więzień

1.6K 93 3
                                    

Siedział tam, plecami opierając się o białą, zabrudzoną ścianę swej celi. Jego czarne włosy były zmierzwione, opadały mu na czoło, łaskocząc półprzymknięte powieki.

- Loki - delikatny szept wypowiedział jego imię.

Poderwał się, rozglądając na boki. Czyżby się przesłyszał? Przecież ona nie mogła... Nie, nie, nie! Zaczął szukać właścicielki tego słodkiego, cichego głosu, tak mu znanego i kochanego...

- Sigyn?

Stała tam, tuż przed polem siłowym. Jej długie, złote włosy opadały falami aż nad zgrabną talię. Drobne ciało o pięknych, pełnych kształtach otulała suknia z granatowego materiału, który podkreślał błękitne oczy, w tamtym momencie skrzące się od łez.

- Sigyn - poruszył bezdźwięcznie ustami, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu.

Ona pokręciła głową i przełknęła ślinę, mrugając parę razy. Zacisnęła swe drobne palce na delikatnym materiale sukni, jaką założyła na pogrzeb królowej.

- Minęło dużo czasu - powiedziała odrobinę głośniej, przysuwając się jeszcze bliżej pola.

- Sigyn, uważaj - syknął Loki, kiedy kilka cali dzieliło ją od niebezpiecznej bariery.

Złotowłosa przekrzywiła głowę, nadal patrząc na niego z tym samym wyrazem twarzy. Bóg zacisnął pięści, rozróżniając kilka uczuć, kłębiących się w błękitnym spojrzeniu.

Nie potrzebował litości, czy żalu. Nie chciał tego ciepła, ukrytego w głębinach jasnoniebieskich tęczówek.

Nie zasługiwał na nią.

- Odejdź, Sigyn - powiedział cicho i odwrócił się do niej plecami. - Idź i nie wracaj.

- Nie.

Bóg kłamstw zacisnął szczęki, czując dziwnie przyjemne mrowienie w głębi serca.

- Nie będę się powtarzał.

- To dobrze, bo ja nie mam zamiaru cię opuszczać.

Loki zmrużył oczy i błyskawicznie znalazł się przed wyprostowaną dziewczyną.

- Sigyn, idź. Ja nie żartuję - syknął przez zęby.

Złotowłosa jednak wiedziała bardzo dobrze, co dzieje się w sercu ukochanego.

Ten smutek, ból i gniew oraz wszechobecna, oszałamiająca radość na jej widok. Uniosła kącik ust i podniosła rękę, zaciskając palce na bladej skórze jego dłoni.

Dolna warga Lokiego zadrżała, gdy poczuł jej ciepły dotyk. Odsunął się o krok, co dziewczyna wykorzystała przechodząc na drugą stronę pola siłowego.

Sigyn uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a jej oczy zabłysły. Złota bariera zadrżała nieco, przepuszczając ją do wnętrza białej, zdemolowanej celi.

- Ale strażnicy...

- Loki, błagam - parsknęła dziewczyna, sięgając drugą dłonią do jego policzka. - Naprawdę myślisz, że przez tyle lat niczego się od ciebie nie nauczyłam?

Czarnowłosy westchnął cicho, czując ciepły dotyk na swej twarzy. Nie odrywał spojrzenia od jej oczu, tonąc w błękitnych tęczówkach.

Ale on nie zasługiwał na takie ciepło.

- Sigyn, przestań - powiedział cicho i odsunął się, uwalniając spod delikatnych dłoni złotowłosej.

- Przestać? - nie dawała za wygraną. - Ja już kocham cię zbyt mocno, Loki.

ástir |Loki Laufeyson| ✔Where stories live. Discover now