#20 Chcesz odejść z nimi?

1.8K 110 0
                                    

W moim pokoju panowała przytłaczająca cisza. Promienie słońca z ogromnym trudem dostawały się do pomieszczenia przez niedociągniętą do końca roletę. Miałam wrażenie, jakby w jednej chwili zatrzymał się czas. W mieszkaniu nie było nikogo, oprócz mnie. Cisza... Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ekran swojego laptopa. Na jednej ze stron internetowych widniał napis " Tragiczna śmierć nastolatka ". Gerald dopadł Matta. Scott w końcu przyznał się, że był z Geraldem w zmowie. Oprócz tego dowiedziałam się też, że zgodził się przystąpić do stada Dereka, tylko dlatego by przekazywać Argentowi potrzebne mu informacje. Nie tylko zdradził Dereka... zdradził też mnie. Mój Alfa zniknął gdzieś, wraz z pozostałymi betami. Scott zapewnił mnie, że Argentowie nie wyrządzą mi żadnej krzywdy. Jednak nie byłam co do tego taka pewna. Moja przyjaciółka..., a raczej już była przyjaciółka Alison strasznie się zmieniła od śmierci matki. Mam wrażenie, że darzy mnie już jedynie samą nienawiścią. Postanowiłam za symulować chorobę i przez te kilka dni siedzę w domu. Lydia zachowuje się tak jak zawsze. Przez to, że Derek gdzieś przepadł, nie mam zielonego pojęcia, co powinnam z nią zrobić. W końcu jakimś dziwnym sposobem wskrzesiła Petera... Gdzie on do cholery jest? Skąd mam mieć pewność, że nie czai się gdzieś w mroku. Skąd mam wiedzieć, czy przypadkiem znów nie kontroluje mojej siostry? Prawie w ogóle się nie wysypiam. Za każdym razem, kiedy zamknę oczy... widzę tych martwych policjantów. Czasami ich twarze przypominają twarze moich bliskich. Często budzę się z krzykiem w środku nocy. Moja mama dawała mi jakieś tabletki na uspokojenie, lecz nie oszukujmy się. One mi nie pomagają.
Mój telefon wydał z siebie sygnał, że właśnie dostałam wiadomość. Wzięłam urządzenie do ręki. Stiles pytał się czy jestem w domu. Głupie pytanie... doskonale zna na nie odpowiedź. Aktualnie tylko ze Stilesem utrzymuję jakikolwiek kontakt od wydarzenia na komisariacie. Byłam zła na Scotta, a w dodatku chłopak zmagał się z tym, że jego mama poznała prawdę o nim. Wysłałam do Stilinskiego wiadomość, że może do mnie wpaść, jak chce. W końcu miałam pretekst, żeby ruszyć się z łóżka i ogarnąć się. Nie minęło może z piętnaście minut, jak usłyszałam, że ktoś wchodzi do mieszkania. No tak... mama nie zamknęła drzwi na klucz, jak wychodziła. Świetnie Ellie... brawo za spostrzegawczość. Poprawiłam swój wygląd w lustrze. W końcu drzwi do mojego pokoju delikatnie się uchyliły. Stiles ostrożnie wszedł do mojego pokoju, jakby nie wiadomo co mogłoby w nim być. Przytuliłam chłopaka na przywitanie. Widać było, że na Stilinskim wydarzenia z komisariatu również odbiły swoje piętno. Stiles wydawał się strasznie smutny, co jeszcze bardziej mnie przytłaczało.
- Byłem u szkolnego psychologa. - Odezwał się chłopak.
- I jak było?
- " Jeśli idziesz przez piekło, idź dalej "
Spojrzałam na chłopaka pytająco.
- Taki morał z tej rozmowy. - Wytłumaczył.
To miało nawet sens... postanowiłam podejść do okna i w końcu podniosłam do góry rolety, wpuszczając tym samym niecierpliwe promienie słoneczne do pokoju.
- Masz ochotę się gdzieś przejść ? - Zapytał Stiles.
- Właściwie to tak... od paru dni siedzę w domu.
- Słyszałem... choroba tak ?
- Nie miałam lepszego pomysłu. Na szczęście mam wprawę w udawaniu choroby, więc mama mi uwierzyła. Mamy parę godzin, zanim wróci z pracy.
- A Lydia?
- Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko.
- Jak ona się w ogóle zachowuje?
- Wiesz... normalnie. Zupełnie nie ma pojęcia o tym, co zrobiła.
Stiles głośno westchnął. Wzięłam do ręki torbę i wyszliśmy z mojego domu. Odważyłam się złapać Stilesa za rękę, kiedy zmierzaliśmy do pobliskiego parku. Chłopak wydawał się na początku delikatnie spięty, ale w końcu po pewnym czasie całkowicie się odprężył.


Po dwóch godzinach Stilles odprowadził mnie do domu. Zaproponowałam mu, żeby jeszcze chwilę ze mną posiedział, ale chłopak musiał w czymś pomóc McCallowi. Na dowidzenia pocałowałam Stilesa w policzek. Zaraz potem dostrzegłam, jak chłopak robi się czerwony. To takie urocze...
- Jutro jest mecz. Mam nadzieję, że przyjdziesz.
- No nie wiem...
- Pewnie będę siedział na ławce, tak jak zawsze, ale mimo wszystko... byłoby mi naprawdę miło, gdybyś przyszła.
- W takim razie z pewnością się tam pojawię.
Puściłam Stilesowi oczko, a na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Stałam w progu drzwi tak długo, aż Stiles nie wsiadł do swojego auta i nie odjechał. Gdy tylko zniknął mi z oczu, upewniłam się, że tym razem drzwi na pewno będą zamknięte. Poczułam się głodna. Powędrowałam do kuchni i zrobiłam sobie naleśniki. Jakoś tak przyszła mi na nie ochota. Gdy miałam już rozgrzaną patelnie, usłyszałam pukanie do drzwi. Zakręciłam gaz i udałam się z powrotem do drzwi. Najpierw myślałam, że to może Stiles zmienił plany... jednak zaraz potem poczułam zapach Isaaca. Byłam zaskoczona, ponieważ podobno Derek gdzieś się zaszył z resztą stada.
- Cześć.
Isaac podrapał się po głowie, kiedy otworzyłam drzwi. Posłałam mu pełne zdziwienia spojrzenie, co sprawiło, że chłopak jeszcze bardziej był zmieszany.
- Możemy porozmawiać? - Zapytał z nutką niepewności w głosie.
Gestem ręki zaprosiłam go do mieszkania. Isaac wszedł od razu do salonu i pytając wcześniej o pozwolenie, usiadł na kanapie. Zapominając o naleśnikach, dosiadłam się do chłopaka.
- Więc... - Zaczęłam.
- Mamy mały problem. Znaczy ja... choć w sumie to wszyscy. Nie wiem nawet, od czego zacząć...
- Najlepiej od początku.
- Jak dobrze wiesz razem z Derekiem musieliśmy się ukryć przed Argentami. Uwierz mi, masz szczęście, że Scott załatwił ci nietykalność... jednak do rzeczy... Erica i Boyd chcą odejść ze stada. Podobno usłyszeli gdzieś wycie wilków.
- W pobliżu są inne wilkołaki?
- Tego nie wiemy. Oni twierdzą, że słyszeli ich przynajmniej z tuzin. Derek natomiast sądzi, że nawet dwa wilki mogą zmodulować swoje wycie, żeby brzmiało one jak wycie ogromnego stada. Jednak Erica i Boyd są pewni, że chcą odejść.
- Co na to Derek ?
- No jak to, co... jest zły.
- Chcesz odejść z nimi?
- Właśnie tego nie wiem. Dlatego też postanowiłem się ciebie poradzić.
- Dlaczego akurat ja?
