Rozdział 22 "Za nasz Wilczy świat"

4.7K 322 123
                                    

  Zapukałam w grube dębowe drzwi, które prowadziły do gabinetu profesor Lorin. Usłyszałam ciche "proszę" i weszłam do środka.

- Ciociu, mamy problem - przeszłam od razu do rzeczy. Kobieta spojrzała na mnie unosząc przy tym brwi i dała znak ręką abym kontynuowała. - Musimy się przygotować, już niedługo nas zaatakują.

 I właśnie tak cała szkoła dowiedziała się, że niedługo będzie musiała walczyć aby obronić wilczy świat, a także ten ludzki. Już od trzech dni wszyscy uczniowie dobierali sobie nową broń i ćwiczyli całymi dniami. Normalne lekcje zostały zastąpione tymi z taktyki wojennej. Mimo ogólnego przygnębienia wszyscy dawali z siebie co mogli.

- Właściwie skąd wiesz, że protoceini nadchodzą? - spytał Rick kiedy uczyłam posługiwać się mieczem.

- Mam znajomości - sapnęłam robiąc zamach, skutkiem którego drewniana postać przede mną dostała w głowę.

- Ah, no tak. - Chłopak usiadł pod drzewem i zaczął bawić się swoimi sznurówkami. Nagle podniósł głowę i zwrócił ją w stronę głównej bramy. - Czujesz to?

Oddałam się swojej wilczej postaci i pozwoliłam sobie na wyczulenie węchu i słuchu. Od razu poczułam zapach obcych wilków.

- Chodźmy to sprawdzić - mruknęłam w odpowiedzi, mimo że spodziewałam się kogo tam zastanę.

***

  Tak jak myślałam przed bramą do akademii stali moi rodzice z Friną u boku. Spodziewałam się ich, ponieważ to ja ich wezwałam. Sfora ojca już była, setki wilków przemieszczały się po polanie znajdującej się przed ośrodkiem, w którym się uczyłam. Teraz pozostawało nam czekać na moją watahę i gościa... specjalnego, na którego przybycie liczyłam, a którego nie mogłam być pewna.

- Cześć mamo, cześć tato - przywitałam się z rodzicami bez większych czułości. Nie tylko dlatego, że niedawno uciekłam z domu aby dostać się do przyjaciela, którego uratować i tak nie zdążyłam, ale w okresie bliskiej śmierci nikt nie ma ochoty na zbędne uśmiechy, które i tak byłyby wymuszone. Spojrzałam niepewnie na Frinę. Dziewczyna tylko uniosła grubą brew i westchnęła bezsilnie. O wszystkim już jej powiedziałam.

 Przez następną godzinę tłumaczyłam wszystko dyrektorce i profesor Lorin. Pozwoliły zostać wilkom ze sfory ojca przed akademią, ale wolały aby nie wchodziły do budynków i nie zakłócały spokoju uczniów, którzy moim zdaniem nie byli w żadnym stopniu spokojni.

 W końcu mogłam w samotności, bez żadnych niechcianych świadków porozmawiać z Friną.

- To naprawdę jest pheancil! - Tak wyglądała reakcja dziewczyny kiedy zobaczyła Żelka. Skrzywiłam się i skinęłam głową, wolałam używać nazwy pegarożec... mimo, że była dziecinna.

- Nazywa się Żelek - przedstawiłam mojego wierzchowca.

- Sam mogłem się przedstawić - mruknął zniesmaczony koń.

- I umie mówić!

- Następna... - Pegarożec zarżał lekceważąco i na powrót zaczął przeżuwać trawę. Czasem zastanawiałam się czy on w ogóle robi coś innego niż jedzenie.

- Okej, muszę poćwiczyć - powiedziałam po czym kucnęłam przed szklanką wody, którą przyniosłam z pokoju. Wzięłam głęboki wdech i wystawiłam przed siebie prawą rękę. Przymknęłam delikatnie oczy starając się skupić, tak jak uczyła mnie Aronia. Zacisnęłam rękę w pięść, a po palcach przebiegły chłodne iskierki energii. Kiedy poczułam słaby wystrzał mocy rozluźniłam dłoń i otwarłam oczy. Z uśmiechem satysfakcji dotknęłam opuszkami palców zamrożonej wody. Uniosłam spojrzenie na zdziwioną Frinę. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła obok mnie.

Wilczy ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz