fifty seven

4.5K 381 69
                                    

cztery godziny do koncertu

Od samego ranka promienieje i wraz z energią przekazuję każdemu  wszystkie emocje, co jest dosyć ekscytujące i piękne.

Każda odmiana słowa piękny pojawi się dzisiaj w moich ustach i myślach prawdopodobnie milion razy, lepiej uprzedzić samą siebie.

Zdecydowałam narazie nie zawracać  chłopakom głowy, od rana są na arenie i zapewne muszą jeszcze wiele zrobić.
Wykorzystując trochę czasu, postanowiłam wybrać się do galerii po coś niesamowicie niesamowitego, gdyż w szafie dominuje dosłownie pustka.
Pomijając to, że ledwo się domyka, nie mogę niczego wybrać. Ale hej, to chyba częsty kłopot płci żeńskiej.

luke

Siedząc od kilkunastu minut na brzegu sceny z gitarą, usilnie próbowałem wyobrazić sobie przyszłe kilka miesięcy.
Powrót w trasę, powrót do życia w biegu. Nie powiem, że tego nie chcę, jest wręcz przeciwnie.
Chodzi bardziej o wewnętrzne przeczucia względem wszystkiego, co się zmieni, a co zostanie.

Czując odór tytoniu, rozpoznałem zbliżającą się za moimi plecami osobę.

- Cieszysz się? - Hood przysiadł obok, układając bas na skrzyżowanych nogach.

- A Ty?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - zmrużył oczy, zaciągając się dymem papierosa.

- Wiesz, to zbyt szerokie określenie. Trudno mi na to odpowiedzieć ogólnie. - wyciągnąłem dłoń w jego kierunku.

- Kiedy ostatnio miałeś w dłoni papierosa? - mimo zdziwienia podał mi tytoń.

- Stresuję się. To jest odpowiedź na obydwa pytania.

- Koncertem czy obecnością Mia'i na nim?

- Tym, co mi ostatnio oznajmiła. - wypuszczając resztki dymu, spotkałem się z pytającym spojrzeniem bruneta. - Chyba  friendzone już nie istnieje.

ten dzień będzie w kilku rozdziałach, kocham się rozdrabniać 💓

welcome back, @Luke5SOS ✉Where stories live. Discover now