Na bosaka

14 1 3
                                    

- Bizarre! Do dyrektora! – wykrzyczała profesor od transmutacji i wskazała na drzwi.

Szczupły brunet siedzący w trzeciej ławce w rzędzie przy oknach uśmiechnął się głupkowato i machnął swoją różdżką. Unoszący się w powietrzy wielki włochaty szczur opadł na ławkę i momentalnie zmienił się w sakiewkę rudowłosej dziewczyny, która miała nieszczęście siedzieć nieopodal. Piski przerażonych pań natychmiast ucichły. Tymczasem wywołany zgarnął swoje rzeczy do torby, przewiesił ją przez ramię i nadal bezczelnie wesoły opuścił swoją ławkę.

- Tylko nie waż mi się włóczyć po korytarzach. Spytam dyrektora, czy do niego dotarłeś.

Chłopak skinął głową, na znak że rozumie i ruszył ku drzwiom wyjściowym. Tuż przed nimi odwrócił się jeszcze na chwilę, obdarzył nauczycielkę i uczennice promiennym uśmiechem, poprawił swój zielono-szary krawat i wyszedł z klasy.

- Do następnej lekcji, pani psor! – rzucił lekko, zanim drzwi zamknęły się za nim.

Nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi oburzonej nauczycielki. Rozejrzał się na boki, przez chwilę zastanawiając się, czy rzeczywiście udać się do dyrektora. Ostatecznie jednak wzruszył ramionami i obrał kierunek na błonia. Lekcja i tak za chwilę się kończyła i niebawem cała wesoła hałastra uczęszczająca do Hogwartu miała tam wybiec z okrzykiem radości. Nogi same poprowadziły młodego Bizarre'a w odpowiednim kierunku. Kto by pomyślał, że ledwie cztery lata temu chłopak czuł się tutaj zagubiony. Wielkie mury straszliwie go przytłaczały, sprawiając, że czuł się mały i nic nieznaczący. Na szczęście zdołał je okiełznać i jeszcze jako pierwszoroczniak zwiedził dachy zamku. Później oczywiście oberwał za to po uszach, ale wygrał zakład. I tak rozpoczęła się jego kariera rozrabiaki. Szkoda tylko, że w zielonych barwach. W sumie jemu samemu nie przeszkadzało to, że mieszkał w lochach, w Domu Salazara, ale jego ojciec był zawiedziony. Jeszcze do niedawna Jack'owi było z tego powodu przykro, robił wszystko by udowodnić ojcu, że wart jest jego miłości. Dopiero po śmierci matki chłopak przestał się łudzić. Już nigdy nie odzyska kochającego ojczulka, który sadzał go na swoich kolanach i całował w obtłuczony łokieć.

Z głową chmurach Jack dotarł na otwartą przestrzeń. Była jesień i trawa zdążyła już zżółknąć, a przy chatce gajowego rosły soczyście pomarańczowe dynie. Chłopak jednak obrał inny kierunek, jezioro. Uwielbiał się nad nim rozkładać, opierać plecami o drzewo i marzyć. W każdym razie wtedy, gdy nikt nie patrzył. Bo jeśli tylko w pobliżu była widownia, to nie wypadało mu zachowywać się normalnie. To też najczęściej widywany był na gałęziach z głową spuszczoną w dół lub w samych bokserkach zanurzony do pasa w wodzie mimo chłodu czy zakazów. Tym razem, na całe szczęście, był sam. Zamiast jednak opierać się o drzewo, przysiadł tuż na skraju wody, ściągnął buty i skarpety, po czym zanurzył stopy w lodowatej tafli. Jego myśli krążyły wokół pewnego cmentarza, który tak niedawno był zmuszony odwiedzić. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.

- Mamo... Dlaczego teraz? – spytał szeptem, unosząc oczy ku niebu – Teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje? Widzisz... Poznałem tu wielu ludzi, wielu wspaniałych ludzi. Tylko że... Wciąż nie mam przyjaciół. Zaczynam tracić ochotę na to wieczne uśmiechanie, na te głupie żarty, zresztą w tej branży już ni jestem sam... Czwórka drugorocznych robi coraz więcej szumu dookoła siebie. Są całkiem okej... Tylko trochę zadufani, jak to Gryfoni...

Na tym skończył swoją rozmowę z duchem, więc westchnął ciężko i położył się na trawie. W oddali już słyszał śmiechy wybiegających na błonia dzieciaków. Na chwilę zamknął oczy i już, już miał je otwierać, gdy coś przysłoniło mu słońce, które do tej pory przyjemnie grzało jego poliki.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 16, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ten pozytywy Ślizgon II HogwartWhere stories live. Discover now