- Ponieważ tobie ufam.
- Jakoś tego specjalnie nie okazujesz.
- Wiem, ale mimo wszystko. Wtedy, kiedy byłem w celi... podczas pełni. Byłaś tam i okazałaś mi wsparcie. Przytuliłaś mnie, a ja poczułem się tak, jakbym znał cię od bardzo dawna.
- Miło mi to słyszeć.
- Więc jakie jest twoje zdanie?
Musiałam się chwilę zastanowić. Nigdy nie sądziłam, że to w ogóle przyznam, ale nawet zżyłam się trochę z Ericą, Boydem i Isaackiem.
- Moim zdaniem. Powinieneś zostać.
- I mam się ukrywać cały czas, przed wściekłymi Argentami?
- Coś na to poradzimy. Chciałeś poznać moje zdanie. To jednak w dalszym ciągu jest twoja decyzja. Nie będę cię do niczego zmuszać.
- Dziękuję.
Isaac przytulił się do mnie. Od razu odwzajemniłam uścisk i posmyrałam go po jego bujnej czuprynce.
- Masz ochotę na naleśniki? - Zapytałam.
- Naleśnikom, nigdy nie odmówię.
- Świetnie w takim razie mi pomożesz. Nastaw do stołu, a ja przygotuję naleśniki.
- Zgoda!
Niespodziewana wizyta Isaaca sprawiła, że od razu się lepiej poczułam. Chłopak nie zwracając uwagi na to w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje, nie szczędził sobie wygłup przy jedzeniu. Kiedy Lydia wróciła do domu, wydawała się zaskoczona obecnością loczka. Rzuciła w moim kierunku dwuznaczne spojrzenie i od razu uciekła do swojego pokoju. Zaraz potem mój telefon dał o sobie znać. Dostałam wiadomość od... Lydii. " Widzę, że lecisz na dwa fronty ". Przeklęłam ją w myślach i wróciłam do rozmowy z Isaackiem. Po godzinie razem z chłopakiem siedziałam w salonie. Oglądaliśmy razem telewizję, przy czym Isaac co chwilę wyrywał mi z ręki pilota, ponieważ chciał oglądać jakąś powtórkę meczu. Kiedy do domu wróciła moja mama, również była zaskoczona obecnością chłopaka. Nim zdążyła dobrze wejść do pokoju, szybko przykryłam się kocem i zaczęłam wymuszać kaszel. Kobieta jedynie uśmiechnęła się do mnie i zaraz przeniosła swój wzrok na loczka.
- Do szkoły to nie pójdzie, bo chora, ale kochasia do domu sprowadza.
Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Isaac zaśmiał się głośno, a ja zakryłam się szczelniej kocem.
- Isaac nie jest moim kochasiem.
- Nie? Przecież jestem uroczy. - Stwierdził chopak.
Isaac posłał mi zadziorny uśmiech. Zdzieliłam go delikatnie po głowie poduszką, którą miałam pod plecami. O dziwo parę minut później moja mama się do nas dosiadła i jak, gdyby nigdy nic zaczęła rozmawiać z Isaackiem. Gdybym teraz wstała i wyszła z mieszkania, pewnie by nie zauważyli mojej nieobecności. Widać było, że loczek przypadł mojej mamie do gustu. W końcu jednak obowiązki wzywały chłopaka. Przynajmniej tak wytłumaczył to mojej rodzicielce. W drzwiach powiedział mi, że nie chce mnie narażać na wizytę Argentów. Przytuliłam mocno chłopaka i jeszcze raz poprosiłam, żeby przemyślał to, czy aby na pewno chce wyjechać z Ericą i Boydem. Ten pokiwał twierdząco głową.
- Kiedy wyjeżdżają? - Zapytałam.
- Jutro po meczu.
- Będziesz tam?
- Gdzieś schowany... ale myślę, że przyjdę.
- W takim razie... do jutra.
- Do Jutra.  

The Wolves (Teen Wolf)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz