Rozdział 1 J.D

790 64 2
                                    

Patrzyła wciąż na swoje odbicie w lustrze. Nie była już tą samą, czarnowłosą dziewczyną o ostrych rysach twarzy. Jej włosy zmieniły się w ciemny blond a jej twarz ozdabiał delikatny dziewczęcy makijaż. Nienawidziła wyglądać tak niewinnie, ale musiała pozostać nierozpoznana. Nałożyła na swoje ciemne tęczówki błękitne soczewki i zamrugała kilkakrotnie. Gdy ponownie spojrzała na swoje odbicie zobaczyła całkiem inną osobę.
Wyszła z łazienki i przechodząc przez salon zgarnęła ze stolika kopertę. Nowy apartament miał ścianę z przyciemnianego szkła z widokiem na Nowy Jork. Według Sharon mimo wszystko  wpuszczała ona do środka zbyt dużo światła, więc udała się do sypialni. Usiadła na dużym łóżku i niewzruszona rozerwała papier.

Jej zawartość wywołała krzywy uśmiech na jej ustach. Chwyciła dowód osobisty i przyjrzała się swojej nowej tożsamości.

- Caroline Waller. - Powtórzyła na głos. Przejrzała jeszcze inne mniej ważne dokumenty, aż dotarła do karty wejściowej do szpitala oraz zaświadczenia o przyjęciu na praktyki.

Wspaniale - pomyślała.

Nagle usłyszała trzask zamykanych drzwi. Zgarnęła ręką dokumenty pod kołdrę i dobyła pistoletu, który ukrywał się wcześniej pod łóżkiem.

Nagle w progu pojawił się Sebastian. Nie wyglądał zwyczajnie. Jego śnieżnobiałe włosy zniknęły zamienione teraz w czerń. Tęczówki dawniej niemalże czarne ustąpiły zieleni.

- Czyżbyś chciała mnie zabić? - Spytał ironicznie unosząc brew do góry. - Jestem Martin Collins. - Uniósł dłonie w geście poddania. - Uprzejma recepcjonistka wskazała mi, że tu mieszkasz. Przyszedłem dać ci adres zamieszkania tego grzecznego Dobermana, którego zgodziłaś się wyprowadzać 2 razy w tygodniu.

Sharon uśmiechnęła się i schowała broń na swoje miejsce.

- Wybacz, pomyliłam cię z natrętną sąsiadką. - Wyjęła z powrotem dokumenty na wierzch.

- I ja ci się podobam w nowej odsłonie? - Spytał a w jego głosie dostrzegła dobrze jej znaną nutę sarkazmu. Zmierzyła go wzrokiem. Miał na sobie jasne jeansy, zwykłą białą koszulkę a na wierzchu szarą rozpinaną bluzę. Wyglądał tak niecodziennie.

- Typowo dla mieszkańca Nowego Jorku. - Odparła biorąc do rąk plik z opisem jej codziennego życia.

- Ty za to wyglądasz strasznie. - Stwierdził siadając obok niej. - Podoba ci się twoja nowa odsłona?

- Pięknie to zaaranżowałeś. - Pochwaliła go i pochłonęła ją lektura.

Życie Caroline było przeciętne. Urodziła się w New Jersy i skończyła kierunek medycyny na uniwersytecie. Z zaoszczędzonych pieniędzy wynajęła ten apartament. Dorabiała w kawiarni, która zbankrutowała. Następnie dostała się na praktyki w  szpitalu, w którym pracował Strange. Jest pogodną i życzliwą osobą.

To ostatnie wymagało od Sharon największej gry.

- Jak długo masz zamiar się nim bawić? - Spytał uważnie się jej przyglądając.
Sharon zamyśliła się, po czym odpowiedziała:

- Dopóki nie stwierdzę, że mogę już zacząć działać.

