2.

40 6 6
                                    


- No to co, Liso? Zaprezentujesz ćwiczenie, które zadałem Ci na ostatnich zajęciach.

Byłam zbyt zajęta obserwacją Damiena, aby móc skupić się na ćwiczeniu, profesorze.

- Właściwie dlaczego na moich zajęciach jest ten chłopak?

Opuściłam sprężyny w werblu, po czym zajęłam miejsce za zestawem perkusyjnym zaciskając w dłoniach pałki. Zmieniłam szybko temat, bo przyznanie się, że nie jestem przygotowana byłoby trochę upokarzające.

- Damien szuka perkusisty do nagrania singla, może w końcu wykorzystasz swoje umiejętności, Liso.

No właśnie, to Lisa mogła wykorzystać swoje umiejętności, bo je posiadała. Ja mogłam co najwyżej podawać jej pałki.

- Vero.

Przeżyłam niewielki zawał serca, gdy moja miłość upomniała mojego profesora. Oczywiście nie dałam tego po sobie poznać i udając, że nie usłyszałam poprawki, ponownie zwróciłam się do profa.

- Nie mogłam rozczytać się z nut, dlatego zagram ćwiczenie, które wykonałam na zaliczeniu.

- I nie masz zamiaru spytać mnie, czy możesz od tak zmienić sobie ćwiczenie?

Staruszek uzupełniał coś w kalendarzu i odpowiedział mi pretensjonalnym głosem.

- Nie.

Szepnęłam sama do siebie, po czym zaczęłam grać. Pomyliłam się dwa razy, ale zagrałam w tempie i swoje wykonanie w skali od 1 do 10 oceniłabym na mocne 7.

- Jak widać nie jest wirtuozem, ale do prostych rytmów na nagrania się nada.

Profesor patrzył to na mnie to na Damiena. Nawet nie zapytał czy miałabym ochotę dla niego grać, traktował mnie jak przedmiot. Oczywiście moim marzeniem było spędzenie czasu sam na sam z najpiękniejszym człowiekiem świata, ale mimo wszystko chciałam, aby ktoś mnie o cokolwiek pytał.

- Liso, możesz już wyjść.

Staruszkowi musiała bardzo spodobać się prezentacja, skoro zaledwie dziesięć minut po rozpoczęciu lekcji pozwolił mi opuścić salę. Czując się jak wygnaniec zgarnęłam wszystkie rzeczy i delikatnie przymknęłam za sobą drzwi. Do uszu włożyłam słuchawki i nie odrywając wzroku od wyświetlacza telefonu szłam przed siebie korytarzem podziemi szkoły. Co chwilę poprawiałam niesforne, długie włosy, które plątały się na wszystkie możliwe sposoby. Po wyjściu na parter przechodziłam przez bufet. Gdy zaczęłam słyszeć pierwsze, głośne dźwięki playlisty Damiena oczywiście, ktoś odsuwając krzesło od stolika trącił mnie w biodro.

- Au!

Krzyknęłam nieco głośniej niż miałam zamiar, gdyż muzyka w słuchawkach zupełnie wyciszała otaczającą mnie rzeczywistość. Wzrok wszystkich dziewczyn skierowany był na mnie. Dlaczego? Nie, nie byłam brudna na twarzy. Chodziło raczej o osobę, która chwilę wcześniej uderzyła mnie krzesłem a teraz stała przede mną i poruszała ustami prawdopodobnie mówiąc. Benjamin James. Nie byłam w stanie zrozumieć fenomenu tego człowieka, ale uważany był za TEGO PRZYSTOJNEGO FACETA. Naturalnie jeszcze żadna laska na uczelni nie powiedziała tego na głos, bo wszyscy w szkołach artystycznych starali się zgrywać asertywnych i obojętnych, aczkolwiek gdy ta podobizna głównego bohatera Pamiętników Wampirów przechodziła przez bufet - wzrok dziewczyn powoli unosił się i odprowadzał go do drzwi wyjściowych. Jakim cudem można było fascynować się tym czymś? Skórzana kurtka, buty i sprane jeansy. Jego brązowe włosy sięgały ramion, miał zielone oczy, co kojarzyło mi się z tęczówkami mojego młodszego brata (fu), często unosił brew i uśmiechał się jak 3-letnie dziecko do obiektywu. Pociągnęłam za biały kabelek i wysunęłam słuchawkę.

tam, gdzie zawsze.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz