0. Harce w górach

61 6 4
                                    

Śnieg padał nieustępliwie, zasłaniając trzem mężczyznom widoczność. Szli jeden za drugim, chwytając się dłońmi skalistych zboczy, byleby nie spaść w przepaść, której końca nie było widać. Najmłodszy z nich szedł dumnie przodem, starając się rozeznać w terenie, co wcale nie było takie proste. Zewsząd wpadały mu w oczy ogromne płatki zimnej wody, przez co musiał wielokrotnie mrugać oczyma, żeby pozbyć się jej z oczu. 

Drugi pod względem wieku trzymał się na samym tyle, cały czas odwalając jakieś figle, które miały wyprowadzić pozostałą dwójkę z równowagi. Wychylał się poza obręb zbocza, bezwstydnie spoglądając w dół i omal by nie spał, gdyby nie refleks trzeciego, który przytrzymał go w równowadze. Wszyscy trzej odetchnęli w wyraźną ulgą. 

Chanyeol, który klasyfikował się jako osoba najstarsza w gronie, wypchnął rozchichotanego Jongina do przodu, aby mieć na niego oko. Już i tak wystarczająco dużo zrobił w akcie buntu. Kai'owi ani odrobinę nie podobała się wyprawa w góry. Między innymi dlatego, że było zimno i nie miał odpowiednich butów do ekstremalnych wspinaczek. Miał więc nadzieję, że jego przyjaciele zrezygnują z szaleńczego pomysłu, jeśli wyskoczy jak filip z konopi z chęcią samobójstwa, mimo że chciał jeszcze długo pożyć i spożytkować czas, który został mu do naturalnej śmierci.

- Jak boga kocham, jeśli jeszcze raz z czymś takim wyskoczyć, ukręcę ci jajka i powieszę na sznurku - warknął Sehun, odwracając się do kompana z tęgą miną. Sam miał tego wszystkiego dość. Jego termoaktywne ubrania były przemoczone do suchej nitki i nie dawały mu już żadnego ciepła. W dodatku był cholernie głodny! Gdyby nie fakt, że ich prowiant zleciał dziwnym trafem w urwiska, teraz najchętniej pałaszowałby maślane bułeczki. Na samą myśl, niemalże ślinka poleciała mu z brody.

- Nie wiem o co ci znowu chodzi - mruknął Kai, obsuwając się delikatnie w dół. Lód pod jego stopami sprawiał, że mężczyzna bardziej się cofał, niźli parł na przód. Chanyeol osobiście musiał go wciągnąć wyżej, żeby kres ich wędrówki znalazł się na szczycie tej góry, a nie jej połowie.

- Jak już musisz udawać głupa, to rób to po cichu - dodał najmłodszy, wycierając spod oczu łzy, które mimowolnie spływały po jego policzkach. Między innymi dlatego nienawidził zimy. To była jedna z najokrótniejszych pór roku i właśnie teraz dawała mu się we znaki. Naprawdę wiele by dał za kubek gorącej czekolady, wypitej przy rozpalonym kominku. Jego plany spaliły się na panewce, przez jakiś głupi wypad w góry, który zresztą miał swój uzasadniony powód, lecz Sehun nadal nie umiał objąć go własnym umysłem. Trzeba zaznaczyć, że to nie był jego pomysł.

Po upłynięciu następnych dziesięciu minut mężczyźni znaleźli się na prostym odcinku drogi, prowadzącym dalej na szlak, wiodący do szczytu. Droga była jeszcze bardziej kamienista, aczkolwiek wzdłuż niej rozrastała się ściana wysokich świerków, wyglądających z tej odległości majestatycznie. 

- Ta roztaczająca się wokół nas biel robi się powoli melancholijna - zaznaczył Yeol, zaczesując włosy w tył. 

- Kiedy wszystko spowije mrok, jeszcze przypomnisz sobie te słowa i zabraknie ci białej barwy - mruknął od niechcenia Kai, siadając na śniegu. Chłód nie robił mu już tak wielkiej różnicy, co nie zmieniało faktu, że prędzej czy później nabawi się jakiegoś choróbska.

- Jeśli dalej będziemy podążać szlakiem, to nas znajdą prędzej czy później - zaznaczył Sehun, wyskakując z całkiem innej beczki. Chanyeol pokiwał porozumiewawczo głową, natomiast Jongin nie rozumiejąc puenty wzruszył ramionami. Po chwili jednak jego oczy zaświeciły dziwnym blaskiem, pod wpływem którego gwałtownie wskoczył na równe nogi.

- Chyba nie zamierzacie iść na szagę - parsknął śmiechem, ale nie komu nie było do śmiechu.

- Z-a-m-i-e-r-z-a-m-y - zaoponował Chanyeol, nie mogli zostawić Jongina na lodzie. Właśnie z niego była największa gaduła. Jeśli dostałby się w łapy policji, zapewne jako pierwszy wyśpiewałby całą prawdę, która nie przedstawiała się zbyt dobrze w świetle prawa. 

Pogoda z chwili na chwilę była coraz to gorsza. Płatki śniegu spadały z zawrotną prędkością na ziemię, a grunt powoli obsuwał się z ich stóp, dlatego nie mogli pozwolić sobie na dłuższe stanie w miejscu. Szybkim krokiem wbiegli pomiędzy drzewa, starając się jakoś schronić przed gradem, jednak bezskutecznie. Ich serca biły trzy razy szybciej niż normalnie. Dopiero teraz naprawdę zrobiło się niebezpiecznie. Nawet gorzej, niż w momencie, gdy Sehun trzymał nóż w ręce, Chanyeol miał na dłoniach jego krew, a Jongin biegał nago po ulicy, w końcu każdy miał inne wspomnienia związane z adrenalinom. 

- Albo mam zwidy albo tam stoi jakiś domek - powiedział głupkowato Kai, wyciągając przed siebie rękę z wyciągniętym palcem w zachodnim kierunku. 

- Obyś miał rację - powiedział Oh, również widząc w oddali majaczący kształt. Z głody i wycieńczenia wyobraźnia nasyłała mu przeróżne obrazy, dlatego wcale by się nie zdziwił, gdyby w owym miejscu nie było żadnego przytulnego domostwa. 

Jeszcze chwileczkę. Kilka metrów dzieliło ich od celu, kiedy spora warstwa śniegu zsunęła się z klifu, spadając prosto na nich. Kim mimo że zgrywał się okropnie, w obliczu śmierci działał niczym automat - sprawnie wziął nogi na pas, po półtora minucie znajdując się pod daszkiem drewnianego domku, który wcale nie był iluzjom.

Yeol również zdążył się uratować, ale Sehun okazał się nieszczęśnikiem. Na barkach miał zapakowaną całą tonę ubrań, sprzętu AGD, przynajmniej tego co było mu potrzebne na wyprawę w góry. Biegł ile sił w nogach, ale nie wystarczająco szybko, by znaleźć się poza obrębem lawiny. Totalnie spanikowany chwytał się podłoża, starając zatrzymać się w miejscu, ale natura działała wbrew niemu. Nie miał wobec niej żadnych szans. 

Może był odrobinę wkurzający oraz egoistyczny i nieraz wsypał Jongdae za handlowanie narkotykami, ale tej dziad nie powinien się nad nim mścić, tam z nieba. Młody i przystojny mężczyzna, którym był Sehun nie powinien umrzeć w takich okolicznościach.

Czuł się całkowicie bezradny, przez co z jego oczu łzy poleciały ciurkiem. Wiedział, że jak spadnie będzie po nim, ale nie modlił się do boga, ponieważ nigdy nie wierzył w jego istnienie. Zaczął krzyczeć nieustępliwie, byleby zwrócić na siebie uwagę przyjaciół, którzy i tak nie wiele mogli. Nie wierzył, że Chanyeol i Jongin rzucą się za nim, żeby ratować jego marne życie.

I tu się mylił.

Kai jako pierwszy wybiegł na śnieżycę, czego nikt się nie spodziewał.

- Hunnie nie wiem czy pamiętasz, ale masz wobec mnie niewyobrażalny dług, którego cholera miałeś spłacić za życia, gnido - wykrzyczał Jongin, co omal nie sprawiło jeszcze większej lawiny.

Nastała ciemność. Ciemność na ziemi związana ze zmierzchem. Ciemność w umyśle Sehun. Ciemność przed oczami Jongina. Niewyobrażalna cisza i spokój, ale jeszcze większa panika, która nie pozwalała Chanyeol'owi ruszyć się z miejsca. 

Po prostu zamknęli oczy.

You, again...Where stories live. Discover now