nineteen

33 9 0
                                    

Minął miesiąc od pożaru. Hayley i Flynn zdążyli wyrobić nowe dokumenty, skubnąć coś z odszkodowania i zakupić to, co stracili.

Ale ciągle myśleli o ogniu. Pożarach. Szkodach. Śmierci.

Ale także o swoim pierwszym spotkaniu.

~ wspomnienia ~

Nadal kocham tamten dzień.

Dzięki pożarowi Hayley i Flynn nawiązali ze sobą kontakt. Zaprzyjaźnili się, zyskali przyjaciela a ich serca wypełniła ogromna tęcza. Wieczny deszcz spotkał się nagle ze słońcem, stworzył kolorową smugę światła i złączył na stałe dwójkę naszych bohaterów.

- Myślisz, że jesteśmy przeklęci? - spytała Hayley.

Flynn zasępił się. Nie wiedział; co odpowiedzieć, co myśleć, co wiedzieć.

~ na marginesie ~

Rozśmieszyło mnie pytanie blondynki. Naprawdę, nigdy tak się nie śmiałem.

- Myślę, że mamy w sobie współczynnik niezdarstwa. I zażenowania. Ale chociaż jesteśmy przy tym uczciwi.

- Co ci po uczciwości, skoro spłonął budynek wraz z śpiącymi ludźmi? - Hayley skrzywiła się.

Chłopak nic nie odpowiedział. Patrzył przed siebie, miał utkwiony wzrok w jednym punkcie. Starał się ignorować grymas na twarzy przyjaciółki i to jak gwałtownie wstaje.

Niby był już obojętny na minioną tragedię, ale wiem co chodziło mu po głowie.

~ Flynn ~

"Nie masz pojęcia jak się cieszę, że nie byłaś na ich miejscu."
"Jak cieszę się, że nie spłonęłaś."

- Nic nie wiesz, Flynn.

Tym razem Hayley odeszła. Co prawda, zacytowała ulubione powiedzenie Ygritt do Jona Snowa i sprawiła, że brunet zaczął się cicho śmiać.

Więc Flynn został sam. Może otumaniony, może obojętny, może wzruszony. Może został Flynnem. Może stał się Hayley.

~ narrator ~

Wtedy nic nie wiedziałem. Niczym Jon Snow.

Tak, wiem, wstawka wstawkę pogania ale muszę nadrobić ich ilość. W poprzednich rozdziałach nie było ich wcale, a wiem że kochacie moje wtrącanie się do historii. W sumie, to te moje przypiski również wejdą do historii.

Wracając do naszych bohaterów; coś zaczęło się dziać. Na pięknie nieskazitelnym szkle ich przyjaźni zaczęły pojawiać się rysy. Najpierw stopniowo, potem z rozmachem aż w końcu szkło pękło. Narastające tony problemów, nieporozumień i kłótni zmiażdżyło szkło i zostawiło po sobie tylko raniące odłamki.

Flynn po tym zdarzeniu zmienił się. Stał się obojętny, nieczuły. Zignorował cały otaczający go świat, zamknął się we własnej jaskini niesprawności i rozmyślał o swojej egzystencji.

Bo wiedział, że by zginął.

Cztery lata temu marzył o takiej sytuacji, kiedy umiera z mojego powodu. Nie może zmienić moich planów, celów, nie ma wpływu na nic. Chłopakowi pozostałoby tylko pogodzić się z z niepoprawnie działającą sprawiedliwością. Umarłby.

I nie byłby już nieradzącym sobie chłopakiem.

Tylko trupem.

A teraz Flynn zastanawiał się, czy jego śmierć przyniosła by mu przyjemność.
Czy żałowałby czegoś?
Swojego życia?
Poznanych ludzi?
Niespełnionych marzeń?

Hayley po tym zdarzeniu także zmieniła się. Zaczęła zadawać coraz więcej filozoficznych pytań, pomagać w akcjach charytatywnych. Swój optymizm przelewała na zdruzgotanych ludzi ich osobistą tragedię. Pomagała im stanąć na nogi, wybudować nowy mentalny dom.

Wiedziała, że bez tego sama nie da rady.

Dziewczyna nie była silna, wręcz przeciwnie. Jej oczy stawały się wilgotne na myśl o minionej tragedii. Wciąż nie wierzyła w śmierć ludzi, z którymi jadła kolację. I była tak bardzo wystraszona.

Bo mogła zginąć.

A ona chciała żyć. Chciała płakać, śmiać się, spełniać marzenia i dawać jak najwięcej siebie innym ludziom.

Bo to ją uszczęśliwiało.

~ Hayley ~

Gdy tylko czuła, że jej życie się sypie to patrzyła na innych zmarnowanych ludzi. I odruchowo polepszał się humor.

Nie oceniajcie jej jednak za to źle. Każdy z nas ma w sobie coś z demona.

Delirium ✔Where stories live. Discover now