Rozdział XXV

663 60 18
                                    

– Musimy stąd pryskać – powiedział Thomas, a oczy wszystkich zwróciły się w jego kierunku.

– Słuszna uwaga Thomas, ale pragnę Ci przypomnieć, że za oknem szaleje burza – fuknął Minho, orientacyjnie spoglądając w okno.

– A za drzwiami czekają Poparzeńcy. Nie wiem co w tym momencie jest gorsze – odparła Teresa, siadając na podłodze.

– Musimy zostać tutaj do rana. Dobrze zabezpieczymy drzwi, mamy broń, powinno się udać - powiedziałam starając się brzmieć, chociaż odrobinę przekonująco.

– A potem? – spytała Teresa. W jej głosie dało się wyczuć nutkę irytacji i zrezygnowania.

– Potem poszukamy jakiegoś bezpiecznego miejsca i ruszymy dalej.

– Bezpieczne miejsce? Ty mówisz serio Mals?

Odwróciłam się w stronę dotychczas milczącego Newta i posłałam mu pytające spojrzenie. Rozumiem, że był zdenerwowany, jak każdy z nas, ale pierwszy raz usłyszałam pretensje w jego głosie. Czy naprawdę powiedziałam coś, aż tak niedorzecznego?

– Z tego co zdążyłem zauważyć, nigdzie nie jesteśmy bezpieczni! To tylko kwestia czasu, aż pojawi się tutaj ktoś z DRESZCZ-u. Dzięki waszemu przyjacielowi zapewne już wszystko o nas wiedzą! Myślicie, że Charlie tak po prostu by od nich odszedł? Że mu na to pozwolili? Nawet, jeśli nie on zdradzi im nasze plany, to pozostaje jeszcze Aris! – warknął, krzywiąc się na samo wspomnienie chłopaka.

– On tego nie zrobi – powiedziałam szybko, starając się zabrzmieć jak na spokojnie.

– Bo co? Bo tak Ci powiedział, gdy gadaliście w myślach? A może przekazał Ci to telepatycznie?

– Newt! – krzyknął Thomas, momentalnie znajdując się obok przyjaciela. – Co się dzieje?

– A co ma się dziać? Wszystko jest w jak najlepszym porządku, chociaż pamiętam czasy, gdy było lepiej... chociażby kilka dni temu, gdy przyjaciele waszej dwójki nie zarazili mnie tym cholerstwem – wycedził przez zaciśnięte zęby, unosząc głowę i patrząc mi prosto w oczy.

To zabolało. Cholernie zabolało. Czułam się tak, jakby ktoś wsadził mi nóż prosto w serce. Mogłam się obwiniać i zapewne będę to robić do końca swojego życia. Newt mógł nawet myśleć, że to moja wina, przeklinać mnie w myślach, ale wypowiedziane słowa bolą najbardziej. Wiedziałam, że to nie on. Gdyby nie był chory, nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Jego ostatnie zachowania są dla mnie próbą charakteru. Może taki właśnie był cel DRESZCZ-u? Może chcieli mnie w ten sposób złamać? Sprawić, że osoba na której najbardziej mi zależy, zacznie się ode mnie odwracać?

– Przecież wiesz, że to nie tak... – zaczął Thomas, kładąc blondynowi rękę na ramieniu.

– Wiem? Niby skąd mam to wiedzieć? – odparł strącając dłoń Thomasa i odpychając go na bok. – Może to kolejny z waszych idiotycznych pomysłów? Labirynt, Próby ognia, a teraz może wymyśliłeś, że wszyscy mamy zwariować? A może to pomysł Malii?

– NEWT! Zamknij się – warknął Minho, momentalnie znajdując się obok przyjaciela. – Pomysł Malii? Pogięło Cię do reszty?

– A Ty od kiedy jej tak bronisz? – krzyknął Newt – Może jest coś o czym nie wiem – wycedził przez zaciśnięte zęby.

W tym samym momencie Minho nie wytrzymał i go popchnął. Po chwili obaj zaczęli się szarpać. Stałam w miejscu, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet słowa. Miałam wrażenie, że ta scena rozgrywa się, gdzieś daleko, a ja zupełnie przypadkiem znalazłam się w jej centrum. Nie potrafiłam przyswoić tego, co tu się dzieje. Nie mogłam pojąć, że w przeciągu kilku minut, wszystko zdążyło się tak poplątać. Patrzenie na dwójkę najlepszych przyjaciół, którzy teraz skakali sobie do gardeł było czymś, czego nie potrafiłam opisać żadnymi słowami. Dopiero gdy Minho uderzył Newta pięścią w nos, zerwałam się z miejsca.

I always remember you || The Maze RunnerWhere stories live. Discover now