10

823 83 16
                                    

Siedział przy Łabędzicy.

Plecami do niej na zielonej ławce.

Rey przez chwilę stała niezdecydowana na jednej z parkowych ścieżek, obserwując czarnowłosego, który, zdawało się, nie widział świata poza swoim telefonem.
Ostatecznie wzięła głęboki wdech i ruszyła w jego stronę. Żwir nieznośnie trzeszczał pod podeszwami jej butów. Wydawało się, że zwykłe chodzenie jest głośniejsze, niż zwykle.

Usiadła obok niego na ławce, nie odzywając się ani słowem.

Postanowiła zaczekać, aż zauważy jej obecność.

Wpatrywała się uproczywie w przybrudzoną biel rzeźby łabędzia, a konkretniej łabędzicy, wzbijającej się do lotu.

- Spokojnie, nie ignoruję cię - usłyszała jego głos. Schował telefon do kieszeni, ale nie uchwycił jej spojrzenia. - Lubię tą rzeźbę. Mama mnie tutaj zabierała jak byłem mały - mówił to patrząc na kamiennego ptaka, jakby cofnął się czas. - Też masz takie ulubione miejsca?

Pokazał jej swoje ulubione miejsce. Czy to ważne?

Rey prawie powiedziała, że nie ma rodziców, więc nie ma takich miejsc, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przecież nie chce, żeby Ren o tym wiedział.

- Unkar zabrał mnie kiedyś nad jezioro, pojechaliśmy tam, żeby trochę się ochłodzić. To było gorące lato.

- Więc chodźmy tam.

- Teraz?

- A mamy coś lepszego do roboty? - spojrzał na nią. Pod jego oczami widać było ciemne cienie.

Rey przez chwilę siedziała, gapiąc się na niego z lekko rozchylonymi ustami. Czy ten facet nie ma żadnych obowiązków? Nauki? Ach, zapomniałby, przecież to wielki Kylo Ren, który nic nie musi. Skoro on się nie przejmuje, ona też nie będzie.
Skinęła głową.

- Tylko wiesz, trzeba złapać jakiś autobus.

- Nie trzeba. Mam samochód.
Spojrzała na niego zdziwiona. A, no tak, przecież jego rodzice mają mnóstwo pieniędzy i...i są obleśnie bogaci.

Szli w milczeniu. Nie wiedzieli za bardzo, o czym ze sobą rozmawiać. Jedynym plusem było to, że szli dwa razy szybciej przez brak tematu do rozmowy.

Gdy Rey zobaczyła dom Rena, aż przystanęła z wrażenia.

- Co jest? - zapytał zdezorientowany chłopak.

- Twój dom jest taki...piękny i...wielki - zachwycała się dziewczyna, zastanawiając się, jak luksusowy musi być w środku.

- Dom jak dom - wzruszył ramionami i otworzył garaż.

- Mówisz tak, bo nigdy nie byłeś w moim. - powiedziała gorzkim tonem.

- Wiesz, zawsze może się to zmienić - powiedział z uśmiechem.

- Wolałabym, żeby nie - odparła oschle.

Wnętrze samochodu było przestronne i pachniało lawendą przez zawieszkę na lusterku.

Kylo pewnymi i wprawnymi ruchami wyprowadził samochód.

- Nie zamykasz garażu? - zapytała Rey, unosząc brwi.

- Nie. Ostatni samochód rozwaliłem i starzy nie pozwalają mi jeździć. Ale przyjechał do nas ich znajomy zza granicy i sobie go pożyczyłem. - powiedział rozbawiony.

- Jesteś szalony. Miałeś wypadek, a mówisz o tym tak zwyczajnie?

- Lubię prędkość. Czuję się wtedy taki...wolny.

Shit Happens ✏ Reylo AU Where stories live. Discover now