rozdział dwudziesty siódmy

2.3K 332 18
                                    

Robert ze świstem wypuszcza z płuc powietrze.

– To nie ja zajmuję się tym, co będą od ciebie pobierać, więc nie wiem, ale średnio na pacjencie przeprowadzane są cztery operacje. – Nie pytam go to, co dzieje się z osobą, która już nie jest im potrzebna, bo sama się tego domyślam. Jestem ciekawa, co jeszcze mogą mi pobrać oprócz nerki, której już nie mam, ale nie zadaję tego pytania, nie chcę za bardzo naciskać na mojego rozmówcę.

Nagle przypominam sobie słowa ojca Blaise z momentu, kiedy nachylał się nade mną w sali operacyjnej. Mówił coś o tej całej firmie, jeśli dobrze pamiętam użył jakiegoś skrótu.

– Możesz mi powiedzieć, co to w ogóle jest za firma? Wczoraj tamten lekarz wspomniał coś na jej temat, ale nie pamiętam z tego zbyt dużo. – Robert pociera swój jednodniowy zarost kciukiem i marszczy brwi zapewne zastanawiając się nad tym, jak odpowiedzieć na moje pytanie.

– Masz na myśli TGCC? – kiwam głową. – To skrót od The Green Clinic Company. Między innymi to właśnie doktor Éluard jest jej założycielem. – Przygryzam wnętrze policzka. To wszystko jest tak cholernie zagmatwane. – Pewnie już Blaise mówił ci, że jest to przeogromne przedsiębiorstwo. Każda ceniona osoba na tym świecie ją zna, mam świadomość tego, jak to wszystko dziwnie brzmi, ale to prawda. TGCC działa od bardzo dawna i uratowała już życie sporej ilości osób, niestety, przez to zmarło mnóstwo innych młodych ludzi. – Ciszę pomiędzy nami przerywa grzmot pioruna, na który się wzdrygam, zbliża się burza.

– Gdzie się znajdujemy? Wiem, że jest to teren górzysty, a pogoda tutaj potrafi zmienić się z minuty na minutę. – Mam nikłą nadzieję na to, że uzyskam prostą i satysfakcjonującą mnie odpowiedź, ale jak zwykle jej nie otrzymuję.

– Evo, nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie, przepraszam. – Wolno kiwam głową. Rozumiem, że nie chce narażać swojej pracy, a może nawet i życia.

Kolejny grzmot przecina niebo. Mam wrażenie, że gdzieś niedaleko mojego więzienia. Mam nadzieję, że Archer nie przebywa teraz w lesie, podczas burzy mogłoby mu się coś stać.

– Właśnie, co Pan wie na temat chłopaka, z którym rozmawiałam na dworze? Sama nie wiem o nim za dużo, mówił pan, że jest już tutaj dosyć długo? – Ciekawi mnie ile operacji przeszedł mój przyjaciel, nie zapytam o to samego chłopaka, bo byłoby to dla mnie okropnie niezręczne, dlatego zadaje pytanie Robertowi.

– Nigdy z nim nie rozmawiałem, ale kojarzę chłopaka. Wśród pracowników takich, jak ja, zasłynął z sytuacji, w której próbował popełnić samobójstwo. – Podnoszę ze zdziwienia brwi, nie tego się spodziewałam. Mężczyzna widząc moją ciekawość kontynuuje historię. – Kilka dni po jego przyjeździe próbował się udusić, była to po prostu poduszka. W ostatniej chwili jego lekarz wszedł do pokoju i zobaczył go w takim stanie, cudem udało się go uratować. Chodzą plotki, że do tej pory nie ma na łóżku pościeli, a jego pokój jest jeszcze skąpiej wyposażony niż ten. – Lekarz spogląda na mnie z niepokojem, doskonale wiem, co go trapi, ma wyrzuty sumienia, że mi to wszystko powiedział, boi się, że mogę zrobić sobie to, co Archer. Mimo tego, iż rozumiem jego czyn to nie potrafiłabym dokonać tego samego, jestem zbyt słaba.

– Nie, nie mam zamiaru się zabijać. – Mówię zirytowana i patrzę, jak z jego twarzy wolno odpływa napięcie, kolejny dowód na to, że mi ufa.

Nadal nie potrafię pojąć tego, że Archer miał nieudaną próbę samobójczą. To do niego w żadnym stopniu nie podobne, muszę się go o to w jakiś spokojny sposób spytać.

– Pamiętaj, że to nie jest rozwiązanie. – Zaciskam zęby, w sytuacji, w jakiej się znajduję, nie ma żadnych racjonalnych rozwiązań proszę Pana – myślę.

– Kiedy będę mogła wyjść na dwór? – Potrzebuję spotkać się z moim przyjacielem, dodaję w myślach.

– Najwcześniej za... – Mężczyzna zastanawia się intensywnie w rezultacie czego na jego czole pojawia się dużą zmarszczka. – Dwa dni po operacji możesz wyjść, to minimum, więc cały jutrzejszy dzień musisz jeszcze tutaj przesiedzieć.

Nie podoba mi się to rozwiązanie, ale nie odzywam się, bo wiem, że on sam nie wymyślił tej zasady. Biorę głęboki wdech i wolno wypuszczam z płuc powietrze.

– Czy w ogóle ktoś mnie szuka? Moi rodzice? Policja? – Marszczę brwi i opieram głowę na dłoni. Robert wzdycha z rezygnacją.

– Oczywiście, że byłaś szukana, twoi rodzice zgłosili zaginięcie jeszcze tego samego dnia, którego wyjechałaś do Barcelony. Poszukiwania jednak nie trwały długo, firma ma swoich ludzi dosłownie wszędzie. Sprawa oficjalnie została zamknięta dwa dni temu, jesteś uznana za zmarłą. – Zaciskam pięść. Nie potrafię pojąć tego, że moi rodzice myślą, że nie żyje. Dlaczego tak łatwo dali się na to nabrać? Gdzieś głęboko mam nikłą nadzieję na to, że nie dadzą się tak łatwo i sami będą próbować mnie odnaleźć. Mój umysł jednak podpowiada mi smutną prawdę, to by było do nich nie podobne.

– Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie trafił na żaden trop? Przecież uprowadzonych zostało mnóstwo ludzi z całego świata, ktoś w końcu powinien powiązać te wszystkie tajemnicze zniknięcia! – Pieczą mnie oczy i czuję, że zaraz się rozpłaczę.

Niemal dokładnie czuję ból, jaki muszą przeżywać moi rodzice i Meg. No właśnie, moja przyjaciółka, która na pewno obwinia siebie samą, chociaż nie powinna. Doskonale ją znam i wiem, że ucieka z lekcji i zaszywa się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajduje. A mama i tata? Co robią? Co czują, kiedy nie mogą ze mną porozmawiać przed wyjściem do pracy? Czy moja rodzicielka nadal robi dla mnie posiłki w nadziei, że nagle wrócę cała i zdrowa do domu? Czuję na swoim policzku łzę bezsilności, wyrywam się z zamyślenia i szybkim ruchem dłoni ją ocieram. Spoglądam na przepełnioną żalem twarz starszego mężczyzny.

– Tak jak wcześniej wspomniałem. TGCC ma swoich ludzi wszędzie. Zatuszowanie przestępstwa to dla nich bułka z masłem. Jeśli zaproponuje się komuś sporą ilość pieniędzy za milczenie, to dlaczego nie? – Przeczesuje dłonią świeżo umyte kosmyki włosów. On ma rację, nie ma szans, że kiedykolwiek jeszcze ujrzę ludzi, których kocham.

– A dlaczego Pan tego nie zrobi? Dlaczego ich nie wyda? Jesteś przecież dobrym człowiekiem, rozumiesz to jak my tutaj cierpimy, nie potrafię pojąć tego, dlaczego pan milczy!

– To nie takie proste, jak mogłoby się ci wydawać. Mam dziecko. Córkę, która ma syna. Kocham ich z całego swojego serca. Nie mogę zrezygnować z pracy w tym miejscu, są dwa bardzo istotne powody. – mam ochotę wstać i uderzyć z bezsilności głową w ścianę. – Czy wiesz, co się dzieje z ludźmi, którzy nagle rezygnują ze współpracy z firmą? Są po prostu usuwani, tylko, dlatego, żeby nie mogli puścić pary z ust. Druga sprawa to moja rodzina, tylko dzięki moim zarobkom jesteśmy w stanie się utrzymać, chcę zapewnić mojemu wnukowi świetlaną przyszłość, mam nadzieję, że chociaż trochę zrozumiesz mnie i to, co robię. – Spoglądam obojętnie na jego twarz. Nie, nie rozumiem – myślę. Moi rodzice też chcieli dla mnie tego samego, ale niestety nie będzie im dane tego dokonać. Nie mówię na głos tego, co myślę, nie miałoby to najmniejszego sensu. Nie chcę się z nim kłócić, ale jego podejście jest tak cholernie egoistyczne, że nie mieści mi się to w głowie. Dlaczego od razu nie mógł podjąć się normalnej pracy?

– Czy oni w ogóle wiedzą, czym się zajmujesz? – mam dosyć zwracania się do tego człowieka na "Pan". – Czy wiedzą, że żyją z pieniędzy splamionych krwią niewinnych osób? – Robert w milczeniu opuszcza wzrok. Nie musi się odzywać, żebym poznała odpowiedź na moje pytanie. Milczenie i brak kontaktu wzrokowego jest w tym wypadku najszczerszą odpowiedzią, jaką kiedykolwiek mogłam uzyskać. Kiwam głową i zaciskam usta w cienką linię.

Wchodzę z rezygnacją pod kołdrę i zamykam oczy, jednocześnie dając mu znak, że jak na razie nasza rozmowa dobiegła końca.

Internetowy Sobowtór Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz