1. E tu, Brute, contra me?

805 54 12
                                    

Gwar to za mało powiedziane na to, co się działo w Ministerstwie Magii o tej godzinie, a do tego w tej części miesiąca. Ludzi jak zawsze pod koniec mieli najwięcej roboty. Dwoili się i troili, a to i tak było za mało.

Hermiona Granger przemierzała korytarze, wystukując obcasami, na marmurowej posadzce, miarowy rytm. Była spóźniona. Bardzo spóźniona. To było nie podobne do dawnej, punktualne i rozsądnej oraz zawsze odpowiedzialnej panny Granger. Ale ona nie była już tym, kim kiedyś. Na jej głowę spadło zdecydowanie za dużo obowiązków i myśli, które nie dawały jej spokoju. W windzie nerwowo dudniła paznokciami o metalową rurkę, co doprowadzało do szewskiej pasji, jej współtowarzyszy. Gdy tylko zatrzymali się na odpowiednim piętrze, wybiegła i żwawym krokiem skierowała się w stronę gabinetu Ministra Magii. W przelocie złapała tyko zatroskane spojrzenie asystenta Ministra i poprawiając marynarkę i spódnicę, zapukała do drzwi swojego szefa. Głośne i stanowcze „proszę", odpowiedziało na jej pukanie. Jeszcze raz wzięła głęboki oddech i weszła do środka.

Niesamowity i monumentalny gabinet, zawsze budził podziw Hermiony. Na środku ogromnego pomieszczenia stało dębowe, rzeźbione biurko- ornamenty zdobiły szuflady i boki mebla. Wysokie i w całości zapełnione książkami, półki, zdobiły połowę jednej ściany. Obok stał kredens z takimi samymi zdobieniami jak biurko, w którym znajdowały się zapewne najlepsze alkohole w całym magicznym świecie. Po przeciwległej stronie stały dwie szafy, zamknięte na złote kłódki. Obok wisiał wielki obraz samego Ministra, w purpurowych szatach, w których majestatycznie pozował do malunku. Obok niego, po obu stronach wisiały małe lampki, których światło padało wprost na postać. W rogu stała jedyna roślina w tym pomieszczeniu- okazały fikus, w złotej donicy. Za biurkiem znajdowało się ogromne okno z purpurowymi, ciężkimi zasłonami, które za dnia była splecione po obu jego stronach, złotymi sznurami. Naprzeciw miejsca Ministra, stała wielka kanapa, z welurowym obiciem i mosiężnymi nóżkami. Przed nią stolik- też dębowy i też ze zdobieniami biurka, na którym stały szklanki i karafka z wodą oraz złote jabłko w ramach ozdoby. Bezpośrednio na wprost kanapy, umiejscawiano wielki fotel- taki sam, na jakim siedział Minister, z tym samym purpurowym welurem i mosiężnymi nóżkami.

- Wzywał mnie pan, panie Ministrze- odezwała się Hermiona, próbując powstrzymać szybki oddech, spowodowany żwawą przebieżką do jego gabinetu.

- Dokładnie tak, panno Granger- odpowiedział swoim mocnym i łagodnym jednocześnie głosem. Wstał zza swojego biurka i uśmiechnął się lekko.- Proszę spocząć.

Wskazał na kanapę, do której dziewczyna podeszła niepewnie. Sam Minister wziął ze sobą jakaś teczkę i zajął miejsce na ogromnym fotelu, naprzeciw kanapy.

- Napije się pani czegoś? Kawy, herbaty, może wody?

- Wystarczy woda.

Minister nalał do szklanki Hermiony wody, a ona porwała ją drżącymi dłońmi. Musiała czymś nawilżyć suche ze zmęczenia i zdenerwowania gardło. Mężczyzna chwilę nic nie mówił, a jedynie przeglądał jakieś papiery z teczki. Hermiona była coraz bardziej nerwowa. Nigdy nie miała kłopotów w pracy- zawsze sumiennie wypełniała swoje obowiązki i była niezwykle pracowita. Ostatnimi jednak czasy- po zerwaniu z Ronem, albo jak chłopak to nazywał „chwilowej przerwie", nie była sobą. Ciągle ledwo zdążała do pracy, albo wbiegała spóźniona, gubiła się w tym, co robi i zapominała o najważniejszych rzeczach. Nie wiedziała, co ma myśleć o wezwaniu jej przez szefa, ale sam fakt, że i tu ledwo przyszła na czas, nie świadczył za dobrze o jej sytuacji.

Minister położył teczkę na kolanach i spojrzał na dziewczynę. Hermiona nerwowo się uśmiechnęła i zaczęła gładzić swoją spódnicę i skubać jakąś maleńką nitkę, która wystawała z niej.

Agreement[Dramione]Where stories live. Discover now