Epilog

431 25 12
                                    

SYDIAN

Najpierw doszedł do mnie zapach kakałka. Po chwili poczułem dłoń na moim kilkudniowym zaroście, a potem inne usta na moich. 

Karmelek.

-Wszystkiego najlepszego, Sid - wymruczała mi do ucha. Gdyby ktoś inny nazwał mnie imieniem tego leniwca z Epoki Lodowcowej, prawdopodobnie źle by się to dla niego skończyło. Jednak, gdy Karmen mnie tak nazywała nie miałem nic przeciwko. Nawet lepiej - podobało mi się to. 

-Dlaczego nie mogę mieć codziennie urodzin? - zapytałem jeszcze zaspanym głosem. 

-Za szybko byś się zestarzał. - Usiadła na rogu łóżka i uśmiechnęła się do mnie szeroko. 

Po raz setny zapatrzyłem się w jej oczy. Z daleko wyglądały na morskie, ale jeżeli się przyjrzało bliżej, można było dostrzec ciemnozieloną obwódkę i niebieski środek. Nie mogłem uwierzyć, że to już dziesiąty listopada. Miałem wrażenie, że całe to szaleństwo z Vincentem było wczoraj. W rzeczywistości wydarzyło się to kilka miesięcy temu. Z drugiej strony równie dobrze mogło to być w innym życiu. 

Gdy wszystko wróciło do normy, odbył się pogrzeb Addy. Została pochowana, jak każdy odważny Nefilim. Karmen przez miesiąc nie mogła dojść do siebie. Obwiniała za to oczywiście siebie. Rozstrzygnięto, co zrobić z Vincentem. Był odpowiedzialny za wiele rzeczy, jednak Karmen sprawiła, że nie był już niebezpieczny. Nikomu nie powiedziała, co z nim zrobiła, jednak nie było to istotne. Został objęty stałą kontrolą. Znaleziono wiele osób, które w ogóle nie były świadome tego, co robią. Robiły, co im on kazał. Wśród nich była Veronika Suderman. Ją znalazła właśnie Karmen. Wszystkimi osobami, łącznie z nią, zajęło się Clave.

Karmen na stałe zamieszkała w Instytucie. Jej mama i Michael wrócili do starego domu. Stephen zamieszkał gdzieś indziej. David i Isis wyprowadzili się poza miasto. Ich córeczka dostała imię Adelaine. Jak się okazało Addy, która zginęła, chciała odciągnąć uwagę demona od Davida, a w rezultacie straciła życie. Tak więc nazwali córeczkę jej imieniem. 

-Co mi zrobiłaś na śniadanie? - zagadnąłem w końcu. 

-Sam zobacz. - Spojrzała na mnie wyzywająco. 

Przymrużyłem oczy i dźwignąłem się do pozycji siedzącej. Na początku nie odrywałem wzroku od jej twarzy. Potem przeniosłem spojrzenie na szafkę nocną, po mojej lewej stronie. Stała na nim tacka, a na tacce: kakałko oczywiście, truskawki w małej misce, na talerzu naleśniki czekoladowe polane śmietaną. 

-Mógłbym dostawać takie poranki do końca życia? - Oparłem się o poduszki i wziąłem tackę na kolana. 

-A co ja bym z tego miała? - Uniosła brwi i oblizała usta w swój charakterystyczny sposób. Otwierała lekko usta i oblizywała tylko górną wargę. Często robiła to nieświadomie. I chyba sama nie wiedziała, jak to na mnie działa... 

Uśmiechnąłem się przebiegle. 

Przewróciła tylko oczami, ale i tak dostrzegłem znaczący błysk w jej oczach. 

-No, jedz, bo naleśniki ci wystygną - ponagliła mnie. 

-Nie sądzę, żeby przy mnie mogło wystygnąć cokolwiek. - Mrugnąłem. 

Niebezpieczne spojrzenieWhere stories live. Discover now