Rozdział 10

243K 9.3K 15.2K
                                    

- Sto lat! Sto lat, sto lat, laska! - usłyszałam krzyk mojej mamy, gdy wpadła do pokoju.

Jęknęłam z dezaprobatą i przekręciłam się na łóżku, zasłaniając bardziej kołdrą. Dlaczego ona musi zawsze robić takie wejścia? Co roku, kurwa! Ojciec cierpliwie czeka, jest spokojny, a ta pełna energii i chyba kocha budzić mnie z rana! 

- Wstawaj, wstawaj! - była pełna radości. - Moja córka ma dzisiaj osiemnaste urodziny! 

- Mamo... - wymamrotałam. - Daj mi spać... - sapnęłam i spojrzałam na nią, mrużąc jedno oko.

- Oj nie, moja droga - odsłoniła rolety, a białe światło wpadło mi do pokoju. 

- Mamooo... - zmarszczyłam brwi i zasłoniłam się kołdrą.

- Hej, wstawaj! - uśmiechnęła się i podeszła do mojego łóżka. Szarpnęła za kołdrę i zsunęła ją ze mnie. 

- Ugh... - sapnęłam, odpuszczając dalszej walki z nią i wstałam z łóżka.

- Wszystkiego najlepszego, skarbie moje! - od razu wtuliła się we mnie. 

- Dziękuję, kocham cię - odwzajemniłam gest.

- Tak się cieszę! - zachwycała się. - Dzisiaj jest twój dzień! 

I Williama.

- Tak, wiem, mamo - wywróciłam oczami.

- Ogarniaj się i schodź na dół. Z ojcem mamy dla ciebie prezent - skierowała się do wyjścia.

Po sprawdzeniu telefonu i wiadomości na Facebooku, gdzie była masa życzeń i oczywiście moje śmieszne zdjęcia i filmiki - poszłam do toalety zrobić ze sobą porządek. Rozczesałam włosy, wyszczotkowałam zęby i przemyłam twarz wodą. Pęcherz także miałam ogromny i myślałam, że się posikam, kiedy widziałam strumyk wody z kranu. Nienawidzę mojej choroby, która zwie się cukrzyca. Przez nią zawsze mam pełny pęcherz z rana.

Wróciłam się do pokoju i otworzyłam szafę, wyjmując od razu jakieś czarne legginsy i białą koszulkę pumy z kotem. 

Zakładając koszulkę spojrzałam na nadgarstek i powróciłam myślami do wczorajszego wieczoru. Zrobiłam to, zrobiłam to znowu i wróciłam tam, robiąc sobie krzywdę. Kilka czerwonych kresek widnieje na mojej skórze, a wszystkie z jego powodu. On był tym powodem, przez którego to zrobiłam - zraniłam siebie. 

Ale on mnie przeprosił. Pierwszy raz mnie przeprosił i pierwszy raz zrobiło mi się miło, kiedy to powiedział, kiedy powiedział tak szczere i z żalem słowo ''przepraszam''. On przyszedł tam, dobrze wiedział, że tam ja przyjdę. Zapamiętał, do jakiego miejsca uciekałam przez ostatnie dwa lata. 

Obiecaliśmy coś sobie. Dotrzymam obietnicę, obiecałam mu i jej nie złamię. Jego wczorajszy dotyk sprawił, że znowu poczułam to dziwne uczucie w sercu i podbrzuszu. Jego ton głosu, jego prośby, to jak do mnie mówił także to sprawiało. 

Skierowałam się do salonu, gdzie znajdują się już moi rodzice. Nie czułam się jakoś podekscytowana, wyjątkowa teraz... Czułam się normalnie. Są moje urodziny to są. Teraz nie czuję się przy nich jak ta mała dziewczynka, która zachwycona swoimi urodzinami czeka na prezenty, czeka na życzenia, czeka na swój dzień. Ja czułam się normalnie.

Jedynie, co zmienia ten dzień to fakt, że mam urodziny z Williamem. 

- Hej - uśmiechnęłam się delikatnie na wejściu.

- Jane, wszystkiego najlepszego! - podszedł do mnie tata i uściskał. - Mam nadzieję, że moja księżniczka cieszy się tak samo jak ja i mama - spojrzał na mnie i przeczesał moje włosy.

Nienawidzimy siebieWhere stories live. Discover now