17. Czas zapłaty

453 50 15
                                    


 Kosa ciężko opadł na żelazne łóżko z cienkim materacem i prostokątnym kawałkiem śmierdzącego materiału, który służył mu jako koc. Sprężyny jęknęły cicho pod ciężarem, a młodzieniec otarł krew z czoła, zamykając oczy. Wziął kilka głębokich oddechów, od których zabolały go żebra. Skrzywił się, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Prawa noga nadal swobodnie wisiała nad podłogą, gdyż Kosa nie czuł w sobie dość sił, by ją unieść.

Każdy dzień wyglądał tak samo. Wczesnym rankiem przychodził żołnierz z nędzną racją żywnościową, a po kilkudziesięciu minutach wracał, by zabrać młodzieńca na przesłuchania. Tych dokonywał niejaki Wasiliew, około czterdziestoletni mężczyzna o spojrzeniu sadystycznego szaleńca. Z przyjemnością wymyślał najróżniejsze metody zmuszenia Kosy do mówienia i uderzenie w twarz było chyba najbardziej delikatną formą agresji. Połamane żebra, liczne rany, oparzenia po wrzącej wodzie, opuchlizny i siniaki – młodzieniec nie miał pojęcia, co dokładnie stało się z jego ciałem. Po prostu czuł, że go wszystko bolało. Cholernie bolało. Wszędzie piekło, paliło. Ze świeżych ran sączyła się szkarłatna krew, na starych powstały paskudne strupy. Niektóre zaszły żółtawą ropą. Z każdym uderzeniem Kosa tylko modlił się o śmierć. Dlaczego jeszcze nie nadeszła? Jak długo Wasiliew zamierzał go przesłuchiwać? Ile dni młodzieniec już tutaj przebywał?

Zauważył, że w ciągu doby otrzymywał posiłki dwa razy, a na noc z powrotem trafiał do celi. Wyrwał kawałek sprężynki ze skrzypiącego łóżka i na zielonej ścianie z odpadającą farbą rysował pionową kreskę, gdy przychodził żołnierz. Jedna kreska – śniadanie. Druga kreska – kolacja. Czyli dwie kreski – jeden przeżyty dzień. Z tego wynikało, że przebywał tutaj od pięciu dni, choć miał wrażenie, że trwało to znacznie dłużej.

Mimo wymyślnych sposobów tortur nie odezwał się ani słowem. Nie krzyknął z bólu, nie jęknął, nie skrzywił się. Nie odpowiedział na żadne z pytań Wasiliewa, co przyprawiało go o wściekłość.

– Zacznij odpowiadać! – darł się wtedy, gdy Kosa z opuszczoną głową patrzył bezmyślnie na podłogę. – Mów, pókim łaskawy!

Milczał. Cały czas milczał i dziwił się samemu sobie, jakim cudem potrafił zachować stoicki spokój w tej sytuacji. Może dlatego, że czuł, iż nie ma już dla niego żadnego ratunku? Nie ma żadnego wyjścia? Wszystkie plany legły w gruzach?

Widział, co Wasiliew zrobił z Maryśkiem i wiedział, że bez względu na to, co powie, również zginie. Nienawiść rozpalała się na nowo w sercu szatyna, gdy ten tylko spojrzał na swojego kata. Zdawała się płonąć coraz mocniejszym ogniem i być może to właśnie ona sprawowała władzę nad umęczonym ciałem, kontrolując również umysł.

W istocie – Kosa nie miał już sił nawet myśleć. Gdyby miał coś, czym mógłby się szybko zabić, popełniłby czym prędzej samobójstwo. A tak, sam, co mógł począć? Wezwać żołnierza, błagać go o wieczny sen? Prosić o śmierć, przyznając się jednocześnie do porażki?

Młodzieniec wiedział, że już nie zostało mu dużo czasu. Z dnia na dzień stawał coraz słabszy. Ciało nie potrafiło wytrzymać ciągłych tortur. Z mocniejszym ciosem Kosa mdlał i zaraz zostawał oblewany zimną wodą. Nie miał już na nic sił. Był na skraju wycieńczenia.

Spojrzał ponuro na nadgryzioną kromkę spleśniałego chleba i kubek z zimną wodą leżący na kwadratowym stoliku. Nie był w stanie czegokolwiek przełknąć. Przez większość czasu, gdy tylko go nie torturowano, spał, a potem budził się, niczego nie pamiętając. Nienawidził wracać do świadomości, znowu czuć ten potworny ból, nie mieć sił się poruszać.

Wsunął bezmyślnie dłoń do kieszeni spodni i poczuł chłód metalu. Wyciągnął niewielki nieśmiertelnik, spoglądając na niego bezmyślnie i jednocześnie zdziwił się, że jeszcze miał go przy sobie. Wypisano na nim dokładne dane osobowe Fiodora, a pod spodem umieszczono krótki cytat.

Deszcz łusekWhere stories live. Discover now