17. Ślepia cz. II

2.1K 158 15
                                    

Marinette

Oczywistym było, że rano oblał mnie zimny pot na myśl o pójściu do szkoły. Bałam się zejść do rodziców, a co dopiero stawić czoło całemu Paryżowi.

Adrien zadzwonił do mnie zaraz po tym, jak się przebudziłam. Pytał się, czy chcę by po mnie podszedł, lecz ja domówiłam. Nie usłyszałam „Dlaczego?", którego się tak spodziewałam. Chłopak po prostu zaakceptował mój wybór.

- Ale mów, jeśli zmienisz zdanie – dodał, zanim się rozłączył.

W tym momencie żałowałam, że tego nie zrobiłam. Było za późno, by dzwonić – z pewnością był już w szkole.

Jeszcze nie zeszłam na dół. Stałam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie ciętym wzrokiem. Dlaczego byłam takim tchórzem? Dlaczego nie potrafiłam zebrać się w sobie i po prostu wyjść na światło dzienne? Chowałaś się przez tyle miesięcy, powinnaś chyba odczuwać wolność, że nie jesteś już zmuszona niczego ukrywać, powiedziałam do siebie w myślach. Zaraz jednak słowa te zostały przyćmione przez czarne myśli. Głowa wypełniła mi się setkami myśli tonących w żalu. Tak, zyskałam wolność, ale tym samym odebrano mi ją bardziej niż kiedykolwiek. Prasa, telewizja, wszelkie media. Rodzina, znajomi, mieszkańcy rodzinnego miasta, Francji. I ta jedna jedyna osoba, która samym faktem swej egzystencji przerażała – Władca Ciem.

Oni wszyscy wiedzieli.

Wiedzieli, choć wiedza o mnie i o Adrienie nie miała przecież zostać im dana.

- Marinette! Schodź już, spóźnisz się do szkoły! – usłyszałam głos mamy.

Serce zabiło mi mocniej. Musiałam się ruszyć. Chciałam się ruszyć. Pragnęłam mieć to już za sobą, jednakowoż nogi odmówiły mi posłuszeństwa i niezmiennie stały w miejscu.

- Marinette, mama cię woła. – Tikki podleciała do mnie i usiadła mi na ramieniu. Również spojrzała w lustro, a jej słodkie oczy spotkały się z moimi.

- Wiem, Tikki. Ale... jakoś nie mogę...

- Och, Marinette, jasne, że możesz. Możesz wszystko! Jesteś Biedronką! Ratujesz Paryż z największych opresji, a teraz miałabyś nie dać rady?

- Ale... Tikki, ja się tak okropnie boję – wyjęczałam, chowając twarz w dłoniach.

- Czego?

- Wszystkiego.

- Czyli ogólnie rzecz biorąc to niczego – skwitowała.

Spojrzałam na nią przez szparkę między palcami i zacisnęłam wąsko wargi. Kwami wzniosło się w powietrzu i obleciało mnie dookoła, a potem zniknęło za mymi plecami. Nie minęła nawet sekunda, a poczułam, jak maleńkie łapki próbują popchnąć mnie w stronę klapy w podłodze.

- Tikki, poradzę sobie, nie musisz się tak wysilać – powiedziałam, słysząc, jak istotka sapie, nie poddając się.

Ruszyłam się w końcu o krok, a wtedy Tikki ponownie usiadła na moim ramieniu.

- Mała – zaśmiałam się cicho, gdyż jej ciepły oddech łaskotał mnie w szyję – nie musiałaś, w końcu zrobiłabym ten jeden krok.

- Ale... tak było... szybciej – wysapała. – Poza tym, udało mi się ... ciebie rozbawić. – Posłała mi promienny uśmiech.

- Tak, maleńka, tu masz rację. No dobrze... - westchnęłam głośno i zignorowałam szaleńcze uderzenia serca. – Idziemy! Chowaj się do torebeczki.

MIRACULOUS Pewnego dniaWhere stories live. Discover now