8 "Mój Dylan"

7.7K 717 240
                                    

Z jednej strony wiedziałem, że muszę go znaleźć, a drugiej bałem się zapuszczać gdzieś dalej, by samemu się nie zgubić. Dotarło do mnie, że najlepszą opcją byłoby zapytanie się jego brata, gdzie Dylan mógł się udać...na szczęście w porę dotarło do mnie jak fatalnie wyglądałaby taka sytuacja. Westchnąłem i postanowiłem, że poszukam go w znanych mi miejscach. Na początek obrałem za cel dom jego przyjaciela, znajdował się tam garaż, w którym odbywały się próby.

Skupiony idąc starałem się przypomnieć sobie całą drogę, a że nie była ona tak okropnie długa, prędko znalazłem się na miejscu. Garaż był zamknięty, ale ja mimo to zbliżyłem się do niego chcąc podsłuchać chociażby rozmowę...Nic, kompletna cisza. Westchnąłem i już miałem ruszyć do drzwi, kiedy dostrzegłem stojącego na ganku Jessie'go. Znieruchomiałem...

- Kogo moje oczy widzą? - uśmiechnął się zadziornie, paląc papierosa.

- Jest może u ciebie Dylan? - zapytałem nie chcąc wdawać się w żadną dyskusję z blondynem...szczerze powiedziawszy nie przepadałem za nim.

- Dylan? Wow...chyba nie jest tak źle skoro to szukasz... Jednak coś się zmieniło. - zmarszczył czoło i spuścił głowę...jakby lekko podenerwowany.

- O czym ty mówisz? - Zmierzyłem go pytającym spojrzeniem, ale ten tylko pokręcił głową.

- Nieważne... Nie ma u mnie Dylana, za to chyba wiem gdzie go szukać. Jest tylko jeden problem.

- Jaki?

- Nie mam nawet ochoty, żeby ruszyć tyłek i pokazać gdzie to... - mruknął i zaciągnął się. Przewróciłem oczyma, powtrzymując się od komentarza.

- Możesz mi przynajmniej powiedzieć co to za miejsce?

- Bar...ten, w którym świętowaliśmy zwycięstwo More'a.

- Okay... - odwróciłem się na pięcie i ruszyłem szybkim krokiem przed siebie...kiedy nagle zatrzymał mnie głos Jessie'go.

- Hola, hola! A gdzie dziękuję?

W odpowiedzi pokazałem mu środkowy palec i pobiegłem dalej.

* * *

Nade mną rozciagało się wieczorne niebo, kiedy dotarłem do baru za pomocą mapki w telefonie, gdyż nie pamiętałem drogi. Trudno mi było wtedy zapamiętać cokolwiek...byłem zaspany i w dodoatku wszystko było pogrążone w mroku.

Wkroczyłem do środka i nie musiałem czekać długo, by po chwili usłyszeć odgłosy bójki...w dodatku głos Dylana!

Rozglądnąłem się i z szokiem dostrzegłem jak brunet szarpie się z jakimś mężczyzną. Niewiele myśląc pobiegłem w ich stronę, przeciskając się między stolikami. Kiedy się przy nich znalazłem, z całych sił starałem się ich rozdzielić, aż w końcu udało mi się to. Złapałem Dylana za rękę i siłą zaciagnąłem jak najbliżej wyjścia. Stawiał się...opuszczenie baru najwyraźniej niezbyt mu pasowało.

- Z-zostaw...mnie...- mruknął, próbując się wyrwać.


- Nie ma mowy! Wracamy do domu...


- Nie jesteś moją matką, nie możesz mi rozkazywać. - jego arogancki ton tylko bardziej mnie zdenerwował.


- W takim razie zadzwonię do niej, by przemówiła ci do rozumu. - odparłem i sięgnąłem po telefon.


- Nie!

- Co: nie?! - warknąłem. - Co ci w ogóle przyszło do głowy, żeby pobić się z tym facetem?!

- On zaczął... - uciekł wzrokiem.

- Ehh...wracamy. - powiedziałem pewnie, jednak brunet pokręcił głową.

- Nigdzie nie idę.

- Jeszcze się przekonamy. - szepnąłem i złapałem go za włosy po czym szarpnąłem w swoją stronę. Dylan jęknął z bólu, przez co zdziwiłem się. Przecież nie pociągnąłem za nie aż tak mocno...

Zabrałem dłoń i otworzyłem oczy szeroko, kiedy dostrzegłem, że jest splamiona krwią.

- K-krwawisz... - Powiedziałem będąc w szoku.

- Ten facet przywalił mi krzesłem w potylicę...

- Czy ty zdajesz sobie sprawę czym grozi takie uderzenie?! - Nie ukrywałem złości.

- Eee...nie?

Westchnąłem i wyprowadziłem Dylana z baru. Kroczyliśmy w stronę domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Ta cisza była taka przytłaczająca... Spuściłem głowę dotrzymując kroku brunetowi. Pokrótce dotarliśmy na miejsce i chłopak w mgnieniu oka znalazł się na górze w swoim pokoju, a ja zabrałem dyskretnie apteczkę. Szybkim krokiem pokonałem schody i już po chwili mogłem dostrzec go siedzącego na łóżku. Zamknąłem drzwi.

- Muszę opatrzyć ci ranę. - Powiedziałem beznamiętnie i klęknąłem na łóżku, za plecami chłopaka. Dylan nawet nie protestował. Teraz też nie odzywaliśmy się do siebie, przez ciszę przemykały się czasem ciche syknięcia chłopaka, nic więcej. Skończyłem i dołożyłem apteczkę do szafy, a More w tym czasie położył się plecami do mnie. Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu podszedłem do chłopca. Usiadłem na łóżku i odgarnąłem mu włosy z czoła...spał, było to po nim widać. Spokojny wyraz twarzy dodawał mu uroku, aczkolwiek nie pasował do niego. To nie był Dylan, którego znam. Mój Dylan patrzył na każdego spode łba i to czyniło jego spojrzenie wyjątkowym.

Zacząłem głaskać jego policzek najdelikatniej jak potrafiłem, by go nie zbudzić. Teraz po części czułem się bezkarny, chłopak nie był świadomy żadnego mojego ruchu. Nagle poczułem łaskotanie w brzuchu i nachyliłem się nad nim, by złożyć pocałunek na skroni Dylana. Nasze twarze dzieliło już tak niewiele, gdy nagle brunet obrócił głowę w moją stronę. Serce mi zamarło...kiedy nasze wargi zetknęły się.

____________________
Jak obiecałam, rozdział jest dzisiaj! ^^ Mam nadzieję, że się spodobał.
Do przeczytania!!!

Zakład [YAOI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz