Rozdział 15

541 21 0
                                    

Narrator

Hogwart zawsze kojarzył się z bezpieczeństwem. W końcu, z jakiegoś powodu, był uznawany za najbezpieczniejsze miejsce w świecie magii. Tylko, jak to możliwe, że doszło do takiej zbrodni, w samym sercu tej szkoły? Jak można nazywać miejsce bezpiecznym, skoro tak łatwo udało się komuś zaatakować ucznia, który przecież doskonale potrafi się obronić? 
W pomieszczeniu panowała całkowita cisza, nikt nie śmiał się odezwać. Severus Snape klęczał nad uczniem starając się szybko zatamować krew, która szybko wsiąkała w dywan. Tym razem nawet nie próbowano zanieść rannego do pielęgniarki, liczyła się każda sekunda.

Wieści w szkole szybko się roznoszą.

Gryfoni...

Krukoni...

Puchoni...

Wszyscy już wiedzą co się stało. Tylko nikt nie wie kto, i dlaczego dopuścił się takiego aktu okrucieństwa.

Twarz Draco Malfoy'a z każdą sekundą coraz bardziej bladła, choć wydawało się, że już bardziej blada być nie może. Uczniowie zamierają, gdy mistrz eliksirów zaprzestaje reanimacji arystokraty...

- Nie żyje... - mówi tak cicho, że ledwo go słychać, jednak każdy dokładnie wie co powiedział. Słychać jak ktoś głośno wciąga powietrze. Hermiona. W oczach dziewczyny pojawiają się łzy, zanim jednak pozwoli im wypłynąć, szybko opuszcza pomieszczenie. Nie zwróciwszy uwagi na Riddle, Severus kończy swoją wypowiedz - Ktokolwiek to zrobił, niech jest pewny, iż niezależnie od jego wieku czeka go cela w Azkabanie. A wy macie nie opuszczać dzisiaj lochów.

Nauczyciel ma już opuścić pokój wspólny ślizgonów z lewitującym ciałem Malfoy'a, jednak zatrzymuje się w wejściu.

- Oddajcie mi swoje różdżki - mówi patrząc na każdego kolejno. Kiedy nikt nie reaguje, dodaje - Natychmiast! 

- Ale profesorze...

- Nie obchodzi mnie to! Będziecie tak stać do wieczora? - słysząc ton swojego opiekuna wszyscy, choć niechętnie, oddają mu swoje różdżki, jednak gdy Blaise wyciąga w jego stronę różdżkę mówi:

- Tobie się jeszcze dzisiaj przyda. Idź znajdź Riddle i przyprowadź ją do mojego gabinetu - Zabini kiwa głową i wychodzi. Kiedy wszystkie różdżki są już oddane Severus Snape z ciałem rusza w ślady czarnoskórego.

- Czy my właśnie byliśmy świadkami śmierci Księcia Slytherinu? - pyta jakiś uczeń jednak nie uzyskuję odpowiedzi od reszty, która udaję się w strony dormitoriów.

~*~

- Hermiona stój! - krzyczy Blaise dostrzegając ślizgonkę zmierzającą w stronę schodów.

- Daj mi spokój.

- Hermiona... on jest moim najlepszym przyjacielem, myślisz, że jak ja się teraz czuję? - mówi spokojnie chłopak, a była gryfonka odwraca się do niego. Jej twarz zdążyła już lekko spuchnąć od łez które leciały ciurkiem po jej policzkach.

- Ja...

- No, przecież  rozumiem... Sam się czuję jak po spotkaniu z dementorem.

- Masz rację, on nawet za mną nie przepadał.

- Ooo..., ale teraz to sobie ze mnie kpisz? - powiedział ślizgon patrząc się na brunetkę z niedowierzaniem.

- Nie. Przecież dawał mi jasny sygnał, że zadaję się ze mną, ze względu na rozkaz mojego ojca i...

- Powiem ci jedno i tylko raz, więc zapamiętaj to sobie Hermiono. Draco nie potrafił okazywać uczuć. Trzeba go było zawsze przycisnąć, żeby cokolwiek po sobie okazał. I jako jego przyjaciel, wiem dokładnie, iż nie byłaś mu obojętna. Dobrym przykładem jest to, że nie chciał ci dzisiaj pokazać tej cholernej gazety, bo wiedział jak na ciebie wpłynie, przewidział twój gniew. Martwił się do cholery.

- Blaise, ja... Ja nie wiem co powiedzieć...

- Po prostu obiecaj mi, że jak znajdziemy winnego jego smierci, to zabijemy go razem.

- O nie! - krzyknęła Pansy Parkinson wychodząc zza rogu - Ja też chcę dopaść skurwiela.

- No to mamy trójkąta! - zażartował Zabini.

~*~

Draco

Godzinę wcześniej

- Jak chcesz, ale żeby nie było. Ostrzegałem  - warknąłem i wstałem ze swojego miejsca udając się w stronę wyjścia. Uparta Riddle! Żeby tylko potem mi jęczała o tym artykule, jaki to on żałosny i jakie tam bzdury! Ech... Draco... dopada cię syndrom kapcia. Zamartwiam się pierdołami. Przecież jak zacznie marudzić to nie będę musiał jej słuchać... Ale ja chce ją słuchać, nawet jak papla od rzeczy... dupa blada... naprawdę mam syndrom kapcia!

Ja Dracon Lucjusz Malfoy nie mam w dupie uczuć dziewczyny, która nie jest Pansy Parkinson!

Świat schodzi na skrzaty.

O! Skoro już, jestem "obrażony" to pójdę ogarnąć tą księgę. Okazało się, że jest z nią "mały"problemik. Jest zapieczętowana.

Ruszyłem w stronę wejścia do kwater Slytherinu i co najdziwniejsze... wejście było otwarte. Zaalarmowany tym wyjąłem różdżkę i po cichu wszedłem do środka.

Dziwne... Czyżby, ktoś zapomniał zamknąć?

Nikogo nie zauważywszy, jednak nadal z wyciągniętą różdżką skierowałem się w stronę mojego dormitorium. Kiedy otworzyłem drzwi, totalnie mnie zamurowało.

- Co ty tu robisz...?!

- A nic... Odwiedzam cię.

- Nie zapraszałem - powiedziałem chowając różdżkę - wynoś się. Nie życzę tutaj sobie twojej obecności.

- Jak chcesz - usłyszałem odpowiedź, po czym osoba siedząca przed sekundą na moim łóżku udała się do salonu.

Podążałem za nią (osobą) by dopilnować, że opuści kwatery ślizgonów. Jednak nagle się odwróciła.

- Och popełniłeś wielki błąd Draco - powiedziała uśmiechając się przebiegle - Nie jestem tu w celach pokojowych...

Wyjęła magiczny patyk i wycelowała nim we mnie. Szybko sięgnąłem po moją różdżkę i... Dalej urwał mi się film...

________________________________

Witam :) Dodaję szybciej, bo akurat miałam czas na poprawki ;)

Mam nadzieję, że wam się podoba. Po tym rozdziale akcja się bardziej rozwinie i pojawi się wiele zagadek i niedomówień, więc jeśli kogoś do tej pory nudziło, że brakuje tutaj "drama time", może się spodziewać w następnych rozdziałach tego bardzo, bardzo dużo :D

Do następnego!

KOMENTUJCIE ! 

Great Flame is Born From a Small Spark || Dramione *W trakcie popraw*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz