3. Style

65 2 0
                                    


Freya


Kolejny dzień w Tybee Island zapowiadał się zwyczajnie. Pogoda za oknem była słoneczna, a miasto powoli budziło się do życia. Szybko wyskoczyłam z łóżka i zabrawszy ciuchy z fotela, które przygotowałam wczorajszego dnia, poszłam do łazienki, aby się przygotować. Wszystkie czynności zajęły mi dwadzieścia minut, a po tym czasie złapałam za plecak i telefon, po czym zbiegłam po schodach.

W kuchni krzątała się już moja zaborcza matka, która prawiła kazania również mojemu tacie na temat jego późnych powrotów do domu. W pomieszczeniu unosił się zapach jajecznicy, której szczerze nienawidziłam, ale Patricia uparcie serwowała ją każdego ranka.

- Siadaj, kochana już ci nakładam. – To nie była prośba, tylko rozkaz. Na dodatek wskazała drewnianą packą na miejsce, które sama mi przydzieliła. Wolałam siedzieć przy oknie, gdzie bezkarnie mogłam wgapiać się w ludzi, którzy nie mieli tak beznadziejnego życia jak ja. Byli wolni. Mieli normalnych rodziców, bo moi..., kogo ja oszukuję? Mama rozstawiała wszystkich po kontach, mimo że to tata jest facetem i to zadanie powinno należeć do niego!

- Nie jestem głodna, dziękuję. – Posłałam jej przepraszający uśmiech, a później usiadłam obok ojca cmokając go w policzek. – Dzień dobry, tato – dodałam z radością.

Cole to najlepszy tata na świecie! Kochałam go naprawdę mocno i nie wyobrażałam sobie, że kiedyś mogłoby go zabraknąć. Nie zniosłabym faktu, że zostawił mnie samą z tą kobietą na głowie, która kierowała moim życiem. Sama myśl, iż kiedyś mogłoby go zabraknąć była niczym nóż wbijany w moje serce, a ja czułam się niebywale przygnębiona. Ten czterdziestosiedmiolatek był jedyną osobą, która trzymała mnie jeszcze przy życiu. Oczywiście nie twierdziłam, żebym miała w sobie na tyle odwagi, aby popełnić samobójstwo, ale w sumie... równie dobrze mogłabym uciec z domu, ponieważ byłam tutaj tylko ze względu na ojca, bo ta wariatka zniszczyłaby go psychicznie, co już teraz próbowała zrobić.

- Powiedziałam, żebyś zjadła – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Zapisałam cię do pomocy przy rocznikach – oznajmiła z uśmiechem.

- Tyle, że ja nie chcę pomagać przy...

- Bez dyskusji, Freya! – Uderzyła packą w blat, na co aż się wzdrygnęłam. – Potrzebne są ci punkty dodatkowe, abyś dostała się na uniwersytet w mieście. – Nie chcę!

- Pójdę już do szkoły – mruknęłam podnosząc się z miejsca i kierując w stronę wyjścia. Opuściłam dom, po czym wolnym krokiem szłam w stronę szkoły oddalonej o jakieś dwadzieścia pięć minut drogi.

Miałam dość. Naprawdę, ledwo to znosiłam. Mogłam się sprzeciwiać, ale to i tak nie przyniosłoby żadnych pomyślnych skutków, a wręcz przeciwnie – byłoby znacznie gorzej. Patricia kontrolowałaby mnie dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu jak pięcioletnie dziecko. Dzwoniłaby, co godzinę – jak nie częściej – i pytała, co robię w danej chwili. Wolałam siedzieć cicho i stwarzać pozory, że nic takiego się nie dzieje, a ja jestem najszczęśliwszą nastolatką na świecie.

W budynku szkoły byłam równo o siódmej pięćdziesiąt. Korytarz był wypełniony uczniami, którzy głośno się śmiali, rozmawiali i... krzyczeli?! Coś tu było nie tak... Rozejrzałam się po holu, aż wreszcie natrafiłam na wrzeszczącą po sobie parę..., chociaż w sumie ta dwójka nie była parą – co najwyżej kolegami z ławki.

Dangerous GameWhere stories live. Discover now