W piekle I

730 50 7
                                    


Wpadłam do chatki w lesie, zatrzasnęłam drzwi, i oparłam się o nie, oddychając ciężko. To niemożliwe, żeby był potworem, skoro mnie puścił! Przecież oni są bezlitośni! Jak ten upiór, którego zabił!

- Straszny widok, prawda?- podskoczyłam ze strachu- Tyle krwi...

Od stołu wstał mężczyzna, brunet ubrany w mundur żołnierza. Jego oczy przykuły moją uwagę.

„Drugi?!"

Widziałam jak wyglądały ciała moich rodziców na kocu oraz mężczyznę, więc pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy mnie przeraziła.

„ Jestem sama z wampirem... wampirem, który nie powinien istnieć!"

- Nie, nie, nie...- wyszeptałam. Obróciłam się i nacisnęłam klamkę. Nic.

„Jak to możliwe, że zamknięte?!"

- Szybko do tego doszłaś.- mężczyzna uśmiechnął się szeroko, odsłaniając kły. Podniósł w moją stronę rękę, a ja poczułam, że jakaś niewidzialna siła pcha mnie, prosto do wampira.- Czyżbyś spotkała moje dzieci i uciekła im? Niesamowite...

- Kim jesteś?! Czym jesteś?!- pisnęłam przerażona, próbując się oprzeć sile.

- Czym jestem? Nie obrażaj naszego gatunku.

- Dla nas jesteście „czymś" i nie powinniście istnieć! – syknęłam, a chwilę potem zostałam złapana.

- Nie radzę mnie złościć...- ostrzegł, a ja zamilkłam przestraszona, co mógłby zrobić, bym cierpiała przed śmiercią.- Chciałaś znać moje imię. Jestem Ian. Twój nowy Pan!

To był trochę zbyt dumny tekst na sytuacje, ale nie odezwałam się. Zaczął mi rozwiązywać chustkę, a ja zamknęłam oczy i poddałam się, w oczekiwaniu . Bo co mogłam zrobić? Jedynie czekać na szybką i jak najmniej bolesną śmierć.

Nagle odepchnął mnie tak, że upadłam zaskoczona.

- Zdejmij to! Albo cię zabiję!

„ Zabijesz mnie tak, czy owak"

Chwycił karabin leżący na stole i wycelował we mnie.

„Ale wole nie zostać rozstrzelana"

Chodziło mu o krzyżyk wiszący na mojej szyi. Drżącymi rękami zaczęłam odpinać łańcuszek. Nie umiałam go dobrze chwycić, tak mocno trzęsły mi się ręce. Poddałam się... tylko cud mógłby mnie uratować przed śmiercią. Straszliwą śmiercią z rąk wampira.

„ A może właśnie lepsze byłoby rozstrzelanie..."

Nagle drzwi rozwarły się z hukiem, a próg przekroczył czarnowłosy mężczyzna, którego spotkałam na polanie.

- T... ty.- wyjąkałam szeptem tak, że chyba tylko ja sama to usłyszałam. Nie o taki cud mi chodziło. Nie o niego.

Ian wycelował w przybysza, ale ten się tylko zaśmiał:

- Chcesz mnie zabić tą zabawką?

W odpowiedzi usłyszałam serię z karabinu. Gdy Ian skończył, przeładował magazynek, a nowoprzybyły upadł.

Patrzyłam z przerażeniem i drżącymi ustami na zmasakrowane ciało leżące na podłodze. Nie umiałam odwrócić od niego spojrzenia. Mówił, że nie przeżyję dziesięciu minut, nie wiedząc, że jego też się to tyczy. Sam sobie wyznaczył los, przychodząc tutaj. Byłam bliska płaczu. Dlaczego tak dużo ludzi zginęło dzisiaj?! On, moi rodzice, za chwilę ja, i zapewne wiele innych... choćby ci, którzy byli tymi upiorami...

HellfikWhere stories live. Discover now