Play with me, boy

20 2 2
                                    


Dzisiejszy dzień nie był dla niej tak udany, jak zakładała, że będzie. Składał się na to ciąg wydarzeń, które zaczęły nawarstwiać się w momencie, kiedy przekroczyła próg gabinetu Isshina, nie sądząc, że wydarzy się coś, co zburzy całą harmonię jej codzienności. Od czasu, kiedy wysunął ku niej ową horrendalną propozycję, a później, gdy ją odrzuciła, uczynił z niej przymus, straciła ochotę na cokolwiek. Od południa nie mogła odpędzić się od nieustannie wracających do niej myśli. Świadomości faktu, w jak złym położeniu się znalazła i jak niewiele mogła zrobić, by to zmienić.

Vivienne wiedziała, że popełnia duży błąd, na powrót zgłębiając się w ten temat, ale liczyła, że gdy wszystko sobie przemyśli i wysunie zupełnie obiektywne wnioski, w jakiś sposób uwolni się od krępujących kajdan, w które zakuł ją Isshin. Bo to od kilku godzin nieustannie absorbowało jej umysł; jedno zdarzenie, jeden podpis związały jej dłonie ciasnym sznurem, z którego nie mogła się uwolnić. W tej chwili czuła się jak dzikie zwierzę w metalowej pułapce – jakkolwiek by się nie szarpała, jej losy i tak z góry były przesądzone.

Isshin nie był głupi i tylko dlatego do końca liczyła, że to, co jej przekazał było niczym innym jak kiepskim żartem. Niestety. Zlecenie, które podpisał było równie prawdziwe jak czekające na nią zadanie, i to właśnie ono stanowiło największy powód jej obaw; że tym jednym podpisem przypieczętował całą ich przyszłość, nawet nie pytając jej o zdanie. Wiedziała przecież, że obok Kurosakiego, była jedną z najlepszych. Perfekcjonistką w każdym calu, która zanim odważyła się na skok, musiała upewnić się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Pojęcie porażki nie istniało w jej prywatnym słowniku, o czym Isshin doskonale wiedział. Czemu więc teraz tak lekkomyślnie pokładał w niej nadzieję, dokładając na barki dodatkowy ciężar...? Przecież była złodziejką. Kradzież przedmiotu różniła się od uprowadzenia człowieka, powinien zdawać sobie z tego sprawę. Czy pieniądze zaślepiły go do tego stopnia, by zapomniał o wszystkich kłamstwach, okrywających ich istnienie? Wystarczył bowiem jeden zły ruch, by z ich skrupulatnie budowanego muru obsunęła się cegła. A tuż po tym cała konstrukcja z hukiem mogła uderzyć o twarde podłoże, pogrążając ich w obłokach duszącego dymu.

Dzisiejsza sytuacja pochłaniała ją do tego stopnia, że nie mogła skupić się na zwykłych czynnościach, zbyt pogrążona w swych chorych rozmyślaniach. W pewnym sensie czuła się winna. Dobrnęła już na koniec swej ścieżki, posiadła wszystkie umiejętności niezbędne do osiągania sukcesów w tym fachu. Może więc to było poniekąd powodem decyzji Isshina? Chciał pomóc rozwinąć jej skrzydła w nieco innej branży? Nie. Nie widziała siebie nigdzie indziej. To stare, najbardziej strzeżone muzea świata były jej drugim domem, to ich plany leżały na dnie jej szuflady, pieczołowicie ukryte pod stosem kolorowych magazynów i to ona znała ich rozmieszczenie lepiej od jakiegokolwiek kustosza. Nie chciała tego zmieniać. Dlatego właśnie samodzielna i pewna siebie Vivienne Slight pierwszy raz w życiu nie wiedziała, jak ma rozegrać kolejną partię, by wyjść z niej zwycięsko.

Zamrugała kilkakrotnie, wyrywając się z otchłani tych czarnych myśli, gdy poczuła lekkie szturchnięcie w bok. Nieco oszołomiona rozejrzała się wokół, mierząc okolicę niezbyt trzeźwym spojrzeniem. Pierwsze, co rzuciło jej się wówczas w oczy, to gładka lada baru i sunące po niej kolorowe światła. Zaraz potem wyostrzył się drugi plan, na którym dojrzała ciągnący się po ścianie rząd półek, a na nich niekończącą się liczbę butelek o przeróżnych kształtach. W nich również odbijały się reflektory, nadając im tajemniczego blasku. Szafki po drugiej stronie baru skąpane były w ciemności, ale wyraźnie rysowały się na nich stosy małych szklaneczek, kieliszków i kufli oraz kilka dystrybutorów ze znanymi piwami. Drobne, iskrzące lampki, którymi ozdobiono ścianę, migotały w rytm dudniącej muzyki jak gwiazdy na tle ciemnego nieba.

Play my gameWhere stories live. Discover now