Rozdział 14

3.6K 282 24
                                    

- Charlotte, obudź się! Charlotte - czułam, jak Kas potrząsa mną. Nie miałam siły nawet rozchylić powiek. Cały świat wokół mnie wirował, szumiało mi w uszach - Zabierzemy cię do szpitala, tylko wytrzymaj, błagam.

***

Przełknęłam ślinę. Strasznie chciało mi się pić. Gdzie ja jestem, spytałam samą siebie rozglądając się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w sali szpitalnej, leżałam na wielkim łóżku podpięta do dziwnych medycznych urządzeń. 

- Co się stało? - spytałam, kiedy zobaczyłam, że jedyną osobą na sali oprócz mnie był Kas. 

- Straciłaś dużo krwi. Ciągle ci ją przetaczają - mruknął i pokiwał głowę w stronę torebki pełnej krwi tuż przy moim łóżku - Nancy jest w domu. 

- Wszystko z nią w porządku? 

- Pytasz czy z nią wszystko w porządku, kiedy ty mogłaś prawie zginęłaś? 

- Przestań - poprosiłam uciekając wzrokiem od jego oczu. 

- Wiem, przepraszam. Nie mam pojęcia, jak on to zrobił... Po prostu. Nie powinniśmy tam byli jechać. Nie powinienem był ci na to pozwolić. 

- Daj spokój. Nancy jest teraz bezpieczna i tylko to się liczy. Poza tym Tivadar nie ma zielonego pojęcia, kim jestem i do czego jestem zdolna. 

- Charlotte, ty jesteś tylko człowiekiem - stwierdził siadając na moim łóżku. 

- Na razie - odparłam optymistycznie - Wiem, że niedługo to się zmieni. Poprzednim razem tak było. A gdy odzyskam moje moce, zabijemy go. 

- On nie jest zwykłym wampirem. Potrafi sterować czyimś umysłem. 

- Wątpisz we mnie? - spytałam uśmiechając się i wywołując przy okazji u niego taką samą reakcję - Poradzimy sobie. 

Kas popatrzył mi głęboko w oczy i ścisnął mnie za dłoń. Cieszyłam się z tego, że był przy mnie przez ten cały czas. Brakowało mi takiej osoby - osoby, której mogłam zaufać. Peter i Ben odeszli. Został mi tylko on. 

Oderwałam wzrok od niego i odruchowo spojrzałam w stronę wyjścia. Tuż za szybą przyglądał się nam Hadrian. Gdy tylko zobaczyłam żal w jego oczach, poczułam się... źle? Chyba tak można to określić. Puściłam rękę Kasa i uśmiechnęłam się do niego. Nawet jeśli nie byliśmy już razem, nie mogłam pozwolić sobie na zbliżenie się do Kasa. To byłoby nie fair w stosunku do niego, w stosunku do samej siebie. 

W końcu Hadrian odważył się wejść. 

- Hej, jak się czujesz? - tak brzmiało jego pierwsze pytanie. Oczekiwałam bardziej czegoś w stylu "Jak mogłaś narazić się na takie niebezpieczeństwo? Co ty do cholery sobie myślałaś?!"... 

- Lepiej, znacznie lepiej. 

Zapadła niezręczna cisza. Chciałam ją natychmiast przerwać, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Zapewne tak jak Hadrian i Kas. 

- Pójdę załatwić formalności. Chyba pozwolą dzisiaj cię wypisać. 

Po chwili salę opuścił brat Hadriana zostawiając nas samych. Nie miałam pojęcia, jak będzie wyglądać teraz nasza relacja. Zerwaliśmy, a musimy mieszkać w jednym domu. Jak ja do cholery wytrzymam? 

- Kas ci wszystko opowiedział? O Tivadarze? 

- Tak.

- I? Słyszałeś kiedyś o czymś takim? 

- Tylko miejscowe legendy. Mało wiarygodne źródło - odparł siadając na brzegu łóżka. Nie spojrzał mi w oczy, co wydawało się być w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem - W domu będziemy bezpieczni. Tivadar nie będzie w stanie nas znaleźć. 

- Dzwoniłeś do Sary? Wiadomo już co z moim tatą? 

- Richard próbuje... sobie wszystko poukładać. To dla niego bardzo trudne. Dużo rozmawiają, Sara stara mu się wszystko wytłumaczyć - odparł wstając - Pójdę już. Musisz jeszcze trochę odpocząć. 

Pokiwałam głową na znak, że go zrozumiałam. Chciałam, żeby został ze mną, ale nie odważyłam się go o to poprosić. Kochałam go, tak strasznie go kochałam, ale nie potrafiłam tego wyrazić. Przecież powinniśmy być razem. Czego nie mogłam tego po prostu powiedzieć? Coś blokowało mnie przed zrobieniem tego, coś mówiło mi, że nie jestem ze sobą szczera, że okłamuje siebie i jego. 

***

- Gdzie jest Nancy? - spytałam Kasa, który wchodził tuż za mną. Zaniepokoiłam się tą ciszą oraz brakiem oczekiwania na nasz powrót. Wampir położył moją torbę z ubraniami na korytarzu i idąc do kuchni, powiedział:

- Zamknęliśmy ją. 

- Że co? - powiedziałam zdenerwowana. 

- Jest daleko stąd. Zamknięta, bezpieczna, z Davidem. Nie musisz się o nic martwić. 

- Czyj to w ogóle był pomysł? - wrzasnęłam, kiedy do domu wszedł Hadrian. Popatrzyłam na nich z poirytowaniem. 

- Mój, oczywiście - mruknął Kas - Ale Hadrian nie miał absolutnie nic przeciwko. 

- I myślisz, że coś to da? On potrafi manipulować każdym z nas, nawet tobą, Kas. Myślisz, że jak wywieziesz ją gdzieś w, jak ty to nazwałeś, "bezpieczne" miejsce, to Tivadar jej nie znajdzie. Ona może być bezpieczna tylko przy mnie. 

- Ale ty nie jesteś bezpieczna przy niej. Nikt nie jest - odezwał się Hadrian. 

- Aha, więc dlatego pozwoliliście Davidowi jechać z nią? Jesteście większymi idiotami niż sądziłam - stwierdziłam obracając się na pięcie - Gdzie ona jest? 

Hadrian prychnął, podobnie jak Kas. Boże, jacy oni byli do siebie podobni... 

- Tak, już to widzę jak zdradzamy ci jej skrytkę. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie - mruknął Hadrian nie spoglądając mi w oczy. A już myślałam, że okaże odrobinę skruchy, po tym, co powiedział w szpitalu. 

- Dobrze. Sama ją znajdę - rzuciłam w ich stronę i pokierowałam się do wyjścia, jednak dalszą drogę uniemożliwił mi Hadrian blokując mi przejście swoim ciałem. 

- Zajmiesz się tym? - spytał go Kas, który już szykował się do wyjścia. 

- Naturalnie - odparł spoglądając mi w oczy. Starszy brat Hadriana otworzył drzwi, a po chwili usłyszałam, jak odpala samochód. 

- Przepuść mnie. 

Hadrian nie przestawał patrzeć mi głęboko w oczy. Widziałam w nim upór, którego nie będę w stanie pokonać. Znowu stawał się taki oschły, bez uczuć. 

- Pieprz się - krzyknęłam uderzając go pięścią w klatkę. Obróciłam się na pięcie wściekła i poszłam do salonu. Czemu oni to zrobili? Czemu ciągle traktują mnie jakbym była ze szkła? Obchodzili się ze mną jak z jajkiem, bo... byłam człowiekiem. 

Nagle przypomniałam sobie, o czym myślałam sobie jeszcze kilka godzin temu. Cofam to. Nigdy nie będę w stanie być z nim. Powinien szanować mój wybór, powinien chociaż zapytać się mnie, co o tym myślę. A on... On po prostu zabrał mi Nancy. 



PRZEPRASZAM WAS KOCHANI BARDZO, ŻE TAK DŁUGO NIE PISAŁAM. TEN ROZDZIAŁ BYŁ DLA MNIE WYJĄTKOWO TRUDNY, BO CIĘŻKO MI SIE PISZE, GDY CHARLOTTE I HADRIAN NIE SĄ RAZEM :'C

ALE JUŻ SIĘ OGARNIAM. 

CO WY SĄDZICIE O TYM? STARY HADRIAN WRACA I ZNOWU DECYDUJE ZA NIĄ. ZROBILI SŁUSZNIE, ŻE ZABRALI NANCY W INNE MIEJSCE? W KOŃCU CHARLOTTE BYŁA CZŁOWIEKIEM... NANCY MOGŁA ZABIĆ JĄ W KAŻDEJ CHWILI...

Noc z wampirami: Otwarta Księga [część 3]Onde histórias criam vida. Descubra agora