Rozdział #17

8.9K 380 331
                                    

Grupa Ślizgonów podążała za Daphne, trzymając się od niej w sporej odległości. Pansy rzuciła zaklęcie, które wytłumiało ich kroki, tak żeby nie zdradzili swojej obecności. Vincent Crabbe prowadził grupę, na którą poza nim składali się Gregory Goyle, Pansy Parkinson, Milicent Bulstrode i Blaise Zabini. Cieszył się, że nie ma z nimi Draco. Miał dość pozostawania w cieniu. Rządy Malfoya dobiegły końca. Czas pokazać domowi Slytherina kto powinien im przewodzić.

Poza tym czas najwyższy, żeby Lodowa Królowa nauczyła się gdzie jej miejsce. Greengrass nauczy się go szanować i bać się. Ich piątka nauczy ją, żeby już nigdy więcej nie stawała przeciwko swojemu domowi. Kiedy już będą sami, planował ją złamać, tak jak należy. Tak jak jego ojciec nauczył jego matkę, by nie odmawiała mu niczego, tak on pokaże tę lekcję Daphne. Na początku będzie się sprzeciwiała, a on będzie cieszył się każdą chwilą jej upokorzenia. Zbyt często go odrzucała. Kiedy powtórzy lekcję wystarczająco wiele razy, ona sama będzie go błagała o dotyk, a on wsadzi go jej, gdzie będzie chciał.

Crabbe planował dobrze wykorzystać jej złoto i status dziedziczki Rodu Greengrassów. Przejmie jej głos w Wizengamocie i wzbije się w wewnętrznym kręgu Czarnego Pana wyżej nawet niż jego ojciec. Wkrótce wszystko będzie jak należy. Publicznie Daphne będzie jego Lady, ale prywatnie jego kurwą.

Trzymali się w cieniach, najgłębiej jak tylko mogli, ale gdy Daphne nagle obróciła się i obejrzała przez ramię, przestraszyli się, że ich zauważyła. Jednak ona po kilku sekundach wzruszyła ramionami i poszła dalej. A potem, przy końcu korytarza, skręciła z dogi prowadzącej do pokoju wspólnego Slytherinu.

- Gdzie ona do diabła idzie? – spytał Zabini.

- Wygląda na to, że do sowiarni – odpowiedział mu stłumionym głosem Goyle.

- Świetnie, tylko sowy będą słyszały, jak błaga o litość – Crabbe prawie podskakiwał z emocji.

- Lepiej wznieśmy blokadę, żeby nikt nam nie przeszkodził – zaproponowała Pansy.

- Dobry pomysł, Pansy. Draco za mało cię doceniał – powiedziała swojej najlepszej przyjaciółce Millicent.

- Skończyłam już z tym śmieciem. Jak dla mnie był za bardzo syneczkiem tatusia – Pansy splunęła z obrzydzeniem.

Kiedy Daphne weszła do sowiarni, a blokada została ustawiona, Ślizgoni wbiegli po schodach, pewni że hałas dochodzący z sowiarni zagłuszy ich kroki. Byli tak pewni swojej przewagi, że nikt z nich nie dostrzegł, że trzy górne stopnie pokrywa lód, bardzo dziwne zjawisko o tej porze roku.

Goyle, zdecydowanie największy z nich wszystkich, wiódł grupę. Na przedostatnim stopniu stracił równowagę. Zamachał szaleńczo ramionami, usiłując złapać równowagę i chwycił się pierwszego, co mu wpadło w ręce. Okazało się, że to Milicent. Dziewczyna nie zdołała utrzymać wagi ich obojga. We dwójkę zlecieli ze schodów, zabierając ze sobą pozostałe osoby z ich grupy. Zatrzymali się dopiero, gdy uderzyli w blokadę, którą sami rozstawili.

Daphne wyszła zza drzwi z szerokim uśmiechem. Zamienił się on szybko w niesmak wywołany ich nieudolną próbą. Machnęła różdżką i lód zniknął w mgnieniu oka.

- To chyba najbardziej żałosna próba, jaką dotąd widziałam – zadrwiła i przywołała do siebie ich różdżki, które pogubili w czasie upadku. Kiedy je policzyła i zorientowała się, że ma wszystkie pięć, westchnęła z ulgą.

- Czy wy imbecyle naprawdę myślicie, że nikt przed wami tego nie próbował?

Odpowiedziały jej jęki dochodzące ze sterty poplątanych kończyn. Nie mogła zaprzepaścić takiej okazji. Rzuciła zaklęcie krępujące i długa, czerwona wstążka owinęła się wokół napastników. Zadowolona ze zneutralizowania wroga, Daphne obejrzała się przez ramię i gwizdnęła.

Harry Potter i Powrót HuncwotówWhere stories live. Discover now