Rozdział 15.

1.5K 202 295
                                    

Pamiętam jedynie krótką drogę i dobitne zmęczenie, które nakazało mi postój. Jechałem przed siebie, nie za wiele myśląc o Harrym, który po przebudzeniu umrze ze strachu, o niepowodzeniu misji, bo przecież mogli mnie obserwować, o Michaelu, który na pewno zacznie na mnie krzyczeć i wściekać się na mój  brak zaangażowania i odpowiedzialności.

Po prostu mnie to nie obchodziło.

I może byłem pieprzonym egoistą, ale potrzebowałem jechać... gdzieś. Nie wiedziałem co mną kieruje i dlaczego uciekłem z motelu jak jakiś złodziej, ale wiedziałem, że potrzebuję chwili przerwy.

Zatrzymałem się na poboczu i wtuliłem w fotel, który wydawał się być naprawdę wygodny tamtej nocy i po prostu odpłynąłem. Zwyczajnie.

W dobijającej ciszy, którą przerywał jej płacz.


- Ty chuju! - usłyszałem ostry krzyk gdzieś nade mną. Otworzyłem powoli oczy, które nie chciały wyostrzyć obrazu, więc widziałem tylko niewyraźną sylwetkę. Światło słoneczne wręcz mnie oślepiało, przez co nieporadnie zacząłem zasłać ręką twarz. - Pojebało cię do reszty? - Wróciłem do rzeczywistości, obserwując jak mężczyzna o czerwonych włosach zaciska usta w cienką linię.

- O, zmieniłeś kolor - wymamrotałem, a on spojrzał na mnie jak na idiotę. - Ładnie ci.

- Louisie Tomlinsonie, będziesz się ostro tłumaczył - westchnął bezradnie, a ja zamlaskałem kilka razy, czując uderzające pragnienie.

- Masz może wodę? - zapytałem, a on pokiwał przecząco głową, przez co wydałem z siebie coś na wzór krótkiego westchnięcia.

- Ale za to mam obowiązek ostro ci wklepać.

Uśmiechnąłem się szeroko, chociaż czułem dziwne odrętwienie. Plecy bolały mnie od niewygodnej pozycji w aucie, ale pierwszy raz w ciągu całego wyjazdu mogłem przyznać, że nawet się wyspałem.

- Słuchaj, nie mam zamiaru się nikomu tłumaczyć. Kto jak kto, ale ty powinieneś zrozumieć - powiedziałem, z trudem przełykając resztki śliny. Naprawdę chciało mi się pić.

- Dobrze, więc się nie tłumacz. - Był wyraźnie zły, a każdą jego wypowiedź przepełniała irytacja. - Powiedz to Harry'emu, który odchodzi od zmysłów w pokoju motelowym. Ciekawe czy ma wszystkie paznokcie - rzucił, chciał mi grać na emocjach. Jednak, niestety, matka natura obdarzyła mnie wyjątkową znieczulicą, więc po prostu wzruszyłem ramionami, nie przejmując się zbytnio jego słowami.

- Dziwisz się, że ludzie odchodzą, a nie starasz się ich przy sobie zatrzymać - mruknął cicho, ale ja doskonale to usłyszałem.

- Jakby naprawdę im na mnie zależało, to zostaliby - powiedziałem spokojniej niż się tego spodziewałem.

- Nie, Louis, niektórzy odchodzą bo mają dość. Nie masz zamiaru się tłumaczyć, bo twoja pieprzona duma ci nie pozwala? Wsadź sobie tę dumę gdzieś i chociaż raz porozmawiaj ze mną szczerze.

Odwróciłem wzrok na opustoszałą ulicę przede mną. Nie było dosłownie nic, na czym mógłbym skupić uwagę, więc zacząłem bawić się palcami.

- Więc idź - powiedziałem, a zaskoczony mężczyzna spojrzał na mnie przenikliwie. - Zostaw mnie tu, nie obchodzi mnie to już dłużej. Nie mam zamiaru mówić o rzeczach, których wstydzę się przed samym sobą. Więc po prostu odjedź, wydaj mnie Walczącym Umysłom, a może chociaż trochę odkupię swoje winy.

- O czym ty pierdolisz, Louis? Po to było to wszystko? Żebyś teraz się poddawał? Żebyś wracał do nich z podkulonym ogonem, bo masz chwilowe załamanie osobowości? Nie jesteś taki. Walczysz do końca, chociażby świat się zapadał. Takiego Louisa znam i w takiego wierzę. - Oddychał ciężko, wiedziałem, że stara się do mnie dotrzeć w jakiś sposób. Ale nie potrafiłem myśleć o jego słowach.

Come undone || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz