Ósmy dzień ciąg dalszy...
Nader:
Siedziałem właśnie na kanapie i oglądałem jakiś film gdy do pokoju weszła Jess z tak znanymi Mi mordami.
- o, Clark i Bonson we własnej osobie. kopę lat- powiedziałem uśmiechnięty, domyśliłem się prawdziwego powodu dla którego odwiedzili ten dom.
- zbieraj się Peterson, idziesz z Nami!- krzyknął Clark, a Ja znów bardzo się powstrzymywałem by nie parsknąć śmiechem
Wziąłem wszystkie swoje rzeczy i nawet dałem się zakłuć, gdyż przygłupy jednoznacznie stwierdzili, że jestem niebezpieczny. Jess przy framudze puściła Mi tylko oczko, co również upewniło Mnie, że rude to fałszywe.
Dziwnym trafem humor Mi dopisywał mimo tego, że wiedziałem gdzie teraz trafie. Dopisywał do momentu gdy zobaczyłem Angele w słodkiej niebieskiej piżamce i załzawionymi oczami utkwionymi w mojej twarzy.
Zależało Jej, mimo zachowania i obojętności zależało Jej na Mnie.
To była najlepsza informacja tego dnia jak i najgorsza. Wiedziałem doskonale co Mnie czeka, ale w tym momencie zacząłem się łudzić.
Nie raz myślałem o Angeli w sposób zupełnie inny niż pracownik powinien myśleć o przełożonym, ale ta dziewczyna zaintrygowała Mnie już na samym początku. Jej niezrównoważenie psychiczne również Mnie urzekło, a nieziemska uroda oczarowała. Z wszystkich rzeczy to jej popaprana przeszłość przemówiła do Mnie najbardziej i sprawiła, że zacząłem darzyć Ją czystym i bezinteresownym uczuciem.
Uczuciem, które nie miało prawa się pojawić, a co dopiero istnieć. Była jednak duża szansa, że to uczucie nie przetrwa tak długiej próby czasu. Aby coś trwało każdy musi o to dbać, w naszym przypadku nie ma chętnych. Ona nic nie czuje, a Ja zaraz trafię na pięknych parę lat do paki.
Tak więc tutaj w tym o to momencie nasza historia dobiega końca.
Usłyszałem jakiś kobiecy głos, jednak nie potrafiłem się skupić na tyle by wiedzieć co, kto, do kogo powiedział. Całymi myślami byłem przy drobnej blondynce, która ewidentnie nad czymś skupiona przypatrywała się łańcuchom na moich nadgarstkach.
- oczywiście, ale najpierw wyprowadzimy oskarżonego na zewnątrz-usłyszałem głos Bonsona i wiedziałem już jedno.
Wiedziałem, że nadszedł najtrudniejszy moment całego tego zajścia. Pożegnanie.
Gdyby nie fakt posiadania kajdanek to pewnie dawno byłbym przy Angeli tylko po to by ostatni raz objąć jej zgrane ciało, jednak nie było Mi dane. Zamiast tego zostałem wyprowadzony z domu niczym intruz uraczony tylko jednym spojrzeniem blondynki. Spojrzeniem pełnym bólu, strachu i złości.
Najgorsze pożegnanie z jakim dane było Mi się spotkać. W sumie to nigdy nawet nie przywiązywałem jakiejś szczególnej uwagi do pożegnań. Z tym było inaczej.
Zostałem wyprowadzony i wsadzony na tyły radiowozu policyjnego. W głowie zaczęły pojawiać Mi się wszystkie sceny z udziałem blondynki. Pierwszy spacer, pierwszy pocałunek, pierwsze z pierwszych razów, nawet udawany orgazm zahaczył o moje myśli powodując, że kąciki ust powędrowały ku górze. Nie na długo, gdyż szara rzeczywistość szybko dała o sobie znać. Musiałem załatwić jeszcze tylko jedną sprawę.