***

Szpital był sporym budynkiem pomalowanym na jasnoszary kolor. Przed nim znajdowało się sporo ludzi - zmęczonych, zmartwionych, pełnych obawy o swoich bliskich. To właśnie ich strach spowodował, że ruszyła na przód. Pokonała mały dziedziniec, ozdobiony przeróżną roślinnością i małą fontanną po środku. Przeszła przez rozsuwane drzwi i znalazła się na śnieżnobiałym holu. Rozejrzała się uważnie, po czym napotkała pytający wzrok recepcjonistki. Podeszła do niej i uśmiechnęła się lekko.

- Cześć, zostałam przyjęta na praktyki... - Zaczęła, lecz kobieta przerwała jej unosząc telefon.

- Panna Waller?

Nie, kosmita- pomyślała z irytacją.

Pokiwała głową, siląc się na przyjazny uśmiech.
- Proszę chwilę zaczekać, zaraz zjawi się po panią ktoś z oddziału. - Powiedziała, po czym wróciła do swoich dawnych zajęć.

Sharon rozejrzała się powoli.

I nagle je zobaczyła.

Szybowały po suficie, pełzły po ścianach i podłodze niczym czarne kłęby dymu.

Były tuż za ludźmi, którym nie dane było ich  widzieć.

Posłańcy.

Wzięła głęboki oddech, słysząc ich ciche, lecz przeraźliwe wycie.

I wtedy go zobaczyła.

Szedł w jej stronę, ubrany w szpitalną odzież oraz z plikiem dokumentów w ręce. Wyglądał podobnie jak na aktach, które dał jej Sebastian. Był zmęczony, z cieniami pod oczami, a jego brązowe włosy były w totalnym nieładzie.
On jednak nie patrzył na nią, tylko na podłogę tuż obok, gdzie kotłował się mały, czarny Posłaniec.

Sharon wiedziała, dlaczego one tutaj są. Pilnują go.
Nagle przed nią pojawiła się drobnej budowy kobieta o włosach idealnie kasztanowych i oczach niemalże szarych.

- Witam, cieszę się, że przyszłaś tak punktualnie. - Powiedziała radośnie i wyciągnęła w jej kierunku dłoń. - Jestem Nina i będę z tobą pracować.

Punktualność nie dotyczyła zbytnio Sharon w codziennym życiu, lecz chcąc być zwykłą, młodą praktykantką musiała zachowywać się tak, jakby była nią na prawdę.
Sharon odwzajemniła uśmiech i ścisnęła trochę zbyt mocno jej dłoń.

Kobiety poszły w kierunku wind. Sharon obserwowała dokładnie wszystko, co mijali. Jej uwagę przykuła niewyraźna postać na schodach. Przymrużyła lekko oczy, chcąc dostrzec ją bardziej, lecz nie była to wina kolorowych soczewek, które musiała nosić. Wiedziała tylko, że jest to kobieta w czarnej, majestatycznej sukni. Po chwili otoczyły ją małe i kłębiące się  chmary Posłańców. Korciło ją, by podejść, lecz ujrzała Stephena, który nadal trzymał plik papierów. Przystanął przed schodami i udał, że zapisuje coś ważnego.

Sharon jednak dostrzegła delikatny ruch jego warg, kiedy wymawiał czar. Posłańcy, jak i ich pani uciekły z przeraźliwym jazgotem, pozostawiając po sobie jedynie odrobinę dymu, który uniósł się w powietrze.

- To jest Doktor Strange. - Wyjaśniła Nina, podążając za jej wzrokiem. - Najlepszy z najlepszych. To właśnie z nim będziesz pracować.

Najlepszy z najlepszych. Nie obchodziły ją osiągnięcia medyczne, lecz to, co w sobie miał. Niewiarygodną moc, wiedzę, która pomogłaby osiągnąć coś, co Sharon uważała za piękne.

To właśnie jego potrzebowała. 

----------------------------------------------------------------

Chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, bo to właśnie dzięki wam, mam tysiące pomysłów na dalsze rozdziały. Szkoła jednak uważa, że nie powinnam mieć życia poza nią i robi wszystko abym tkwiła nad lekcjami do późnej nocy... [*]
Do następnego ;)
~Julie Darkside~

Niosąca Zniszczenie || Avengers & Doktor StrangeOnde histórias criam vida. Descubra agora