Prolog

32 2 1
                                    

Twarz wroga przeraża mnie wtedy, gdy widzę, jak bardzo jest podobna do mojej


No i nastał ten dzień. Sam dyrektor odprowadza go przed szkołę. Tam, gdzie czeka jego największy wróg. Chłopak czuje się jak niemowa. Profesor Dumbledore uśmiecha się jeszcze słabo i klepie go po plecach.

- Będzie dobrze...

Zdawało się, że chciał powiedzieć coś więcej, ale głos uwiązł mu w gardle. Bo i co powiedzieć chłopakowi, który dostał właśnie swój wyrok? Wyrok gorszy od dożywocia w Azkabanie. Co powiedzieć, gdy wielki rozrabiaka i wesołek stracił cały zapał?

Jack idzie jakby do nóg miał przytroczone więzienne kule. Bał się tego dnia. Bał się odkąd dostał ten przeklęty list. Do tej chwili nie był sam. Miał kogoś kto go pocieszał, kogoś kto zwykle obrzucał go obelgami, ale rozumiał ten ból. Nawet na tę myśl, nie mógł się uśmiechnąć.

- Dzień dobry panie Bizarre – dyrektor ściska rękę jego wroga i potrząsa nią delikatnie – Najszczersze kondolencje.

- Dziękuje profesorze – mamrocze tamten.

Jack krzywi się tylko, gdy jego wróg próbuje ukazać skruchę i żal. Wierzy, że ten cierpi, bo jakby mógł nie cierpieć? Jednak ten ból w oczach wydaje mu się sztuczny.



I bez magii przyjdzie nam się rozczarować


Śnieg skrzypi pod butami dwójki Bizarrów. Nie rozmawiają. Idą w milczeniu, którego żaden nie przerwie. Jack czuje pustkę. W sercu, duszy i czymkolwiek, co mu jeszcze pozostało. Jeszcze kawałek i teleportują się do rodzinnej wioski. Ślizgon zaciska oczy, by nie pokazać ojcu łez. Cały jest rozedrgany. Zastępca szefa biura kwatery głównej Aurorów patrzy na niego z litością i pożałowaniem.

- Nic nie powiesz? - a jednak spróbował przerwać ciszę.

Tyle, że Jack nie zamierza odpowiadać. Przybiera posępny wyraz twarzy i przyśpiesza kroku. Chce mieć to za sobą. Chce wrócić do swojego pokoju i wypłakać oczy w poduszkę. W tej chwili nie wierzy w to, że szeroki uśmiech powróci na jego twarz. To przecież niemożliwe, by uśmiechał się po czymś takim. Przekraczają granicę Hogsmeade i już spokojnie mogą się teleportować. Robert wyciąga rękę do syna i nie ukrywa rozczarowania. Ślizgon ledwie dotyka tej ręki byłego Gryfona. Przywykł do tego wyrazu twarzy ojca. Nawet teraz..... Gdy Abigale odeszła.... Ojciec pokazuje mu jakim to Jack jest nędznikiem i zmazą na honorze rodziny.



Ludzie nie płaczą, bo są słabi. Płaczą bo byli silni zbyt długo


Krople zimnego deszczu ukrywają liczne słone łzy spływające po twarzy młodego Bizarra. Nawet w tym tłumie ludzi patrzącym na zimną i sztywną twarz jego matki czuje się sam. Tylko przy niej czuł się inaczej, a teraz jej nie ma.

- Jak umarła? - pyta ktoś stający w oddali, a chłopak ma ochotę łkać na głos.

Biała sukienka, uśmiech na twarzy, jakby tylko spała. Mimowolnie i jej syn się uśmiecha. Dobrze, że zmarła z uśmiechem. Tyle zostało mu pociechy. Ktoś zamyka trumnę, a ksiądz odczytuje kolejne słowa Pisma. Abigale zasnęła na wieki.

Po drugiej stronie grobu stoi dorosły Bizarre. Jack czuje na sobie jego spojrzenie. Gniewne i pełne wyrzutów. Chyba nigdy go nie zadowoli. Kolejne łopaty ziemi przykrywają mahoniową trumnę. Mokra ziemia bębni wraz z deszczem o wieko, gdy spada zrzucona przez ludzi. Teraz chłopak czuje ból w sercu. Nogi wrosły mu w ziemię, a twarz zbladła. Kolejni ludzie udają się do pomieszczeń, by schować się przed deszczem. Zostało tylko dwóch najbliższych sercu zmarłej mężczyzn.

