GLEN'S DEATH - one shot for 6k -

187 14 4
                                    

Nie polecam ludziom o słabych nerwach. Możliwe, że po przeczytaniu doznacie trwałego uszczerbku na psychice, dlatego ostrzegam.

Gdzie Jesse jest psychiczny, i oboje giną w męczarniach.


THE DEATH OF GLEN
NOW YOU'RE DEATH

                                                for Niall (lol)

Odkąd sięgam pamięcią między Glenem a chłopakiem jego przyjaciółki nie układało się najlepiej. Młodszy uważał Jessego za nieodpowiedzialengo i niegodnego spełniania roli tak bliskiej osoby dla Devon. W jego opini chłopak sprowadzi ją na złą drogę, i cóż, niestety miał racje. Po paru tygodniach męczącego związku Devon została wplątana przez Jessego na drogę zła i przestępczości, jej kontakty z przyjacielem wyraźnie się zatarły i ograniczały do wymianu paru nudnych smsów. Glen nie ukrywał, sprawiało mu to nie mały ból, ale kiedy Jesse doprowadził do śmierci Devon, chłopak się załamał. Załamał, a raczej był wściekły. Miał ochotę odpłacić się tym samym Jessemu i pomścić swoją przyjaciółkę, jednak kiedy spotkali się na jej pogrzebie, młodszy nie mógł na niego patrzeć. Przekonany o swojej sile podbiegł do starszego, i ze łzami w oczach i ogromnym bólem w sercu odepchną go od grobu Devon, sądząc, że ten nie jest nawet godzien pojawiać się na tej uroczystości. ,,Masz jej krew na rękach! '', ,,To wszystko twoja wina!'' , ,, Nie mogę na ciebie patrzeć.'' - to tylko niektóre z zarzutów które młodszy postawił starszemu. Jednak Glen nigdy wcześniej nie pomylił się tak bardzo jak teraz...

         Starszy był od niego o wiele silniejszy i bardziej doświadczony. W momencie, w którym młodszy na niego naskoczył zastanawiał się, czy ktoś kiedyś mówił mu, że jego nerwy to pitbulle nie trzymane na wodzy i gryzą, mocno gryzą i gonią aż po horyzont. Te bestie się strachem żywią a jedząc jego dusze tyłyby.* Jego rozmyślania przerwał drugi zadany przez młodszego cios, mianowicie wymierzony prosto w jego nos lewy sierpowy, na który chłopak nie mógł już utrzymać nerwów na wodzy. Podbiegł do chłopaka i mocno złapał go za kołnież odświętnej, białej koszuli którą ten ubrał aby ładnie prezentować się na uroczystości. Mocno zacisnął pięści na materiale i przywarł młodszego, jeszcze niczego nie świadomego chłopaka do ściany, sprawiając mu przy tym nie małe trudności z oddychaniem. Młodszy był tak zaskoczony posunięciem ze stroy chłopaka jego przyjaciółki, że w pierwszej chwili w ogóle nie zareagował, jednak po chwili otrząsnął się i korzystając z chwilowej nieuwagi szatyna wyrwał się z uścisku. Starszy przeklą swoje roztargnienie pod nosem, a złość zagotowała się w nim ze zdwojoną siłą widząc jak Glen wymierza mu kolejny cios. Tym razem jednak zareagował. Wykonał zgrabny unik, łapiąc pięść bruneta w locie i samemy prezentując mu podobny prezent, na co młodszy odleciał kawałek do tyłu mocno się przy tym zataczając. Wytatuowany uśmiechną się pod nosem na swoje dzieło, jednak nie mógł długo triumfować bo chłopak chwilę potem był gotowy do dalszej walki. Jesse czuł że ma godnego przeciwnika, jednak jego lata praktyki i niemałe doświadczenie znacznie górowały nad młodszym chłopakiem więc pewno było jedno. Ta walka zdecydowanie będzie miała jednego zwycięzcę.
              Jesse momentalnie podskoczył do bruneta, łapiąc go mocno za gardło i zaciskając na nim mocno dłoń. Chłopak próbował uwolnić się z uścisku, jednak wytatuowany był znacznie silniejszy i rozluźnił uścisk dopiero w momencie w którym młodszy kopną go mocno w okolice krocza. Zwinął się z bólu łapiąc za zaatakowane miejsce, i na chwilę wyłączony z gry nawet nie zoriwntował się kiedy dostał kolejny cios, prosto w twarz. Wytatuowanemu lekko zakręciło się w głowie, jednak szybko otrząsnął się, i totalnie już wściekły doskoczył do młodszego zadając 3 ciosy pod rząd prosto w twarz. Chłopak jęknął i upadł na ziemię, z czego Jesse tylko skorzystał siadając na nim okrakiem i okładając jego twarz pięściami.
– Przeproś mnie, nie będziesz się tak do mnie odzywał ty mały gówniarzu! Dobrze wiesz, że to nie ja ją zabiłem, ale jeśli jeszcze raz wyskoczysz mi z taką akcją to nad tobą nawet nie będę się wahał! - syknął starszy prosto w zakrwawioną i posiniaczoną twarz młodszego.
– Prędzej dam się rozszarpać psom niż cię przeproszę. - odgryzł się młodszy, nieświadomy jeszcze tego jak ogromny błąd popełnia.
               Wytatuowanemu puściły już wtedy hamulce. Wstał, przeżucił sobie przez ramię ledwo już żywe zwłoki młodszego chłopaka i pomimo jego protestów skierował się do swojego samochodu. Kiedy znalazł się już blisko maszyny rozejrzał się nerwowo, czy aby na pewno nie ma tutaj żadnych świadków, i kiedy uznał teren za czysty umieścił chłopaka w bagażniku, uprzednio kneblując go i związując mu dłonie tak mocno, że chłopak stracił w nich czucie.
– Nie mam psów, ale mam o wiele lepszy pomysł, spodoba ci się. - uśmiechną się łobuzersko starszy i zatrzasnął drzwi bagażnika pojazdu, zostawiając młodszego w kompletnych ciemnościach. Jeszcze raz przeczesał teren wzrokiem, po czym odszedł na chwilę od samochodu, z powrotem kierując się na grób swojej dziewczyny. Stanął nad marmurową płytą i spojrzał na nią smutno. Pocałował dwa palce po czym przyłożył je delikatnie do zimnego kamienia. - Już nie długo. Nie będziesz tam sama. - szepnął, po czym posłał płycie ostatnie, przepełnione żalem spojrzenie i odszedł w stronę auta.
