Epilog

81 10 1
                                    

  Nemmip podbiegła do swojego towarzysza. Rana była dość głęboka, jednak dziewczyna miała nadzieję, że staw ramienny nie jest uszkodzony. Aby upewnić się, czy jej towarzysz dalej kontaktuje, próbowała go ocucić, klepiąc po twarzy. Po jakiś kilku minutach potwór przebudził się z bólem i od razu przemówił:

— Nie powinnaś była mnie tu przyprowadzać, Mały Sithie! — odezwał się w swoim gardłowym języku.

— Już Khem spokojnie. Dasz radę iść o własnych siłach? — zapytała Uczennica z troską w oczach. Dashade skinął tylko głową na znak aprobaty. Oboje udali się w stronę Kantyny, aby uświadomić Zash o jej zwycięstwie, o ich zwycięstwie.

Sam budynek znajdował się w ścisłym centrum miasta Kaas, wciśnięty pomiędzy mury. Kantyna była jednym z potężniejszych zabudowań, a jej gmach wprawiał w niemały zachwyt. Khem i Nemmip minęli powoli plac z tajemniczym, ogromnym kryształem Mocy i weszli do środka. Po drodze mijali kilku oprychów, którzy jakby wstydliwie zakrywali swoją twarz. We wnętrzu Kantyny unosiła się dymna mgła, która nadawała niezwykły klimat temu miejscu. Przyjęcie, na którym powinna być Mistrzyni,z pewnością nie miało miejsca w głównej sali, najprawdopodobniej znajdowało się gdzieś na piętrze, w jednym z prywatnych pokoi.

Kierowana wolą Mocy dziewczyna weszła po schodach na wyższe piętro. Po lewej stronie stał jakiś Imperialny, pilnujący pewnie wejścia. Żołnierz powstrzymał gestem Uczennicę, nawet nie wiedział, że jest ona podopieczną Lady Zash. Nemmip ściągnęła tylko kaptur i w mgnieniu oka już znalazła się w pomieszczeniu.

Spotkanie Sithów trwało w najlepsze. Zash dokazywała w towarzystwie swoich przyjaciół po fachu — Lorda Gossa oraz Lady Ryleth. Ta druga była już w takim stanie, że siedziała nad butelką i rozmyślała:

— Więc kiedy usłyszałam, że umawia się z Mandalorianinem, byłam zszokowana, po prostu zszokowana! — mówiła z oburzeniem w głosie Ryleth. Tę informację usłyszał również Lord, który szybko dołączył do swojej znajomej.

— Mandalorianin? Czy już nikt nie ma poszanowania dla czystości krwi?

— Dokładnie, dokładnie, cóż nie Zash? — zwróciła się Lady do Zash.

Blondynka siedziała zadumana przy barze i z niecierpliwością oczekiwała przyjścia swojej podopiecznej. Miała nadzieję, że Skotia nie zrobił jej krzywdy, bo jeśli tak, to cała jej praca przepadłaby — razem z nią. Jednak w wejściu zobaczyła najbardziej wyczekiwaną osobę wraz z tym potworem.

— Te ględzące kreatury śmią się nazywać Sithami? Dziedzictwo Tulaka Horda jest już stracone. — podsumował Khem na widok Lordów.

Zash już przebudziła się z letargu, słysząc charakterystyczne sekwencje dźwięków wydawanych przez Dashade'a.

— Pozwólcie, że was opuszczę — zwróciła się do swoich przyjaciół. — Muszę porozmawiać ze swoją uczennicą.

Jak powiedziała, tak i również zrobiła. Z nieco przyćmionym uśmiechem udała się do Wrażliwej.

— Imperatorowi niech będą dzięki, przybyłaś! Nie ważne jak wiele wypiłam i tak to przyjęcie jest... — I właśnie tutaj Mistrzyni zaczęła mówić na tyle niezrozumiale, że nawet Khem nie mógł jej zrozumieć. Chwilę później Zash była już bliska płaczu — dlaczego? Tego nie wiedział nawet sam Imperator.

— Zlikwidowałam maszynę — powiedziała krótko Nemmip z nadzieją, że to trochę ucieszy jej mentorkę. Nie myliła się, ponieważ po usłyszeniu tej wiadomości na twarzy Lady od razu zagościła radość.

— Poradziłaś sobie doskonale, uczennico. Gdyby nie ty, nic by z tego nie było — wychwalała swoją podopieczna Zash.

W tym momencie w szacie kobiety zadzwonił HoloNet. Ciekawiło ją, kto mógłby mieć do niej interes o tej porze. Bez chwili zwłoki wyciągnęła urządzenie i ustawiła je przed sobą. Jej oczom ukazał się mały, niebieski hologram jakiegoś mężczyzny. Sądząc po zbroi, bez wątpienia był to Sith, a Mistrzyni doskonale zdawała sobie sprawę, z kim właśnie rozmawia.

— Lady Zash — przywitał się oschle człowiek z hologramu.

— Darth Thanaton! Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt? — zapytała entuzjastycznie blondynka.

Nemmip widząc to lekkie zamieszanie, już chciała się wycofać na odpoczynek, jednak Zash poinstruowała ją, aby udała się do jej komnat w Cytadeli i tam na nią czekała. Uczennica posłusznie się pokłoniła i zamaszyście zamiatając szatą, ruszyła w stronę wyjścia. Kobieta powróciła do rozmowy.

— Tak jak mówiłam, dlaczego dostąpiłam takiego zaszczytu? — ponowiła swoje pytanie.

Thanaton zmarszczył groźnie brwi.

— Masz tupet Zash, ale jednak myślałem, że będziesz rozsądniejsza — powiedział jeszcze chłodniej niż przy powitaniu.

Mistrzyni wprawiła swoją twarz w wyraz nadzwyczajnego zdziwienia, po czym rzekła:

— Z całym szacunkiem, ale nie mam pojęcia, o czym mówisz Thanatonie.

— Nie udawaj głupiej Zash. Skotia nie żyje, a ty go zabiłaś. — oskarżył ją Darth niczym sędzia na procesie wymierzającym sprawiedliwość. Oczy blondynki zrobiły się jeszcze większe niż poprzednio i wydawałoby się przez chwilę, że ją zatkało.

— Skotia? Martwy? — spytała z niedowierzaniem. — Pierwsze słyszę. Kiedy to się stało?

— Właśnie teraz Zash i ty o tym wiesz. — Wymierzył w nią palcem wskazującym. — Co chciałaś tym osiągnąć? Jego pozycję? Tytuł? Przecież wiesz, że to tak nie działa. Gdzie jest twoja dyskrecja? — Thanaton coraz bardziej doprowadzał się do białej gorączki.

— Dyskrecja? Byłam na tym przyjęciu od wieków. Może trochę wypiłam, ale z pewnością nie aż tyle, aby kogoś zabić! — broniła się Lady. — Jednak nie ukrywam, że zawsze mnie fascynowały komnaty Skotii, tyle dodatkowego miejsca... — rozmarzyła się Lady Zash.

Darth Thanaton jednak nie chciał dalej prowadzić tej konwersacji przez HoloNet, poinstruował Zash, aby ta spotkała się z nim w komnatach zabitego i wyczerpująco odpowiedziała na wszystkie jego pytania. Zanim wyszła, zdążyła jeszcze wysłać wiadomość do Nemmip, że jednak spotkają się w komnatach Skotii.

***

Uczennica czekała samotnie w gabinecie Zash. Khema odprowadziła do droida medycznego, aby zajął się jego ręką, a sama odczytała już pierwszą wiadomość. Teraz tylko czekała na znak, kiedy będzie mogła się tam udać. Wystarczył tylko jeden sygnał, aby momentalnie wstała i ruszyła przed siebie. Jest — urządzenie krótko zawibrowało.

Dziewczyna wyszła z komnat, udała się korytarzem prosto na dziedziniec. Dokładnie tą samą trasą, kiedy poszła zamordować Dartha. Widziała przez chwilę mężczyznę, który przedstawił się jako Darth Thanaton, na szczęście nie zwrócił na nią zbytniej uwagi. Nemmip przeszła przez próg i zauważyła, że w pokoju, w którym dokonano mordu, siedzą śledczy z Mrocznej Rady i próbują dowiedzieć się, kto stoi za całą tą aferą. Jeden z ludzi wstał na widok zbliżającej się uczennicy Zash.

— O! Oto i ona, ta podopieczna Lady Zash. Pewnie ona będzie wiedziała. — oznajmił swojemu współpracownikowi. Ten spojrzał na niego wymownie.

—I tak ci nic nie powie — mruknął pod nosem pesymistycznie.

— Przecież nie zaszkodzi zapytać, prawda? — chłopak dalej drążył temat.

— Kirnon daj spokój.

— Nie, nie dam spokoju. Wszyscy wiedzą, że Lady Zash była na przyjęciu, kiedy zginął Skotia i wszyscy wiedzą, że ona go zabiła. Jakimś cudem udało się jej być w dwóch miejscach naraz, więc Calaverousie, jeżeli dam temu spokój, to wszyscy skończymy jak Skotia! — powiedział oburzony Lord.

Nemmip uśmiechnęła się triumfalnie, ucieszona faktem, że tak wiele się mówi o jej czynach.

— Nie bądźcie głupi. To ja go zabiłam — powiedziała z pewnością w głosie.

— Teraz to ty chyba jesteś głupiutka — zripostował ją Kirnon.

Drugi Lord porzucił swoje dotychczasowe zajęcie i podszedł bliżej rozmawiających.

— Ja bym jednak polemizował, jak dla mnie wygląda już wystarczająco groźnie — powiedział z iskierkami rozbawienia w oczach.

Dziewczynie zrobiło się trochę smutno. Nie było sprawiedliwe to, że nikt nie chciał uwierzyć w jej słowa. Niestety przyjaciel Calaverousa wziął na poważnie jego słowa.

— Ale Mrocznego Lorda Sithów? Ona jest tylko uczennicą mój drogi przyjacielu. Proszę, powiedz mi, jak Zash zabiła Skotię. — Kirnon zwrócił się do Wrażliwej.

Nemmip już powoli traciła cierpliwość do tego duetu komediowego.

— Ile razy mam wam powtarzać? To byłam JA — wskazała na siebie. — Ja, ja, ja, ja i jeszcze raz ja!

Lordowie jednak dalej nie chcieli w to uwierzyć. Udała się zatem do byłego gabinetu Skotii, zniesmaczona postawą innych ludzi. Dziewczyna przeszła przez próg pokoju. Przed biurkiem stała zakapturzona postać, teoretycznie gabarytowo pasowała do jej Mistrzyni, jednak w jej zbroi było coś innego... Coś w rodzaju naramienników, które zostały wydłużone. Postać się odwróciła w stronę gościa, na szczęście była to Mistrzyni, a nie ktoś inny.

— Doskonały czas uczennico. Musiałam się spotkać z tym Thanatonem i muszę ci przekazać parę dobrych wieści.

— Wszyscy mówią o tym, jak zabiłaś Skotię — zawiadomiła Nemmip.

— Dobrze, niech mówią — uśmiechnęła się we wręcz matczyny sposób. — Nie mogą wszystkiego udowodnić, a niewiedza doprowadzi ich do szału, a moje spotkanie było dokładnie takie, jakie sobie zaplanowałam. Będziesz ze mnie dumna, teoretycznie dostałam naganę, ale za to zostałam mianowana na... — wzięła głęboki, pełen zachwytu wdech — Dartha!

— Z pewnością na to zasługujesz — pokłoniła się jej Uczennica, dumna już z tego, że ona sama również awansowała. Bycie uczniem samego Dartha to już było coś.

— Na razie musimy trochę odpocząć od tego wszystkiego, a potem... Potem zajmę się twoim szkoleniem.

Darth Zash położyła swoją rękę na ramieniu Nemmip i zmusiła się do najcieplejszego uśmiechu, na jaki było ją stać.

KONIEC.  

Inkwizycja: Początek [Star Wars]  ✔Where stories live. Discover now