IX

479 55 2
                                    

Mia

Po powrocie do domu rzuciłam się na łóżko i płakałam. Mama natychmiast przebiegła zaaferowana do mojego pokoju.
-Mia! Co się stało?!? Dlaczego tak płaczesz?
Odpowiedziałam jej całe zderzenie ze stadniny. Pocieszała mnie jak mogła.
-Kochanie, ale Ty przecież nawet nie znasz tego konia i na nim nie jeździsz. Więc dlaczego tak rozpaczasz?
-Nie trzeba jeździć na koniu, żeby go pokochać! Nie masz serca!-płacząc jeszcze bardziej, wybiegłam z domu. Poszłam do lasu i tam siedziałam nad stawem. Po jakimś czasie, zadzwonił mój telefon. Wyświetlona nazwa: Carla. Odebrałam natychmiast.
-Mia? Mam dobrą i złą wiadomość. Ale wolę powiedzieć Ci to osobiście. Gdzie jesteś?
-Nad stawem.-odpowiedziałam szlochając.
-Za 10 minut tam będę.
-Ale jak w tak krótkim czasie...
Pip-pip-pip.
Usłyszałam w telefonie. Cóż było robić? Czekałam na nią. I rzeczywiście. Po 10 minutach usłyszałam tętent końskich kopyt... No tak. O tym nie pomyślałam.
Dziewczyna pełnym galopem znalazła się na polanie. Nie zwalniając ani odrobiny, zaskoczyła z nieosiodłanego konia i puściła go wolno.
-Hej.-przywitała się.
-Chyba nie chcę wiedzieć, jak Ty odwalasz te cyrkowe akrobacje.
-Lata praktyki. Też się kiedyś nauczysz.
-Więc co mi chcesz powiedzieć? Zacznij od tej złej wiadomości.
-Ok. A więc...Dzisiaj ojciec sprzedał Samsona...
Chociaż nie znałam tego konia i widziałam go raz w życiu, jego historia mnie urzekła i oczywiście łzy znów popłynęły po mojej twarzy. Ale wiedziałam, że on się bardzo męczył ciągłym staniem na linach w boksie.
-Co jeszcze?-zapytałam.
-Chciał odsprzedać też Winda i Fabienne, ale już nie było dla nich miejsca w przyczepie. Zostali. Ale za dwa tygodnie wróci po nich.
-A ta dobra wiadomość?
-No właśnie, że oni zostali. I mam pewien pomysł. Ale musisz mi pomóc.
Wysłuchałam jej propozycji.
-Carla! To nierealne! Nie damy rady!-mówiłam.-Poza tym, nie potrafię aż tak dobrze jeździć, żeby startować w zawodach!
-Poćwiczymy. To jedyne rozwiązanie. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
Miała rację. Jeśli plan wypali, uratujemy konie. Jeśli ktoś nas przyłapie... Z planu nici.
-Wchodzę w to.-zdecydowałam w końcu.

Wjazd Karoliny na polanę, opisany w opowiadaniu, naprawdę miał miejsce. Jednak z zupełnie innego powodu. Może opowiem o tym w książce PRZEMYŚLENIA CATHERINE.

Na grzbiecie wiatru. Where stories live. Discover now