Nagrobek już stoi. Robert Bizarre, jego ojciec i największy wróg, podchodzi do niego i całuje zimny kamień z wygrawerowanym nazwiskiem.

- To twoja wina... Jack – mówi do chłopaka i odchodzi za resztą.

Ślizgon nadal tam jest. Przy ciężkiej, kamiennej płycie. Upadł na kolana i ręką gładzi zimny marmur. Jego łzy spadają wraz z deszczem na znicze. Opuściła go w najgorszym momencie.



Do cholery, co się dzieje z tym światem? Wszyscy, wszędzie widzą tylko zdrady, nawet gdy wierność osiąga już granice możliwości...


Jest środek nocy. Burza rozszalała się na dobre. Pioruny walą w pobliskie drzewa, gdzieś zapaliła się stodoła. Nikt nie zwraca uwagi na płaczącego chłopca, który nadal klęczy przy grobie matki, nie zważając na błoto. Przytula marmur i wsłuchuje się w śmiech nieba. W jakimś domu, nieopodal cmentarza, pali się światło. To tam rozmawiają i piją wszyscy krewni i znajomi. Napuchnięte oczy chłopca wpatrują się w okno. Deszcz utrudnia mu rozpoznanie kształtu widzianego za szybą, ale Jack wie, że to ojciec. Stoi tam z kieliszkiem czerwonego wina i myśli, że jego syn udaje. Ślizgon jednak nie udaje i nie zważając na nic trwa przy grobie.



Te moje czekanie na Jego zrozumienie coraz bardziej wydaje mi się żałosne.


Pierwsze promienie słońca nagrzewają już grób Abigale. Tuż przy tym grobie w wielkiej kałuży leży największy żałobnik - jej syn, Jack. Natomiast nad nim stoi mąż zmarłej - Robert – i przygląda się swojemu dziecku. Wino i uraza sprawiają, że nie patrzy z litością, a z wyrzutem. Podbiega do nich jakaś ciotka przy kości i z krzykiem stwierdza, że syn Abigale spał przy jej grobie.

- Jeszcze coś złapie i umrze zaraz po niej – łapie się zrozpaczona za głowę – Biegnę po koce! Robert obudź go.

Ciotka znika, odprowadzana przez wzrok Roberta. Mężczyzna unosi brwi i delikatnie kopie chłopca. Ten otwiera oczy, a jego ubłocona twarz ukazuje rozpacz. Spogląda na ojca z bólem, ale czuje nienawiść. Robertowi udało się zasiać to ziarno wrogości. Jack tak długo kochał ojca, bał się go, ale kochał. Teraz już tak nie będzie.

Ślizgon wstaje i ubłoconą ręką głaszcze grób matki. Całuje marmurową płytę i ociekając brązową mazią odchodzi z cmentarza. Ojciec odprowadza go, tak jak wcześniej ciotkę, wzrokiem.


Są rzeczy, od których nie można uciec, nawet jeśli odejdzie się bardzo daleko.


Grupka krewnych zmierza już szybkim krokiem na cmentarz, by pojęczeć nad Jack'iem. Litować się i pieścić. Widzą już chłopca zmierzającego w ich stronę, widzą jego ojca, który stoi ze łzami w oczach nad grobem żony. Całe ich współczucie przechodzi na starszego żałobnika, który pił z nimi całą noc. Już nie chłopiec, który zasnął podczas burzy przy grobie rozmiękcza ich serca.

Raz jeszcze chcą spojrzeć na młodszego, porównać żałość obydwóch. Widzą już tylko pustą ścieżkę na cmentarz, bo Ślizgona na niej nie ma.

- Widać, że nie Gryfon. Brak mu honoru i odwagi, by zmierzyć się z bólem. Zasmarkany Ślizgon, tchórz – podsumowuje ciotka, która niedawno biegła zatroskana po kocyk dla Jack'iego.


Ten pozytywy Ślizgon II HogwartDonde viven las historias. Descúbrelo ahora