Rozdział I ,,Cena nie swojego życia"

723 36 12
                                    

Uciekali przez Warszawę w kierunku jedynego zaufanego domu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Uciekali przez Warszawę w kierunku jedynego zaufanego domu. Znajome uliczki stolicy, które już nie raz uratowały ich życie, teraz wydawały się bardziej niebezpieczne. Zdradzieckie.
Ranny Michał cierpiał coraz bardziej. Jego stan z minuty na minutę się pogarszał.
Wiedzieli, że muszą jak najszybciej dotrzeć do domu doktor Konarskiej. Tylko ona jedyna może pomóc swojemu synowi.
Było źle jak nigdy wcześniej. Cała trójka doskonale zdawała sobie sprawę, że KBW depczę im po piętach, że nie odpuszczą, dopóki ich nie znajdą.
Byli wyczerpani. Fizycznie i psychicznie. Mieli dość tego wszystkiego.
Siedem lat wojny. Wojny, którą przeżyli, walcząc o ojczyznę. Wojny, przez którą stracili praktycznie wszystko.
Bliskich, przyjaciół, młodość, wolność. Nadzieję i życie.
Po co to wszystko było? Po co tyle cierpienia i strat? Żeby teraz mieli się poddać?
Nie. Nadal nie mogą się poddać. Nie po tylu latach.
Po chwili wbiegali we właściwą ulicę. Ludzie mijali ich z daleka, szepcząc do siebie o nieznajomych.
O młodej dziewczynie, Wiktorii Rudnickiej, która przecież miała dzisiaj zostać powieszona za zdradę ojczyzny. O dwóch ,,bandytach z lasu'', którzy pomagają jej dźwigać rannego jasnowłosego chłopaka. Tylko nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo się mylili.
Ruda nie zdradziła ojczyzny, walczyła za nią do końca. Bandyci z lasu, byli ludźmi, dzięki którym oni teraz żyją. Ludźmi, dzięki, którym hitlerowcy zostali wypędzeni z kraju.
To nie Sowieci, to tak naprawdę ludzie tacy jak oni, uratowali Polskę i Polaków.
Teraz był taki czas, w którym bohaterzy uznawani byli za zdrajców.
- Przesuńcie się!- krzyczał Władek, starszy brat rannego Michała, kiedy wchodzili do właściwej kamienicy.- Nie widzicie, że potrzebuje pomocy.
Ludzie patrzyli na mężczyznę jak na przestępce. Jeden zawołał.
- Wynoście się z powrotem do lasu bandyci!
- Nie chcemy was tu!- zawtórowała mu jakaś kobieta.
- Nie jesteśmy bandytami!- zawołał za nim wściekły Władek.- Nie jesteśmy...
- Daj spokój, Władek.- uspokoił go przyjaciel Bronek- To nic nie da. - oznajmił, pierwszy wchodząc po schodach.
Kiedy znaleźli się na piętrze, Bronek zapukał energicznie we właściwe drzwi, ciągle podtrzymując, razem z Rudą, rannego Michała.
Doktor Konarska,po chwili otworzyła drzwi i zapłakana, wpuściła synów do mieszkania.
Przed ich przyjściem pożegnała przyjaciela, z którym przeżyła całą wojnę.
Otto musiał wyjechać do Niemiec, uciekać przed komunistami.
Ale kiedy zobaczyła rannego Michała i wykończonego Władka, jej serce zabiło tysiąc razy mocniej z niepokoju o swoich synów.
Natychmiast weszli do mieszkania i położyli Michała na wolnym łóżku wskazanym przez Marię.
- Co się stało?- zapytała zaniepokojona doktor Konarska, na widok swoich dwóch synów.
Kobieta próbowała walczyć z łzami, ale nie potrafiła zgrywać twardej, kiedy na łóżku obok wykrwawiał się jej młodszy syn.
- Mamo, musisz mu pomóc.- oznajmił Władek, nachylając się nad jęczącym z bólu, młodszym bratem.
- Który to już raz..- zaczęła bezsilnie pani doktor, ale jej starszy syn błyskawicznie przerwał matce.
- Proszę, mamo, nie teraz.- spojrzał na swoją matkę, a jego oczy, chociaż doświadczone, wyrażały teraz milion przeróżnych emocji. Bał się. Naprawdę się bał.
Stracił już ojca i najlepszego przyjaciela. Nie może stracić młodszego brata.
Pod żadnym pozorem nie może stracić swojego Guzika. ****
Siedzieli przy stole w mieszkaniu doktor Konarskiej. Władek i Wiktoria, trzymający się kurczowo za ręce, a obok nich Bronek, który zdawał się być gdzieś w innym świecie. Z dala od tego wszystkiego. Śmierci i zagłady.
Mieli pełno powodów do zmartwień, opłakiwania, ale przez to jeszcze więcej po to, aby walczyć.
W niepokoju siedzieli praktycznie nieruchomo, czekając na wieści od Marii.
Ruda była wyczerpana. Zmęczona więzieniem na UB, ucieczką przed NKWD. Zmęczona życiem. Już nie raz wyobrażała sobie przez te osiem lat, jakby to było zwyczajnie żyć. Jakby to było żyć, kiedy nie byłoby wojny i tego co jest po niej.
Siedzieli wyczerpani, zaniepokojeni. Wspominali, zastanawiali się. Czy był jakiś sens w tym wszystkim? Szkolenie w Anglii, walka z Niemcami, powstanie, ukrywanie się w lesie.
Co jakiś czas spoglądali na siebie, upewniając się czy wszystko dobrze. Chociaż wiedzieli, że nic nie jest dobrze.
W tym samym momencie Władek wstał i zrobił herbatę oraz podgrzał jarzynową zupę, która znalazł w lodówce.
Nie odzywali się do siebie. Nie mieli powodu. Każdy z nich musiał sam przez to przejść. Sam zastanowić się nad swoim losem.
Czas upłynął szybko, a Władek podał herbatę i zupę Rudej. Dziewczyna była wygłodniała i zmęczona. Była w fatalnym stanie, a kiedy poczuła smak ciepłej, jadalnej zupy, nie mogła w to uwierzyć.
Niepokojące było to, że doktor Konarska w dalszym ciągu nie wychodziła od Michała. Ciągle czekali. Czekali siedem lat. Czekali teraz, ale czy był w tym sens?
Po jakimś czasie Maria nieoczekiwanie podeszła do Wiktorii i wzięła ją pod ramię.
- Chodź dziecko, musisz trochę odpocząć.- powiedziała troskliwie prowadząc ją w stronę swojego pokoju.
Pani doktor uszykowała dziewczynie ciepłą wodę, aby się mogła przemyć. Uszykowała jej jedną z koszuli nocnych, aby mogła się położyć i wypocząć.
-Odpocznij sobie.- powiedziała kobieta, głaskając dziewczynę po brudnych, pokudłanych, ciemnych włosach.
- Dziękuję.- odpowiedziała Wiktoria, uśmiechając się blado. Była niezwykle wdzięczna Marii, za wszystko co dla niej zrobiła. Już nie raz uratowała jej życie. Była naprawdę niesamowitym człowiekiem.
- Nie ma za co, skarbie.- kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny pokrzepiająco.- Jakbyś czegoś potrzebowała, zawołaj mnie.-oznajmiła troskliwie, po czym zniknęła za drzwiami.
Wiktoria wiedziała, że lepiej nie mogła trafić.
Szybko umyła się i rozczesała włosy. Starą suknię rzuciła w kąt. Zamierzała poprosić Władka, aby ją spalił. Nie chciała, aby cokolwiek przypominało jej o więzieniu UB.
Jednak to później, teraz trochę odpocznie, ale tylko troszkę...
Wiktoria oparła głowę o miękką poduszkę i momentalnie usnęła, rozkoszując się wygodą ciepłego łóżka, pierwszy raz od wielu dni.
****
- Mamo, co z Michałem?- zapytał Władek, kiedy matka tylko zamknęła drzwi do sąsiedniego pokoju, w którym spała Ruda.
- Musi odpocząć.- odpowiedziała Maria, odkładając talerz po Wiktorii do zlewu.- Na całe szczęście rana nie była zbyt poważna. Dzięki Bogu i tym razem zdążyliście na czas.- spojrzała na syna smutno.
- Pójdę do niego zajrzeć.- oznajmił Władek, powoli ruszając w kierunku sąsiednich drzwi. Doktor szybko podążyła za starszym synem i przytrzymała mężczyznę za ramię.
- Zostań tu, proszę. Michał musi odpocząć.- poprosiła, delikatnie, matczyną dłonią głaszcząc syna, po lekko zarośniętym, policzku.- Ja do niego zajrzę i jak będzie lepiej się czuł to cię zawołam.
- Dziękuje, mamo.- odpowiedział Władek, wyrażając w tym krótkim zdaniu prawie całą swoją miłość i wdzięczność.
Oboje z bratem kochali swoją matkę ponad wszystko. Co prawda Władek był bardziej podobny do ojca, a Michał wdał się w Marię. Prawdą było również to, że to różnice w ich życiu nie miały żadnego znaczenia. Oboje zrobiliby dla matki wszystko. Kochali ją najmocniej na całym świecie. Kochali matkę. Tak jak ona kochała ich, poświęciła by dla nich życie.
Maria zawsze rozumiała, wspierała synów. Pomagała na każdym kroku. Była z nimi, a oni za wszelką cenę starali się być z nią. Pomimo wojny.
Kiedy doktor zniknęła za drzwiami pokoju, Władek usiadł z powrotem przy stole.
- Wyjdzie z tego.- powiedział Bronek. Jednak w jego głosie nie było słychać żadnych, nawet tych najmniejszych emocji.- Wiem to.
Władek spojrzał na przyjaciela i spróbował się uśmiechnąć.
Włożył w to całą swoją siłę, ale pomimo starań nie wyszło mu to. Nie potrafił się uśmiechać, kiedy nie mógł. Kiedy myślał o cenie tej wojny.
Przed godziną cały jego oddział zginął. Na jego oczach, jego żołnierze zostali bestialsko rozstrzelani.
Kmicic rozmyślał o każdym swoim chłopaku z partyzantki, którą dowodził jeszcze wczoraj.
Co oni zrobili? Co zrobili, że musieli zginąć?
Każdy z nich miał rodzinę, przyjaciół, życie. Oni to poświęcili. Poświęcili dla wolności, za którą przypłacili życiem w czasach pokoju!
Wojna. Zginęło mnóstwo niewinnych ludzi. Młodych, walczących w powstaniu, cywili.
Wyłącznie za to, że byli Polakami, że chcieli żyć i być wolni! Tym zawinili.
Myślał o ,,Wilku" i jego żonie Malenie, o ,,Apaczu" i jego siostrze, o młodym ,,Bambo" i samym ,,Krawcu". Myślał o tych wszystkich ludziach zakatowanych na śmierć na gestapo, czy teraz na UB. O tych zamordowanych w obozach, rozstrzelanych za sprawą łapanek. To było niesprawiedliwe Tak strasznie niesprawiedliwe... Ale wojna nie jest sprawiedliwa.
- Wiesz co o tym wszystkim myślę?- zapytał Władek, przerywając nieznośnie, za głośną ciszę, jaka panowała między nimi. Bronek nie odpowiedział, ale niespokojnie spojrzał na towarzysza. Skądś wiedział, o czym myślał jego przyjaciel.
- Myślę, że to już po raz kolejny, niewinni ludzie umarli za nas.-wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Umierają za nas!- Władek gwałtownie wstał od stołu i podszedł do okna.
Był wściekły. Wściekły na siebie, na wojnę, Niemców, Rosjan. Wściekły za to wszystko. Za to piekło.
Dyskretnie wyjrzał zza koronkowej firany i ramieniem oparł się o ścianę.
Spojrzał na uśmiechniętych, zagadanych ludzi. Cieszyli się, byli, żyli. Nie potrafił ich obwiniać. Sam tego chciał, ale on w przeciwieństwie do nich, jeszcze się nie mógł. Nie mógł. Ma za dużo do stracenia. Tylu ludzi zginęło za niego.... Musi im się odwdzięczyć. Chociażby pamięcią i obietnicą.
- Wiem.- powiedział po chwili Bronek, ukrywając swoją twarz w dłoniach.
Czuł się tak samo fatalnie jak Władek. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to ich wina. - Wiem..-Nienawidzę siebie.- Władek, otarł brudną dłonią, łzawiące oczy.- Zabiłem tylu młodych mężczyzn..
- Nie ty ich zabiłeś.-Bronek próbował pocieszyć przyjaciela, ale wiedział, że na niewiele to się zda. On też tak uważał. Zabili tych młodych żołnierzy. Młodych walczących z wrogiem. Wystawili na pewną śmierć.
- To przeze mnie tam byli! Byłem ich dowódcą, ja posłałem ich na pewną śmierć!- wykrzyczał wściekły,uderzając dłonią o blat szafki kuchennej.
Bronek milczał. Co miał powiedzieć Władkowi? Co miał sobie powiedzieć sobie?
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, które rozległo się wyraźnym echem w cichym mieszkaniu.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i porozumiewawczo skinęli głowami. Bronek usiadł wyprostowany,zaciskając dłoń na rękojeści swojego pistoletu.
Władek, w tym czasie podszedł do drzwi, również trzymając w dłoniach swoją broń.
Nie mieli już amunicji, ale w razie potrzeby, jedna znacząca kula, znalazłaby się.
Kmicic przekręcił zamek w drzwiach i uchylił je delikatnie. Kiedy dojrzał śliczną, młodą dziewczynę uśmiechnął się radośnie i wprowadził ją do środka, zamykając drzwi.



Dla chętnych, filmik z pewną obietnicą chłopaków. :)

,,Żebyśmy nigdy się nie zgubili..."Where stories live. Discover now