Chapter 1

25 2 2
                                    

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez stare spruchniałe deski domku, w którym spędziłam już równy tydzień. Nie wiem co tu robię, po prostu nic nie pamiętam. Chatka znajduje się w dębowym lesie. Nieopodal jest małe miasteczko, do którego już raz zdążyłam zawitać gdy poszukiwałam czegoś co mogłoby przywrócić mi choć skrawek pamięci. Niestety wszyscy mieszkający tam ludzie są jacyś dziwni. Nie patrzą mi w oczy, nie odpowiadają na pytania. Zachowują się jakbym nie istniała. Między nimi również nie zauważyłam jakiś większych więzi. Rzadko spotykam aby ktoś do kogoś powiedział choćby ,,Dzień dobry!", a jak już to zrobi, to tak wręcz depresyjnym głosem, że i mi odechciewa się żyć.
Usłyszałam pukanie do drzwi, które szczerze mnie wystraszyło mimo tego, że nie było ono głośne. Powoli podeszłam w kierunku wejścia i odkluczyłam je.
- Dzień dobry złotko - starsza pani uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Dzień dobry - odpowiedziałam niepewnie, gestem ręki zapraszając kobietę do środka.
- Jak ci się podoba w naszym miasteczku?
- Jakoś dziwnie tu, wszyscy mnie ignorują - wyszeptałam widocznie zawiedziona.
Na twarzy babuszki widać było zakłopotanie, kiedy jej kąciki ust gwałtownie powędrowały w dół.
- Och, kochanie, nie przejmuj się, nikt tu nie zwraca zazwyczaj na siebie uwagi. A tak zmieniając temat, czym ty się żywisz? Wyglądasz na strasznie wychudzoną.
- Od tygodnia nie mam co jeść, raz znalazłam jakieś drobne w kieszeni, to kupiłam wodę i bułkę, ale na nic więcej nie było mnie stać - było mi strasznie wstyd w tym momencie.
- A rodzice? Nie wysyłają ci pieniędzy?
- Nie wiem co z nimi, w sumie nic nie wiem.
- W takim razie zapraszam do siebie. Możesz przychodzić codziennie, kiedy tylko zechcesz - złapała moją dłoń.
- Dziękuję, ale nie powinnam.
- Nic się nie martw skarbie, będzie dobrze. Teraz muszę już iść - podeszła do drzwi i zanim je za sobą zamknęła, zwróciła się jeszcze raz do mnie.
- A właśnie, żeby trafić do mnie musisz wyjść z lasu na główną ulicę, skręcić w lewo przy przystanku numer 152 i trzeci dom na prawo będzie mój.
- Jeszcze raz, serdecznie pani dziękuję - uśmiechnęłam się jak najszczerzej potrafiłam.
- Och złotko, mów mi Sarah.
- Jestem Brooklyn - wyciągnęłam dłoń, ale siwowłosa kobieta zamiast ją uścisnąć, przytuliła mnie.

Mogłabym być przytulana naprawdę długo i często, bo wręcz to uwielbiam, ale i ja, i Sarah miałyśmy zajęcie. Ubrałam czarne trampki i wyszłam z chatki w poszukiwaniu drewna na opał. Nie znałam dobrze tego miejsca, a jedyna droga a raczej wydeptana dróżka jaką kojarzyłam, to ta prowadząca do miasta. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go głęboko do kieszeni. Powoli ruszyłam w głąb lasu. Co chwile słyszałam jakieś odgłosy jak łamanie gałęzi czy trzepot skrzydeł odlatujących ptaków. Słońce górowało na niebie, ale mimo wszystko drzewa rosły zbyt gęsto, żeby promienie słoneczne dobrze oświetlały drogę. Byłam zła gdy raz po raz potykałam się o własne nogi. Żeby tego było mało, rozcięłam sobie przedramie i nabiłam parę siniaków. Idź po drewno mówili, będzie fajnie mówili. Kłamali kurna.

Zdążyłam uzbierać zaledwie parę gałęzi, ale myślę,  że na jedną noc starczy. Wyczerpania wróciłam do chatki i ułożyłam stosik patyków obok kominka. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie i czułam się naprawdę słabo. Mimo całej mojej godności, honoru czy innego głupstwa,  przez które nie dajemy sobie pomóc,  postanowiłam pójść do Sarah.
Szłam drogą,  którą opisała mi kobieta. Mam nadzieję,  że to właściwy dom. Powoli uniosłam dłoń i delikatnie zapisałam w drzwi. Nikt nie otwierał. Po chwili ponowiłam swoją próbę, ale trochę mocniej. Tym razem poskutkowało. Prawie od razu otworzyła mi Sarah.
- Och kochanie, zdecydowałaś się przyjść? - powiedziała radośnie,  po czym dokładnie mi się przyjrzała. - O mój Boże,  co ci się stało? Wchodź szybko, opatrzymy ci tą rękę!
Leniwie spojrzałam w kierunku mojego prawego przedramienia, już zdążyłam zapomnieć o tym, że coś mi się stało.
- Pocięłaś się?  Proszę powiedz, że to głupi wypadek - zmartwiła się kobieta.
- Zbierałam drewno na opał i zachaczyłam o wystającą gałąź, nic wielkiego - uśmiechnęłam się pokrzepiająco, jednocześnie dając znak, że naprawdę nic poważnego mi nie jest.
- Jeśli potrzebujesz zawsze możesz spać u mnie - zaproponowała, przemywając moją ranę.
- Przepraszam,  ale to już będzie za dużo. I tak już się u pani stołuję.  
- Nie stołujesz,  tylko spożywasz przepyszne posiłki. Tak właściwie,  to jeszcze nie zdążyłaś ocenić żadnego. Na co miałabyś ochotę? - spytała, a w jej policzkach ponownie pojawiły się niewielkie dołeczki. 
- To pani kuchnia, niech pani zdecyduje.
- Twoja - poprawiła mnie staruszka.
- Tak właśnie twoja.
- Co powiesz na naleśniki? Wolisz z dżemem czy serem?
- Och naleśniki. Strasznie dawno ich nie jadłam, jeśli to dla pani nie kłopot,  to zjadłabym z dżemem.
- Jasne, że nie kłopot! Mam konfitury własnej produkcji, więc spokojnie możesz jeść i nie martwić się co jest w środku. 

Pomogłam Sarah przygotować odpowiednie składniki i zeszłam do piwnicy znaleźć jakiś smaczny dżem. Wybrałam truskawkowy, gdyż wręcz go uwielbiałam. Gdy z powrotem znalazłam się u boku kobiety, naleśniki, leżały już usmażone na talerzu.
Jedząc te pyszności,  delektowałam się każdym kęsem. W ciągu ostatnich dni zrozumiałam jak ważne jest dla ludzi jedzenie.
- Są niesamowite - powiedziałam połykając ostatni kawałek.
- Ty jesteś niesamowita złotko - odpowiedziała staruszka.
- Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz.

Czasem przypadek pisze najlepsze historie.

💜💜💜
Jak wam się podoba pierwszy rozdział kochani? Haha mam nadzieję, że historia rozwinie się tak jak powinna :D

Town of Anxiety  || D.O. [ZAWIESZONE]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