cztery

520 44 14
                                    

idziesz pod prąd lub z prądem... decyzja zawsze należy do Ciebie  

Było strasznie gorąco. Biała koszula przykleiła się do mojego ciała. Musiałam co chwilę ocierać chusteczką czoło. Jeszcze pięć minut, a rozpuszczę się tu jak czekolada. Czy ci ludzie zawsze muszą się spóźniać?! Miałam ochotę zabić Dominick'a. Rozumiem wszystko, ale to, że on się spóźniał doprowadzało mnie do zielonej gorączki. Czy w tych czasach nie można liczyć na faceta?!

Kochałam go, ale nieraz miałam go dość. Dziś właśnie był taki dzień. Mógł przy najmniej zadzwonić, że się spóźni! Dupek jeden! Ma szczęście, że nie noszę broni przy sobie, bo pierwszą rzeczą którą bym zrobiła po pojawieniu się go, to postrzelenie go w pewną intymną część ciała. Jakoś zawsze możemy się bez niej obejść. Nie uprawialiśmy za często seksu. Jakoś nigdy nie mieliśmy na to ochoty. Każde z nas miało zawsze ważniejsze rzeczy od tego i za nim szło do łóżka to, to drugie już spało.

-Shan? -zesztywniałam słysząc dobrze mi znajomy głos. Zacisnęłam zęby i przybrałam najbardziej obojętny wyraz twarzy jaki potrafiłam. Musiałam grać obojętną... inaczej znowu wkroczę na niebezpieczne tory.

-Hana...

-kochanie, jak... -dziewczyna obejmuje mnie, a ja ze wszystkich sił próbuję nie odwzajemnić tego. Nie mogłam tego zrobić. Ta uczuciowa Shanna umarła cztery lata temu, nie wolno jej odżywiać. Uczucia mogą mnie zniszczyć. -już się na przytulałaś? -odpycham ją od siebie -czego chcesz? -pytam jak już się ode mnie odsuwa. Widzę jak zaciska usta.

-co się z tobą stało?

-już o tym rozmawialiśmy -śmieje się. -jakbym żerowała na twojej pracy, też byś nie była miła. -kręcę głową, kiedy jej oczy otwierają się szeroko. Wyglądała jakby nic o tym nie wiedziała. Poważnie? Jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Jej ukochany mężuś przecież trzymał swoje brudne łapska na mojej firmie, ale jeszcze rok i się wszystkich pozbędę... jak i firmy. Będę robić to co zawsze chciałam. Wrócę do dziennikarstwa.

-Shan, nie wiem o czym mówisz. Przecież wszystkie pieniądze wracają do ciebie -unoszę jedną brew ku górze i patrzę na nią już poirytowana. Czy ona myślała, że uwierzę w takie głupoty?! Czy wyglądam aż na taką idiotkę?!

-poważnie? Jakoś nigdy nie widziałam na żywo tej kasy. Co miesiąc tylko widzę cyferki wydostające się z firmowego konta, aby znaleźć na koncie nijakiego Harolda Styles... znasz może? -dziewczyna siada na ławce tuż obok mnie. Nie wygląda na lepiej.

-Harry, mówił, że przelewa wszystkie pieniądze na twoje konto...

-no to cię okłamuje... -mam ochotę się roześmiać, ale się powstrzymuję. Nie jestem, aż taką wredną suką, aby wbijać dziewczynie kolejny nóż. Ze stoickim spokojem przyglądam się mojej byłej przyjaciółce. Jej twarz zmienia wyrazy jak kanały w TV. Jest w totalnym szoku. Teraz powinnam zacząć wierzyć w to co mówi. Robi mi się jej nawet trochę żal. Dawna ja, chce się wydostać z klatki i objąć przyjaciółkę. Nie pozwalam sobie na to. Bądź zimna jak lód. Inaczej to cię wszystko zgubi.

-to gdzie są te pieniądze? -jej szept każe mi się dobrze zastanowić nad tą całą sytuacją. Coś w tym śmierdziało... -Shanno, jesteś dobra w tym...

-to nie moja działka -odpowiadam jej -to co robi Harry z pieniędzmi, nie obchodzi mnie...

Ściska mnie w dołku, kiedy widzę, że dziewczyna zaczyna płakać. Boże, za jakie grzechy?! Nie jestem pewna co mam teraz zrobić. Najlepiej jakbym wstała i odeszła, ale coś mi na to nie pozwala.

-jakim Harry, będzie ojcem... skoro mnie okłamuje? -sztywnieję. Oblewa mnie zimny pot, aby po chwili moje ciało zalać gorącem. Hana była w ciąży i to z Harry'm. Nie mogłam uwierzyć. Do tej pory nie mogłam ogarnąć jaka ona była głupia, aby wychodzić za mąż za przestępcę, a co dopiero mieć z nim dziecko. Czy ta kobieta oszalała?!

Mój umysł zalało pewne wspomnienie. Opowieść Louis'a na temat Harry'ego. Jego nienarodzone dziecko. Czy ten człowiek nadawał się na ojca? No raczej nie...

-Hana...

-matko, kochanie... -obok nas przystanął Dominick. Był zdyszany, rękawy jego białej koszuli były podwinięte pod same łokcie i nosiły czarne ślady -dzwonię od ciebie od godziny.

Zdezorientowana wstaję i wyciągam telefon z torebki. Wita mnie czarny wyświetlacz. Cholera, zapomniałam go włączyć po rozprawie. Idiotka ze mnie!

-auto mi się zepsuło, a ty nie odbierasz. Martwiłem się -obejmuje mnie, a ja choć na ułamek sekundy czuję się jak w domu. Później przychodzi inna myśl 'to nie te ramiona' i wszystko wraca do stanu przed. Jestem pusta w środku.

Mam ochotę znaleźć się w domu i zagrzebać się w łóżku. Mimo swojej obojętności w głębi siebie zazdrościłam Hanie szczęścia i tego wszystkiego z tym związanego. Spojrzałam ostatni raz na brzuch swojej byłem przyjaciółki i odeszłam ciągnąć za sobą Dominick'a. Chciałam być wszędzie, aby najdalej od niej i od tego całego bałaganu.

Ale gdzieś w głębi mnie, włączył się przycisk odpowiedzialny za moją ciekawską duszę. To wszystko wywoływało we mnie chęć rozwiązania zagadki... gdzie podziały się pieniądze.

Nawet przez myśl mi nie przeszło, że życie samo podsunie mi rozwiązanie tej zagadki.


******

Witajcie!!

Musiałam przenieść na dziś rozpoczęcie tego opowiadania, bo wyjeżdżam :P

wiem , że się cieszycie :P

Tak więc moje złotka... widzimy się prawdopodobnie w środę, a później w sobotę :D

do do zobaczyska !!

II.Joker: Die again✔Where stories live. Discover now