Rozdział 16

322 34 4
                                    

Louisa przebudziły krople deszcz, które od nowa rozpoczęły symfonię. Mimo zwiastuna brzydkiej pogody, Lou otworzył oczy i uśmiechnął się. Dobry humor wciąż go trzymał. Nie widział, lecz wyobrażał sobie podwieszany sufit i duży żyrandol z kryształów, od których odbijały się promienie słońca. Jego wizja była zdecydowanie piękniejsza od realnej. A teraz oczami wyobraźni zobaczył obok siebie nagą Nanette, która spokojnie oddychała w przyjemnym śnie. To nie było złudzenie. Ciepłe ciało było wtulone w jego, gorący oddech szatynki owiewał jego klatkę piersiową. Uniósł rękę, by przesunąć palcami po nagich plecach Nan. Dziewczyna poruszyła się, powoli otwierając oczy. Była jeszcze w półśnie, lecz pamiętała z kim i dlaczego leżała w salonie na dywanie, okryta kocem. Spędziła noc z ukochanym i nigdy nie cofnęłaby czasu. Czuła, że była teraz w odpowiednim miejscu.

– Dzień dobry, kochanie – szepnął Louis w języku hiszpańskim.

Nan uśmiechnęła się pod nosem i w odpowiedzi pocałowała go delikatnie. Ich wargi zetknęły się w zachłannym pocałunku, podczas którego Louis wplótł palce we włosy dziewczyny.

– Chyba pora, żeby zacząć wstawać – mruknął.

– A po co? Jest sobota, ja nie mam zajęć, a ty pójdziesz do pracy trochę później. Diego ma wystarczając dużo pomarańczy.

– Skąd wiesz? Może kawiarnie odwiedziła pielgrzymka, a my dopuścimy, że zabraknie soku.

– Oczywiście – prychnęła i zaśmiała się.

Gdy obydwoje byli ubrani, Nan zaprowadziła chłopaka do kuchni. Gosposia jeszcze nie przyszła, wiec Nanette zajęła się robieniem śniadania. Louis chciał jej pomóc, ale nie znał położenia rzeczy w tym pomieszczeniu. Z jednej strony było mu nie zręcznie, lecz Nan wydawała się zrelaksowana gotowaniem i tyle mu wystarczyło.

***

Louis siedział na dosyć niewygodnym krześle z dłońmi splecionymi przed sobą. Głowę opuścił i czekał. Czekał na wyniki badań, czując jak jego serce bije nierówno. Wylądował w tej klinice przy oporze Nanette, która nie chciała odpuścić i postanowiła zrobić wszystko, żeby Louis odzyskał wzrok. Poza tym on powinien grać, posiadając tak niebywały talent. Powtarzała to nieustannie, jak mantrę. Miała odpowiednie możliwości i teraz je wykorzystywała. Chociaż Lou był osobą, która nigdy się nie skarżyła. Nie szukała problemów, bo z życia powinno się brać jak najwięcej i cieszyć każdą chwilą. Życie było darem i dawało mu takie samo szczęście, nawet jak nie widział. Pokonywanie problemów stawiał sobie jako cel. I co? Udawało mu się.

Nan nie było teraz przy nim. Na uczelni miała bardzo ważny egzamin, którego nie mogła opuścić. Na korytarzu czekał Joseph, który przywiózł Lou i pomógł mu się poruszać. To było niezbędne, gdyż Louis nie znał tego budynku, mógłby mieć problem. Szatyn westchnął głośno i w końcu usłyszał skrzypienie drzwi. Lekarz wrócił do gabinetu.

– Panie Tomlinson – powiedział po angielsku, wiedząc, że pacjent może mieć trudność z rozumieniem wszystkich medycznych terminów. Został wcześnie uprzedzony przez Nan. – Mam bardzo dobre wieści. Operacja będzie możliwa. – dodał. – Konsultowałem się z chirurgiem. Twierdzi to samo.

– To... będę widział? – wydusił z siebie zaskoczony.

– Tak, zdecydowanie tak. Doszło do uszkodzenia nerwu. Jesteśmy w stanie panu pomóc.

– To dobrze. – Uśmiechnął się jak chłopiec. – Chcę widzieć, żeby móc grać dla Nanette więcej piosenek. I będę mógł ją podziwiać. Ona jest największym powodem.

– Ukochana?

– Najdroższa.

Pianista - Widzę dotykiem |Tomlinson| ✔Where stories live. Discover now