnie nigdy nie była Potter. Wyskoczyłem zza rogu stając na przeciw grupy twarzą do nich.
 - Potter, Black oraz Lupin jak tęskniłem.- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Mój głos ociekał jadem. Popatrzyli na siebie niedowierzająco.
 - O, Smark jak miło- powiedział przymilnym tonem szatyn z czarnymi oczyma, głosem Jamesa Pottera.
 - My już pójdziemy- powiedziała Granger. Popychając ich w stronę Wielkiej Sali.
 - Do zobaczenia, Smarkerusie- zawołał któryś z huncwotów*.
Byłem w szoku, ale przybrałem jak to miałem w zwyczaju, maskę obojętności.

*Jest to fragment z Rozdziału "opowieść księcia" z książki "Harry Potter i insygnia śmierci" w wspomnieniu: jak któryś z huncwotów żegna Snape'a po rozmowie w przedziale przed pierwszym rokiem.

Nareszcie skończona podróż pociągiem. Nigdy bym się nie spodziewała, że to podróż będzie tak długa...
Ale mniejsza z tym. Proszę o komentarz czy gwiazdkę, a najlepiej to i to. Bo tak mały gest zostawia banana na mojej twarzy, poprawia dzień oraz dodaje chęci do pisania.
Bajo Ludziska!

Harry Potter i... HUNCWOCI?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz