Rozdział XIV

1.3K 79 7
                                    

Od kilku minut w pokoju panowała kompletna cisza. Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Co jakiś czas przekręcałam głowę na bok, aby sprawdzić co robi Teresa. Odkąd odczytałam napis na jej karku, a konkretniej od momentu gdy padło słowo: zdrajczyni, nie odezwała się do mnie ani słowem. Siedziała plecami do mnie, wpatrując się w ścianę. Próbowałam zacząć rozmowę, ale odpowiedziała mi cisza. Zrezygnowana przymknęłam powieki. To wszystko zaczynało mi się coraz bardziej nie podobać. Jakim prawem DRESZCZ zrobił nam tatuaże? Dlaczego uważali, że jesteśmy ich własnością? I najważniejsze - co oznaczają dopiskiem, którymi nas określi? Nie sądziłam, że w najbliższej przyszłości poznam odpowiedzi na te pytania. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że Stwórcy niczego nie wyjaśniają. Jeśli sami nie znajdziemy odpowiedzi, nadal będziemy tkwić w niewiedzy. Coraz bardziej niepokoił mnie fakt, że jesteśmy odcięte od chłopaków. Nie wiedziałyśmy co się z nimi dzieje i na odwrót. Byli zaledwie kilka sal dalej, jednak przez te kilkadziesiąt minut, które minęły, wszystko mogło się zmienić. Nie byłam pewna niczego. Czułam rosnący niepokój. Wiedziałam, że pobyt w tym miejscu, nie przyniesie niczego dobrego. Im dłużej byłam w siedzibie DRESZCZ-u, tym bardziej to miejsce wydawało mi się znajome, a przez to jeszcze bardziej niebezpieczne. Czułam coś na kształt ulgi. W końcu wydostałam się że Strefy. Za rogiem nie czekali Buldożercy, ani złowrogi labirynt. A jednak ta cząstka szczęścia, która poczułam, już dawno zniknęła. Zastąpił ją wzmożony niepokój. Czułam, że spotka nas coś złego. Coś wisiało w powietrzu. Kwestią czasu było, aż zaatakuje. Nie wiedziałam jak, ale jasne było, że musimy się stąd wynosić i to jak najszybciej.

     Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych dni. Otworzyłam oczy i w ciągu sekundy, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Do środka wszedł Charlie w towarzystwie jakiejś lekarki.

- Tereso mogę Cię prosić? - spytała kobieta.

Tessa wstała i przez chwilę bez słowa wpatrywała się w kobietę.

- Zaraz, zaraz o co chodzi? - spytałam gwałtownie podnoszą się z miejsca i ruszając w stronę przyjaciółki.

- Spokojnie - powiedział Charlie i lekko się uśmiechnął -  Czas na badania. Teresa jest pierwsza na liście. Wróci do pokoju jeszczcze przed kolacją.

- Jakie badania? - Teresa obdarzyła lekarkę niezbyt przyjemnym spojrzeniem.

- Sporo przezyliście w Strefie. Musimy sprawdzić wasza wydolność, zakres funkcjonowania organizmu i podać niezbędne specyfiki. Wszystko dla waszego dobra - wyjaśniła kobieta i posłała nam uśmiech.

Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że jest nie szczery.

Teresa chyba była innego zdania, gdyż tylko pokiwała głową.

- Dla naszego dobra? - spytałam sarkastycznie i prychnęłam cicho.

Niesamowite ile nawyków przyjęłam po Minho i to w tak krótkim czasie.

Kobieta puściła moja uwagę mimo uszu i spojrzała wyczekująco ma Teresę.  Nie chciałam tak po prostu pozwolić jej pujść z tymi ludźmi, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mamy nic do gadania. Oni i tak zrobią co będą chcieli, a nasze protesty, mogły tylko pogorszyć nasza i tak już nie najlepsza sytuację.

- Dokąd ją zabieracie? - zadałam jedno z niezwykle inteligentnych pytań, jednak możliwość usłyszenia od nich, gdzie zabierają Teresę, pozwalała mi na zlokalizowanie jej położenia. Nie wiadomo czy ta informacja zbiegiem czasu, nie okaże się niezwykle cenna.

- Do gabinetu lekarskiego w południowym skrzydle - powiedział Charlie - Tam jest coś na kształt szpitala - dodał.

- Możemy iść? - lekarka spojrzała na Teresę, a ta pokiwała głową. Zdążyłam wymienić z nią spojrzenie, a zniknęła za drzwiami. 

I always remember you || The Maze RunnerWhere stories live. Discover now