15.

226 8 1
                                    

Była godzina 9 .Kiedy otwożyłam oczy zobaczyłam,że na demną stoi Lauren.

-ciociu! Tata przyjechał! -powiedzała radośnie

-tak wiem przyjechał w nocy

- w nocy?

-tak.Jest na dole ić do niego

Lauren wybiegła z mojej sypialni i zeszła na dół.Ja chwilę później się tam udałam.

-Gotowa? -Zaptał Iran

-jeszcze nie gdzie Dave?

-Wyszedł za chwilę powinien wrócić

-Dokąd?

- sam nie wiem mówił,że ma jakąś "ważną sprawę" do załatwienia ale spokojnie na pogrzebie się pojawi.

- oby

-chodzmy bo się spóźnimy.

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dojechaliśmy na cmentarz i udaliśmy się do kaplicy gdzie za piętnaście mninut miała odbyć się msza pogrzebowa. Ja cały czas wspominałam moją siostrę.
Gdy dotarliśmy na miejsce zaczełam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Dave.Ale nigdzie go nie było.Zadzwoniłam do niego.Nie odpowiadał.Dopiero kiedy wszyscy wychodzili z cmentarza pojawił się.

-Gdzie byłeś tak długo?

-musiałem załatwić pewną sprawę

-jaką?

-kolega zachorował i musiałem go zastąpić przepraszam, że nie zdążyłem.

-dobrze w porządku

-jak się czujesz?

-tak sobie- pwiedzałam ocierając chusteczką łzy

-Jedziemy?- Zapytał otwierając dzwi do samochodu.

-poczekaj chwlę.

-coś nie tak?

-nie w porządku.

- Lauren!Iran ! Jedziecie z nami.
Wsiadajcie

-Dave ja jednak się przejdę-powiedzałam wychodząc z pojazdu.

-dlaczego?

-bo tak muszę zebrać myśli.

-no dobrze.

Gdy pojechali ja zostałam na parkingu. W pewnym momencie podzedł do mnie pewien wysoki,  przystojny mężczyzna na wiek około 30 lat. W czarnym garniturze.

- Emilly? Czy to ty ? -zapytał

-Mark?

-tak to ja kurcze tyle lat.Opowiadaj-
Ja z Markiem chodziliśmy razem do liceum byliśmy przyjaciółmi.Ale kiedy wyjechał do Brazyli nasz kontakt się urwał.

-To ty raczej opowiadaj boże tyle lat.

-ja mieszkam teraz w Londynie ożeniłem się mam dobrze płatną pracę a co u ciebie.

-Ja wyszłam za mąż pracowałam w firmie na ulicy Train center wiesz gdzie znajduje się ta firma?

- No kojaże

- no i spodziewam się dziecka.

-gratulacje! Emilly -powiedzał spoglądając na mój wyraźnie zaokrąglony brzuch

-A jeśli mogę zapytać który to miesiąc?

- Szósty

- oo a co ty właściwie robisz przed cmentarzem?

- Moja siostra....

-wiesz co może cię odprowadze. I opowiesz mi wszystko co?

-skoro tak to dobrze

Szliśmy aleją Mark słuchał mnie uważnie a gdy skończyłam przystanął i usiadł na ławce i spuścił głowę ku betonie. Po chwili zadumania podniósł głowę.

-Tak mi przykro Emilly. Przymij odemnie wyrazy współczucia.
Ja usiadłam na ławce obok niego. Chwilę później zaczął padać deszcz.
A Mark nic nie mówiąc dał mi swoją kurtkę.

-Dziękuję Mark ale nie musiałeś.

-Daleko mieszkasz ?

-nie, niedaleko.

Przyszedł mi sms. To Dave martwi się o mnie bo ja do tej pory mie pojawiłam się w domu a jest już godzina 19.

-Przepraszam Mark ale ja muszę już iść.- Powiedziałam oddając mu kurtkę.

-Dobrze.Słuchaj Emilly może spotkalibyśmy się jeszcze? Oto mój numer Telefonu- i podał mi kartkę.

Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń

- W porządku dziękuję do zobaczenia

-Do zobaczenia.








SŁOWA NA WIATRTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang