XXVI

327 49 6
                                    

Chata sprzątnięta, na dworze pada, Oluś (mój synek) ogląda reklamy, więc dokończę tą książkę. A co! Bo mogę!

Mia

Po tym, co usłyszałam od Caroline, postanowiłam działać. Wstałam z łóżka, korzystając z tego, że nikt mnie nie pilnował. Odłączyłam od siebie wszystkie ustrojstwa medyczne.
-Co Ty wyprawiasz?-zapytała przyjaciółka.
-Idę ratować konia. Chodź, nie ma czasu do stracenia!-pociągnęłam ją w stronę wyjścia. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy do stadniny. Niestety, byłyśmy spóźnione. Na szczęście Carla wiedziała, gdzie znajduje się to straszne miejsce. Pojechałyśmy w tamtą stronę, trafiając na gigantyczny korek. Gdy się zatrzymałyśmy, wybiegłam z samochodu, gnając przed siebie. Okazało się, że powodem zatoru jest przewrócona, rzeźnicka przyczepa. Była pusta. Nigdzie nie widziałam Winda. Pobiegłam w jedyne znane mi miejsce, gdzie mogłam go znaleźć.

Wind

Biegłem przed siebie. Okazało się, że jestem niedaleko zagrody zrobionej przez Billa i Toma. Po zawodach razem z Mią często tam jeździliśmy. Udałem się tam. Nikt przecież nie wiedział o tym miejscu. Nie będą mnie tam szukać.

Mia

Dobiegłam resztkami sił do zagrody zrobionej dla mnie przez chłopców. Stanęłam na jej środku. Niestety... Była pusta... usiadłam na przyniesionym przeze mnie pieńku. Z moich oczu popłynęły łzy bezradności i smutku. Dziesięć minut później, podniosłam się z zamiarem powrotu do Caroline. Jednak coś mnie powstrzymało. Tak jakby odległe rżenie... Nasłuchiwałam. Chyba mi się wydawało... Byłam już za ogrodzeniem, gdy znów usłyszałam ten odgłos, tym razem bliżej. Zaraz potem zbliżający się tętent końskich kopyt. Chwilę później do otwartej zagrody wbiegł Wind. Wyglądał na zmęczonego, ale zdrowego. Chęć życia pokonała jego choroby. Podbiegłam do zwierzęcia, wtulając się w jego szyję. Tym razem łzy, które płynęły z moich oczu, oznaczały ulgę i szczęście.

Wind

Byłem już bardzo blisko. Była tam! Czułem delikatnie owocowy zapach szamponu Mii. Zarżałem radośnie. Tylko czy usłyszy? Przyspieszyłem bieg. Zagroda była otwarta. Wbiegłem do niej i rozejrzałem się. Mia ze spuszczoną głową zmierzała w odwrotną stronę. Znów zarżałem. Zobaczyła mnie i podbiegła, przytulając się do mnie.
-Już nikt nigdy Cię nie skrzywdzi. Mam pomysł, jak Ci pomóc. A teraz wracamy do domu.
Nie byłem osiodłany, ani nie miałem na sobie ogłowia. Jednak zrozumiałem, że wracamy na stadninę. Mia wdrapała się na mój grzbiet i pokłusowaliśmy na miejsce.

Tak.
To ostatni rozdział opowiadania.  A po 21 pojawi się epilog. Mam nadzieję, że opowieść się podobała, a zakończenie będzie zaskakujące.

Na grzbiecie wiatru. Where stories live. Discover now