              Totalnie ignorując jęki dobiegające z bagażnika, wsiadł na miejsce kierowcy i odpalił silnik. Puścił głośną muzkę, żeby zagłuszyła błagalne nawoływania młodszego chłopaka i wyjechał na drogę. Po parunastu minutach jazdy zatrzymał się pod starą fabryką. Podjechał oczywiście od tyłu, żeby uniknąć ewentualnych świadków. Tam zgasił silnik i wysiadł z samochodu, kierując się w stronę bagażnika. Otworzył klapę, a oczy młodszego zostały zaatakowane oślepiającym światłem słonecznym. Próbował powiedzieć coś do starszego, ale przez taśmę którą miał przyklejoną na ustach słychać było tylko niezrozumiałe burknięcia. Jesse uśmiał się pod nosem widząc bezradność chłopaka, po czym brutalnie wyciągnął jego obolałe ciało z pojazdu. Kiedy tylko stopy Glena zetknęły się z ziemią ten próbował wyrwać się z uścisku wytatuowanego ale ten był znacznie większy i slinieszy, także jego próby skomentował tylko cichym parsknięciem. Zamkną samochód i kurczowo zacisną dłoń na karku chłopaka prowadząc go do wnętrza fabryki. Tam skierował się do jednej z wielu piwnic, oznaczonej jak się później okazało cyfrą ,,91''. Starszy dobrze znał to miejsce, ponieważ za młodu, razem z innymi chłopcami był tutaj długo przetrzymywany i zmuszany do różych, okropnych rzeczy. Na samą myśl chciało mu się krzyczeć, co tylko potęgowało to do czego był zdolny. Kiedy znaleźli się już parę metrów pod ziemią, a światło słoneczne przestało się już tutaj przedostawać, Glen spojrzał jeszcze na blade promienie, nie wiedząc, że był to jeden z ostatnich razy kiedy je widzi.
                  Za ogromnymi, stalowymi drzwiami znajdował się pokój, z pozoru zwykła piwnica, z ustawionym na samym środku krzesłem i ledwo zipiącą już gołą, migającą żarówką, która była tutaj jednynnym oświtleniem. Nic nie wydawało się tutaj nadzwyczajne, jednak tylko z pozoru, bo do owego, pojedynczego krzesła przymocowany były pasy umożliwające przymocowanie do niego nóg i rąk. Glen widząc to zamarł, próbując poraz ostatni wyrwać się z uścisku starszego chłopaka, ale było już za późno. Wytatuowany wepchnął go do środka, zatrzaskując za sobą stalowe wrota, zabepieczając je jeszcze kluczem, który wrzucił potem do ścieku kanalizacyjnego znajdującego się w podłodze.
– Co ty robisz? Oszalałeś?! - krzyknął przerażony chłopak, zdoławczy ściągnąć taśmę ze swoich ust. Wbił wzrok w starszego, który spuścił głowę wpatrując się w oddalający się na zawsze klucz. Po chwili jego głowa zaczęła wolno unosić się w stronę młodszego, a w jego zupełnie teraz czarnych od wściekłości oczach widać było żądzę mordu. Uśmiechnął się do młodszego, po czym podbiegł do niego łapiąc mocno za gardło i stłumiając jego protesty i próby ucieczki umiejscowił go na krześle, mocno przytwierdzając jego dłonie do drewnianej konstrukcji, podobnie postępując później ze stopami. Zadowolony ze swojego osiągniecia oddalił się w głąb pokoju po czym wrócił, ciągnąc za sobą dwa, metalowe pręty, połączone kablami, mającymi swój koniec w zupełnie ciemnej, niedostrzegalnej części pomieszczenia. - Jesse, po co ci to, wypuść nas stąd! - błagał Glen, czując jak jego oczy zachodzą łzami. Nigdy nie widział wytatuowanego w takim stanie. Był przerażający. Jego oczy były zupełnie czarne, twarzy wyprana z emocji, a na czole pojawiło się parę kropli nerwowego potu. Nie odpowiedział. Wolnym krokiem zbliżył się do młodszego, po czym wciąż dzierżąc w dłoni
okablowane pręty kucną przed nim.
– Niedługo wszyscy będziemy razem, rozumiesz? Tylko najpierw muszę cię trochę ukarać, dlatego bądź dobrym chłopcem i nie wierć się, bo tylko bardziej sobie zaszkodzisz. - odparł spokojnie Jesse, a kiedy Glen miał już otwierać usta żeby zaprotestować, wytatuowany nagle wbił oba przedmioty w uda chłopaka. Młodszy wydał z siebie przenikliwy krzyk. Ból był nie do zniesienia, a te dwa metalowe pręty wbiły się w niego mniej więcej do połowy jego nóg. Chłopak miał wrażenie że zaraz zemdleje. Nie mógł nic zrobić, jego ręce i nogi były szczelnie związane, dlatego mógł się zdać jedynie na łaskę Jessego i Boga. Krzyczał w niebo głosy, co było jedynie muzyką dla uszu wytatuowanego, jednak prawdziwy koszmar miał dopiero nadejść. Jesse z wielkim uśmiechem na ustach podszedł do małego włącznika na ścianie, a kiedy przekręcił go w dół, żarówka wisząca nad młodszym wybuchła oślepiającym światłem, dając przy tym energię kabelkom połączonym bezpośrednio z metalowymi prętami wbitymi w chłopaka. W rezultacie energia wyprodukowana przez żarówkę przepuściła ogromne ilości zabójczego prądu, kablami, przez metalowe pręty wprost do ciała chłopaka. Chłopak zaczął się telepać i krzyczeć jeszcze głośniej, ból był nie do zniesienia. Po paru sekundach Jesse przekręcił włącznik na górę tym samym odcinając dopływ prądu do chłopaka, a ten komletnie bez sił opał na krzesło dysząc ciężko. - Teraz w końcu mnie przeprosisz? - zapytał zupełnie niewinnie. Styrany chłopak, dysząc ciężko podniósł wzrok na wytatuowanego.
– Nigdy. - warkną. Jesse zbladł. Jego twarz była przepełniona bólem i wściekłością, co tylko utwierdziło młodszego jaki błąd popełnił. Wytatuowany bez wachania złapał za włącznik i kompletnie zbywając błagania chłopaka znów przekręcił go ku dołowi. Tym razem sesja trwała prawie dwa razy dłużej niż poprzednio, i kiedy młodszy powoli zaczął odpływać, dopiero wtedy Jesse postanowił to przerwać. Prawie już nieprzytomny chłopak nie był wstanie wydusić z siebie ani słowa, więc tylko dyszał ciężko modląc się w duchu o szybką śmierć. Jesse znów zniknął w ciemnościach pomiesznie, wracając po chwili z dwoma pełnymi benzyny kanistrami. Zaczął oblewać wszystko dookoła, w tym ledwo żywego już chłopaka i samego siebie. Widział, że musi to zrobić. Czuł, że tylko w taki sposób będzie mógł odwdzięczyć się Devon. To wszystko robił z ogromnej miłości do niej. Rozlewając ostatnie krople drugiego zbiornika poczuł jak po jego policzkach znów zaczynają płynąć łzy. Powoli zaczynał zdawać sobię sprawę jak ogromny błąd popełnia robiąc to wszystko ale wiedział też, że było już za późno. Drżącą ręką sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej paczke papierosów i zapalniczkę. Włożył sobie jednego do ust i podpalił zaciągając się mocno. Zbliżył się do nieświadmomego już niczego bruneta i spojrzał na jego nieobecną twarz wsłuchując się w jego szybki oddech, po czym wybuchł przenikliwym płaczem. Uniósł dłoń i pogłaskał go lekko po policzku, popierając kolejne porcje trującego tytoniu wprost do swoich ust.
– Zobaczysz, tak będzie lepiej, ona napewno by tego chciała Glen, jesteśmy jej to winni. - zaszlochał, jednak chłopak nie był w stanie nic mu odpowiedzieć. Po paru chwilach szatyn wstał na równe nogi i podszedł do jedynego, małego okienka w tym pomieszczeniu. Było zabite deskami jednak chłopak wyrwał spróchniałe drewno i rzucił za siebie, wpuszcając do środka parę promieni słonecznych, na które mieli spojrzeć poraz ostatni. Uśmiechnął się szeroko i ostatni raz zapłakał, biorąc przy tym głeboki oddech.
– Patrz Glen, to ona, to ona się do nas uśmiecha, woła nas do siebie, widzisz? - zwócił się do młodszego, jednak ten w dalszym ciągu nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Jesse otarł zapłakane policzki, po czym zaciągnął się papierosem poraz ostatni i rzucił niedopałek na ziemię. W mgnieniu oka cała podłoga zaczęła zanosić się żywym ogniem, w zaskakującym tępie rozprzestrzeniając się wzdłuż rozlanych stróżek benzyny. Wytatuowany patrzył na to wszystko, czując w sercu błogość, a kiedy płomienie zaczęły zajmować bezwiedne ciało Glena uśmiechnął się szeroko. Usiadł pod ścianą obserwując bacznie całe widowisko, i tylko czekał aż śmiertelny ogień przyjdzie i po niego. Kiedy przyszedł, chłopak nawet nie czuł bólu. Cieszył się, nareszcie dostał to na co zasługiwał. Bolesną, długą śmierć. Na początku płonienie opanowały jednynie jego stopę, jednak chwilę potem zaczęły piąć się górę, żeby po paru minutach opanowąć całe jego ciało. On nawet nie krzyczał, tylko całkowicie oddał się przyjemności jaką był dla niego ból i cierpienie. Widział, że nareszcie będzie szczęśliwy i tak naprawdę nie wyobrażał sobie ciągnąć swojego nędznego życia dalej. Teraz nareszcie miał być szczęśliwy.

* taco 💞

Moze pomyślicie ze jestem popierdolona No ale cóż... Jestem, a najlepszy jest fakt, ze ten one shot był prezentem dla mojej fufelki, bo zawsze mowila jak to nie lubi Glena. Teraz podobno zrobiło jej sie go szkoda. Anyway, idę się leczyć. Wam tez polecam po przeczytaniu.

U R My Brother | Jesse Rutherford ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz