Szesnaście

479 45 21
                                    

(od au.: bardzo się cieszę, że wy się cieszycie... bo Lou żyje :P oczywiście, że ŻYJE! nie mogłabym zabić głównego bohatera :) dziwnie bez niego by było... chciałam was jeszcze potrzymać w niepewności i napisać, że to był tylko sen, ale nie mogłabym :P chciałabym też zauważyć, że kiedy Wy tak bardzo chcieliście Lou, jeden z bohaterów podkładał przysłowiową świnie :) miłego czytania :*)

martwym można być na milion różnych sposobów.

*Louis*

Stałem oparty o ścianę i wpatrywałem się w moich przyjaciół. Harry wyglądał jakby uderzył w niego piorun. Zayn opierał się o poręcz schodów z dość kwaśną miną. Liam nad czym intensywnie myślał. Chciało mi się z nich śmiać. Dawno tak nie staliśmy razem i przyjemnie było popatrzeć na nich wszystkich.

-myślę, że Shanna ma rację. Po co się włamywać? -pytam szeptem. Nie chcę aby czasem dziewczyna mnie usłyszała.

Harry kręci głową. Zayn dziwnie się uśmiecha, kiedy patrzy na wchodzącego do gabinetu Liam'a.

Podskakuje, gdy drzwi wejściowe otwierają się z hukiem. Kiedyś dostanę przez tego pieprzonego Irlandczyka zawału serca.

-Niall, czubku... chcesz obudzić Shanne? -Zayn pierwszy wkracza do akcji i chyba nawet dobrze. Ja mógłbym ją naprawdę obudzić i wtedy by było nieciekawie.

-już nie śpię -słyszę aksamitny głos Shanny i mam ochotę stać dalej i czekać, aż się pojawi. Serce wali mi jak oszalałe. Czuję się jak w jakimś transie, ale szybko dochodzę do siebie. Jak tylko słyszę zbiegającą po schodach dziewczynę wciskam się do gabinetu. Omijam Liam'a, który zwinnie zamyka za sobą drzwi. Tak mało brakowało.

Cztery dni później

Stoję przed domem, w którym przez ostatnie lata mieszkała Shanna. Próbuję jakoś zachowywać się normalnie. Nie chcę, aby ktoś uznał mnie za podejrzanego typa i wezwał policję.

Dzwonie do drzwi, nie muszę długo czekać. Opieram się o futrynę, kiedy drzwi stają przede mną otworem.

Wzrok mężczyzny jest dość długo utkwiony w mojej głowie. Powinienem od samego wejścia obić mu ryj. Sama myśl, że ten człowiek przez ostatnie trzy lata dotykał Shanny... krew zaczyna we mnie buzować. Muszę to uspokoić.

-wejdź za nim ktoś cię zobaczy -wciąga mnie do środka, a ja się śmieję.

-co ty taki spięty? -dotykam jego ramienia i próbuję jakoś rozładować wszystkie emocje. Mam ochotę położyć się na ziemi i tarzać ze śmiechu. Chłopak był bardziej spięty ode mnie, ale trochę mu się nie dziwię. Też bym nie chciał zginąć.

-Milo -mówię cicho -słyszałem, że przetrzymujesz w domu naszego kochanego Felix'a.

-Denis się nim zajmuje -słyszę w jego głosie rezygnacje. Wydaje się być zmęczony i wypompowany z życia. -jak Shanna? Nic jej nie jest?

-dobrze wiesz, że nie -kładę dłoń na ramieniu mężczyzny. Wiem, że się o nią martwi. Żyli przecież ze sobą przez ostatnie lata. Byli chyba nawet zaręczeni. Milo oczywiście traktował Shanne jak młodszą siostrę, bo tak naprawdę był w związku z kimś innym.

-masz szczęście, że jesteś gejem -zaciskam dłoń na jego ramieniu -inaczej bym cię zabił za dotykanie mojej kobiety.

-sam mnie do tego przydzieliłeś -wzruszył ramionami i odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.

-jednak nie zgadzałem się na używanie Shanny jako przynęty na Felix'a.

Mój uśmiech jest dość sztuczny. Dominick dobrze o tym wie. Cholera już sam się gubiłem w tym wszystkim. Dominick, Milo... Milo, Dominick. Jakbym go nazwał wiem, że i tak zareaguje.

-musimy się stąd wynieść. Jutro ma przyjść koleżanka Shanny, podlać kwiatki -parsknąłem śmiechem. Rozejrzałem się po salonie, zero kwiatków. Chyba że hodowali je wszystkie w kuchni.

-przyśle ludzi. Pomogą wam -opieram się o ścianę. Biorę kilka głębokich wdechów. Wszystko idzie tak bezsensu. Od sześciu lat próbuję udać martwego. Czy mi się to udaje? Oczywiście, że tak. Jednak nic nie idzie dobrze, kiedy zaczynam czuć tęsknotę za tą jedną osobą... Tą jedyną, która potrafi uleczyć mnie ze wszystkiego. Wystarczyło jedno maleńkie słowo, aby moje martwe serce zaczęło bić. To dzięki niej żyję... To za jej krzykiem szedłem kiedy kula przeszyła moją pierś. Odruchowo przejechałem po bliźnie. -mam dla ciebie ostatnią robotę. Później rób co chcesz -wyciągam z kieszeni zdjęcie. -to jest Robert Greyson. Wspólnik Felix'a. Trzeba go znaleźć i zlikwidować. Zagraża Shannie. -podaję Milo zdjęcie mężczyzny. Długo go szukałem, aż dupka znalazłem.

Patrzę jak Milo otwiera szeroko oczy.

-to jest William Anders, nowy wspólnik Shanny -wskazuje na zdjęcie -Boże, mógł jej przecież zrobić krzywdę -szepcze, a ja się gotuję. Mieliśmy go tak blisko i w każdej chwili mógł zrobić krzywdę dziewczynie.

-nikt go nie prześwietlił?!

-jest czysty, a przynajmniej tak mówi jego tożsamość.

-przyprowadź go do mnie, a teraz idę porozmawiać z Felix'em. -jestem zły, a wręcz wkurwiony.

Nakładam na głowę kaptur. Otwieram drzwi prowadzące do piwnicy. Schodzę po schodach. Na ostatnim stopniu siedzi Denis. Patrzy przed siebie. W piwnicy panuje cisza. Felix prawdopodobnie dostał i teraz siedzi zamroczony. Nie zdziwiłbym się. Jego słownictwo często skłaniało do takich rzeczy.

Klepię Denis'a po ramieniu i daję mu znać, aby mnie zostawił samego z więźniem.

Felix siedzi ze opuszczoną głową. Klepię go kilka razy po policzku. Otwiera swoje oczy i nagle zaczyna się wyrywać.

Przerażenie, strach... tym karmi się dusza Joker'a.

II.Joker: Die again✔Where stories live. Discover now