Rozdział 1

1.1K 89 19
                                    

Jedenaście lat później...

Siedziałam właśnie rozparta w wygodnym fotelu, kiedy drzwi do gabinetu właściciela klubu, w którym pracowałam, stanęły otworem. Do pomieszczenia pewnym siebie krokiem wtargnął Ben Bradforth, wysoki, muskularny mężczyzna o czarnych włosach związanych w kucyk u podstawy szyi. Miał na sobie obcisłą, podkreślającą mięśnie, czarną koszulkę oraz równie ciemne dżinsy. Odkryte ramiona wystawiały na widok splątane linie bardzo kunsztownie wykonanych tatuaży. Całości dopełniała marynarka, którą trzymał przewieszoną przez ramię. Wyglądał niczym pirat na swoim okręcie, gotowy do kolejnej morskiej wyprawy. I doprawdy, powodował u niejednej kobiety chęć bycia jego zakładniczką na pokładzie tej dobrze prosperującej łajby. Sama nie omieszkałam zmierzyć go pełnym uznania spojrzeniem.

Zmrużył oczy, jak zwykle gdy mnie widział. Tak właśnie najwyraźniej działałam na mężczyzn, albo mój szef potrzebował okularów – pomyślałam, rozbawiona wyobrażeniem go sobie w takowych. Przewróciłam oczami, gdyż wiedziałam, co za chwilę usłyszę.

– Ty znowu tutaj? Chcesz mnie wykończyć?

Rzucił marynarkę na skórzaną, szkarłatną kanapę stojącą pod ścianą. Nawet na mnie nie spoglądając, podszedł do ogromnej szafy mieszczącej się po drugiej stronie pokoju i wyciągnął dwa obszerne segregatory, a jakże, jeden czarny, drugi w ciemnym odcieniu czerwieni. Niewątpliwie były to dwa ulubione kolory szefa. Moje usta drgnęły, jednak powściągnęłam rozbawienie. Gdy stanął nade mną, nie miałam zamiaru się kłócić z tym prawie dwumetrowym mięśniakiem, w dodatku moim pracodawcą. Z szerokim uśmiechem na ustach ustąpiłam mu miejsca. Stanęłam tuż obok, opierając się biodrem o dębowe biurko.

– Wcale nie. Jeszcze nie uczyniłeś ze mnie wspólnika. Niczego bym nie zyskała na twoim przedwczesnym zgonie – zażartowałam.

Ben spojrzał na mnie kątem oka i dostrzegłam, że ledwo powstrzymuje rozbawienie. Mógł wyglądać na groźnego członka jakiegoś gangu motocyklowego, jednak gdy się go bliżej poznało, od razu człowiek zaczynał go traktować bardziej jak pluszowego misia niż grizzly.

– I nie zrobię tego, skoro mogę się wtedy pożegnać z życiem – zauważył kwaśno. Uruchomił całą ścianę monitorów i przejrzał ostatnie raporty.

Trzeba było mu przyznać, że stworzył świetny klub nocny o znaczącej nazwie Magnum, przynoszący krocie, w dodatku najlepiej chroniony w Chicago. Ben miał, co prawda, jakąś manię na punkcie bezpieczeństwa, ale ja na to nie narzekałam. Dzięki jego fobii wiele razy już udało się zapobiec nieciekawym sytuacjom, jak choćby podłożeniu bomby przez mężczyznę, którego zdradzała żona, umawiająca się na spotkania z kochankami właśnie tutaj. Klub był ekskluzywny i taki też miał wystrój, co przyciągało do niego bogatą klientelę.

– To czego sobie życzysz ode mnie tym razem, królewno? – zapytał, nie odrywając wzroku od monitorów i raportu zostawionego zapewne przez Finnegana Larsona, jego szefa ochrony.

– Czy mogłabym dokonać małej roszady w godzinach pracy? – Chciałam się wręcz uderzyć w twarz za tę niepewność w głosie.

– A to niby dlaczego? – W końcu się do mnie odwrócił. Widziałam zaskoczenie malujące się na jego przystojnej twarzy. Nie miałam ochoty zdradzać, dlaczego pierwszy raz proszę o ingerencję w ułożony z precyzją plan. Niestety doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że bez wyjaśnienia całej sytuacji, nic nie uda mi się wskórać u Bena.

– Nie dogadam się z Jelley. To kawał skończonej francy. Przykro mi to mówić, ale tak właśnie jest.

– Nie jest wcale taka zła. Ty po prostu wyzwalasz we wszystkich to, co najgorsze – sarknął Ben, wyraźnie zadowolony ze swojego żartu.

Zew serca - WYDANA! (25.01.2022 r.)Where stories live. Discover now