-Clark, mam pytanie..- powiedziałem przez okno do jednego z przygłupów, który stał na dworze i dopalał papierosa
-Co jest Peterson?- zapytał od nie chcenia, a Ja wiedziałem, że długo nie wytrzymam takiego traktowania
-Mogę zostać przetransportowany do mojego rodzinnego miasta?-zapytałem przygryzając wargę i mając nadzieję, że mimo tak beznadziejnej sytuacji da się coś wykombinować.
-A to dobre, przynajmniej nie musieli byśmy się tobą niańczyć.. hmm.. a dokąd dokładnie?- zapytał już bardziej zainteresowany zdając sobie sprawę, że to rozwiązanie wszystkim wyjdzie na dobre
-Brooklyn- odpowiedziałem szybko
-a dlaczego tak, co?- zapytał Clark wypuszczając chmurę dymu centralnie w moją twarz
-nie chcę aby Oni dowiedzieli się gdzie Mnie szukać - powiedziałem zgodnie z prawdą i wskazałem głową na dom po lewej stronie
Wiedziałem, że Angela kierowana ogromną ciekawością by poznać szczegóły znalazła by Mnie wszędzie. Tego właśnie chciałem uniknąć. Chciałem uniknąć ponownego spotkania z Nią w pewnie dużo gorszych warunkach. Miałem całkowitą świadomość tego, że być może popełniam największy błąd w życiu uciekając od uczuć i zaangażowania, ale znajdując się w takiej sytuacji nie dałbym jej nic, a jeszcze przysporzył więcej problemów.
- powiadamiana zostaje tylko rodzina i osoby, które Ty wyznaczysz- odpowiedział przygłup gasząc papierosa butem.
Poczułem ogromną ulgę po usłyszeniu tego jednego i banalnego zdania. Mimo takiego rozwoju sytuacji to Ja zadecyduję czy chcę Ją jeszcze kiedykolwiek zobaczyć.
Spojrzałem na oświetlone okno i zacząłem zastanawiać się o czym do cholery Oni tak długo rozmawiają. Moja uwagę przykuła postać pojawiająca się za szybą. Nie potrzebowałem dużo czasu by wiedzieć kto tam jest i Mi się przygląda. Nawet przez dzielącą nas odległość i szybę mogłem zauważyć, że ma załzawione oczy. Wpatrywała się we Mnie przez chwilę, która całkowicie wystarczyła bym sobie coś uświadomił.wiedziałem, że widzę Ją po raz ostatni, nie chciałem by więcej cierpiała. Chciałem pomachać do Niej, zrobić cokolwiek.. jednak Ona zniknęła, a to oznaczało tylko jedno. Koniec.
Wziąłem trzy głębsze wdechy a po chwili z domu wyszedł również Bonson z dokumentami w dłoni. Wsiadł do samochodu i spojrzał w tylne lusterko aby cwaniacko się uśmiechnąć. Clark siedzący obok Mnie tylko spojrzał na Mnie ze współczuciem, ale nic nie dodał więcej. Ja tez nie zamierzałem tego robić. Usłyszałem dźwięk silnika i to był kumulacyjny moment tego dnia. Nie było już odwrotu, nie było nic. Tylko pożegnanie. Spojrzałem na dom po lewej stronie i pomyślałem, że będę za tym miejscem tęsknił. Będę tęsknił za Nią. Będę z całych sił starał się Ją wymazać z pamięci, ale najważniejsze.. zrobię wszystko by nigdy więcej Mnie nie spotkała.
Samochód ruszył, a tak dobrze znane Mi miejsce zniknęło po niecałych trzech sekundach łamiąc Mi serce.
CZYTASZ
Zapłacę Ci
Teen FictionWchodzę w skrzynkę mejlową, gdzie czeka na Mnie kolejne zlecenie. Otwieram wiadomość i czytam treść 'Witaj Nader, mam dla Ciebie pracę. Będziesz udawał Mojego chłopaka przez miesiąc. Wiem, że jesteś najlepszy w tym i solidnie wykonujesz to za co...