rozdział 5.

304 42 28
                                    

- Pan Styles? - do Louis'a i Harry'ego zawołał starszy mężczyzna w białym fartuchu. Nastolatek wstał i podszedł do doktora. Czekali na wyniki badań przez godzinę, czekając wcześniej jeszcze pół na przyjęcie, chociaż jedynymi osobami w poczekalni byli staruszka, kobieta w ciąży z mężem i matka z około czteroletnim synkiem. Przez cały ten czas Louis siedział z nim. Czekał i nawet nie poszedł do toalety. Harry miał wyrzuty sumienia, że starszy musi z nim siedzieć, ale nie dałby sobie rady sam. - Mam Pana wyniki. Nie jest bardzo źle. Uderzyłeś się naprawdę mocno, krwiak utrzyma się pewnie przez około dwa tygodnie. Musisz oszczędzać rękę przez około trzy tygodnie, będzie dość boleśnie. Zalecam kupić leki przeciwbólowe. Potrzebujesz zwolnienia do szkoły? - Spytał z uśmiechem. Harry pokiwał głową i usiadł z powrotem obok Louis'a.

- Naprawdę ci dziękuję, że ze mną zostałeś. - powiedział pod nosem. Louis wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od telefonu.

Czekali może jeszcze z minutę, aż wrócił lekarz. Wręczył nastolatkowi małą kartkę, powiedział jeszcze parę słów i pożegnał się, wołając kolejną osobę do gabinetu. Louis od razu zaczął kierować się w stronę wyjścia ze szpitala, jakby gdzieś mu się śpieszyło. Harry nie wiedział, czy się odezwać, więc po prostu szedł jakoś dwa metry za nim, dopóki nie znaleźli się w aucie.

- Daj mi swój numer. - powiedział Louis zaraz gdy młodszy wszedł do auta. Wziął z dłoni starszego telefon i zrobił to, o co prosił.

- Jeszcze raz dziękuję, że ze mną zostałeś. Ja..

- Nie ma już za co. - przerwał mu. - Odwiozę cię teraz do domu i nie wiem, obgadaj to ze swoimi rodzicami, żebyś tylko nie wracał z roboty sam, okej? - serce Harry'ego zaczęło bić dużo razy szybciej. Louis patrzył w jego oczy, oczekując odpowiedzi. Młodszy nie wiedział zbytnio, co powiedzieć. W końcu nie ma innej opcji niż wracanie samemu.

Resztę drogi przejechali w ciszy. Louis był bardzo skupiony na drodze, co chwila rozmawiając z kimś przez telefon. Z tego, co Harry podsłuchał, jedzie na jakąś imprezę. Poczuł lekki ucisk zazdrości. Zazdrościł osobom, które będą imprezowały z chłopakiem. Chciałby zobaczyć jak uśmiecha się, lekko przymykając oczy przez alkohol. Chciałby zobaczyć jak tańczy, śpiewając przy tym piosenki, których Harry pewnie nie zna. Chciałby znowu zobaczyć jak seksownie zaciąga się papierosem, jak uwydatniają się jego cudowne kości policzkowe. Harry poczuł niekontrolowane łaskotanie w brzuchu. Zamknął na chwilę oczy, by powrócić do rzeczywistości. Dojechali.

- Dziękuję. - mruknął pod nosem i wysiadł, nie patrząc na Louis'a. Pobiegł szybko do domu, ale przez następne parę sekund obserwował samochód chłopaka przez wizjer. Odjechał niemal od razu.

Ostatnie godziny wydawały się niedorzeczne. Tyle czasu spędzonego z chłopakiem, na którego punkcie wręcz szalał. A to nie wszystko. Louis mu się nawet zwierzył. Harry czuł ogromną satysfakcję i w gruncie rzeczy szczęście. Z dnia na dzień zbliżał się do starszego coraz bardziej, poznawali się, a jego uczucia rosły i rosły. Czuł się jak Bella ze "Zmierzchu". Jej córka rosła z prędkością światła. Jednego dnia była sześciolatką, a następnego już dziesięciolatką. Harry zdawał sobie sprawę, że to tylko film, że to niemożliwe, ale właśnie tak się czuł. Znał Louis'a mniej niż tydzień, a na samą myśl o nim, niegrzeczny uśmiech wkradał się na jego usta. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Nie wiedział nawet, co to może znaczyć. Nie lubił nikogo bardziej. Nigdy nie myślał o kimś innym w sposób niegrzeczny. Tym bardziej o kimś tej samej płci. To niedorzeczne. To nienormalne. Co by sobie pomyśleli znajomi ze szkoły, gdyby się o tym dowiedzieli? Co by pomyśleli jego rodzice? Mama na pewno zabrała by mu jego gry. Gdy był mały, siłą ciągała go do kościoła. Na pewno nie popiera tego typu miłości. Na pewno nie popiera ... Harry nie był w stanie nawet wypowiedzieć tego na głos. Miał wyrzuty sumienia. To niedorzeczne.

you got a pretty kind of dirty face // larry stylinsonWhere stories live. Discover now