Rozdział 29

272 21 8
                                    

Razem z Sydianem właśnie stanęliśmy przed drzwiami wysokiego budynku.

Zawiał zimny wiatr. Ubrałam się w jakąś spódniczkę, którą jakimś cudem znalazłam, szarą bokserkę, włożoną w środek. Do tego czarna, skórzana kurtka pożyczona od Lucie (nie wiedziałam, jak ja się w nią mieściłam) oraz czarne botki za kostkę.

Sydian także był ubrany prawie cały na czarno. Z wyjątkiem ciemnogranatowej koszulki, na którą miał założoną także skórzaną kurtkę. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie była ona od stroju bojowego. Poza tym: czarne dżinsy i zwykłe buty.

Dostrzegałam, jak znad kołnierzyka kurtki wiły się Znaki. Nadal dziwiło mnie to, dlaczego wszyscy mieli ich tak dużo, kiedy ja stały miała tylko jeden: Znak Wzroku. Poza tym rzadko kiedy je miałam.

Weszliśmy do środka i ku mojemu zdziwieniu nie skierowaliśmy się do wind, tylko w stronę wielkiego regału. Sydian spojrzawszy na mnie wcześniej, odchylił trzy książki naraz, jakby chciał je z niego zdjąć. Cofnęłam się o krok, kiedy część regału odsunęła się do tyłu, ukazując ciemny korytarz ze schodami w dół.

Hmm... efektywne.

Złapał mnie za rękę, przez co przeszedł mnie dreszcz i poprowadził w dół. Kiedy tylko postawiłam stopę na pierwszym schodku, regał za mną zasunął się z głuchym trzaskiem.

Od razu uderzył mnie zapach typowy dla takich miejsc. Zapach potu, alkoholu... ale tu był jeszcze jakiś inny zapach, którego nie potrafiłam określić.

Usłyszałam też oczywiście dudniącą muzykę. O takie miejsce mi chodziło. Od razu zapomniałam o wszystkim. Kiedyś ktoś opowiadał mi o występach na żywo w takich miejscach. Sądziłam, że to mogłoby być najlepsze, co mogłabym zobaczyć.

Było w połowie ciemno, bo co chwile rozświetlały się kolorowe lampy, nadając temu miejscu z lekka magiczny charakter. Nie zaraz... nie z lekka. To było magicznie. Lampy oświetlały twarze tłumu przebywających tu istot, nadając ich skórze odcienie wszystkich kolorów tęczy. Z sufitu zwisały... klatki, w których tańczyły skąpo ubrane tancerki. W cieniu świateł, przy ścianach umieszczone zostały boksy. Większość rzeczy była w odcieniach czerwieni, czerni, i złota, niekiedy też srebra.

Sydian spojrzał się na mnie w tej samej chwili, co ja na niego. Pochylił się z uśmiechem i szepnął mi do ucha, gdyż inaczej bym go nie usłyszała.

-I jak, podoba ci się? - Poczułam jego ciepły oddech na policzku.

Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam wprost do jego ucha.

-O takie miejsce mi chodziło.

-Cieszę się. Teraz idź usiądź, a ja zaraz wrócę. Okej?

Zaskoczyło mnie to, ale skinęłam głową.

Sydian zostawił mnie samą, a ja idąc dookoła środka sali, gdzie różne osoby tańczyły w rytm muzyki, skierowałam się do baru. Zauważyłam, że na parkiecie byli właściwie tylko Podziemni. No, ale czego mogłam się spodziewać?

Usiadłam na jednym ze stołków przy długim barze, naprzeciw stojącego za nim barmana. Na drugim końcu był jeszcze jeden barman.

-Słucham – powiedział od razu.

Przystojny wilkołak (nie wiedziałam skąd od razu to wiedziałam) z brązowymi włosami i ciemno niebieskimi oczami. Miał szeroką szczękę, lekki zarost i szerokie ramiona (chyba, jak każdy wilkołak).

-Coś... mocnego – odparłam. Nigdy nie "nadużywałam" alkoholu. Wiadomo z Ad i Vi się wypiło kiedyś, ale jeżeli chodzi o picie alkoholu to specjalistką w tym była Vi.

Niebezpieczne spojrzenieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon