Rozdział 7 - Śpiąca królewna, dynia i... chłopak w moim pokoju?!

628 43 3
                                    

- Hej. – Satsuki przywitała się ze swoimi przyjaciółkami, które stały przed drzwiami. Nie minęło pół godziny, od kiedy do nich zadzwoniła. Jednak pewien niespodziewany szczegół odwrócił uwagę dziewczyny. – Nagisa-chan, a na co ci ten kij bejsbolowy?

- Jak to „na co”? Jeden: żeby się obronić przed tymi zboczeńcami. Dwa: żeby przegnać ich gdzie raki zimują, jakbym ich tylko zobaczyła.

- Nagisa-chan, Kuroo-kun już to za ciebie zrobił. – westchnęła Satsuki niedowierzając w to co wyszło z ust jej przyjaciółki, po czym wpuściła przyjaciółki do środka.

- Co?! A to drań! Zawsze zbierze całą chwałę dla siebie. – Haruka nadęła policzki.

- Nagisa-chan nie mów tak, jakbyście razem walczyli z miejscowymi gangami. – Asami przetarła z zażenowaniem twarz dłonią.



- To bardzo dobrze, że nam o tym powiedziałaś, Satsuki-chan. – powiedziała Asami, gdy Satsuki im o wszystkim opowiedziała. – Trzeba nagłośnić tę sprawę i ostrzec uczniów. Zwłaszcza, że stało się to w okolicy naszej szkoły, a niedaleko jest jeszcze podstawówka. Jutro zorganizuję zebranie z resztą samorządu i pomyślimy, co jeszcze można zrobić.

- Ale Asami-chan, nie wspomnisz o tym, że to mi się to zdarzyło? – zapytała Satsuki zmartwiona. – Nie chcę wyjść na ofiarę losu. (jakbyś już nią nie była ~ Anayame)

- Spokojnie Satsuki-chan. Nic o tobie nie powiem.

- A w ogóle, to jak się czujesz? – zapytała Nagisa kładąc Fujibashi dłoń na ramieniu.

- Ciągle mnie mdli jak sobie przypomnę.

- Biedna... – przytuliła ją Asami. – Zrobię ci herbatki. – powiedziała z entuzjazmem i poszła do kuchni. Satsuki była zdezorientowana jej nagłym pomysłem i bezceremonialnością więc nawet nie oponowała. Poza tym miała ochotę na herbatę.

- Rumiankową proszę. Jest w trzeciej szafce od lewej, na górze. – powiedziała brunetka. – Nagisa-chan, jaką ty chcesz?

- A masz jaśminową?

- Ja miałabym nie mieć jaśminowej? Nagisa-chan, rozmawiasz ze smakoszką herbaty.

- Serio? Tego jeszcze o tobie nie wiedziałam. Ne Satsuki-chan, ale jak tak opowiadasz, to Kuroo się zachował jak rycerz jakiś...

- Czyżby? Ja tego tak nie widzę.

- Czemu? No przecież cię uratował.

- Wykonał swój obywatelski obowiązek i tyle. Gdy widzi się przestępstwo i się nie reaguje, to jest się winnym zaniechania pomocy. Takie prawo mamy, prawda?

- Raanyyy... Satsu, w tobie to za grosz romantyzmu...

- Nieprawda, jestem bardzo romantyczna. Tylko trzymam to na odpowiednie okazje i dla odpowiednich osób.

- Nadal nie go nie lubisz? Myślałam, że zaczęłaś się już z nim dogadywać.

- Lubię go. Jest dobrym kolegą, ale może poza wyglądem to nie widzę w nim nic, co miałoby sprawić, że bym się w nim zakochała, albo chociaż zauroczyła.

- A więc, ogólnie to ci się podoba?

- No, jest niczego sobie. Ale... ja nie wiem. – podwinęła kolana pod brodę i owinęła je swoimi ramionami. – On ma w sobie takie coś, że boję się do niego odezwać. I nie ma to związku z tym, że po prostu jestem nieśmiała. Zawsze mam obawę, że powie coś przez co wyjdę na idiotkę. Poza tym, ma zbyt wysokie mniemanie o sobie i jest arogancki. Nie lubię zbytnio takich ludzi. A najgorsze jest to, że czasami mam ochotę rzucić w jego stronę naprawdę ciętą ripostą, ale nigdy nie wiem co mu odpowiedzieć. Zresztą takie odzywki to nawet nie są w moim stylu.

- Faktycznie, buźkę to ma pyskatą. Ale zupełnie jak ja. A mnie lubisz.

- Ale ty jesteś dziewczyną. Jak on się tak odzywa, to czuję się jakoś tak... jakbym miała utonąć. Jak ty pyskujesz, to wiem, że sobie żartujesz. Ale on jest nieodgadniony. Potrafi być zabawny, a przy następnym zdaniu już śmiertelnie poważny.

- Kuroo-kun poważny?! – do pokoju wróciła Asami i położyła filiżanki z herbatą na stoliku. – Chyba nie mówimy o tej samej osobie. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby on mówił coś na poważnie. On nawet jak wpada w tarapaty, to sobie bekę kręci i tak obróci kota ogonem, że wszystko ujdzie mu na sucho.

- Chyba, że chodzi o siatkówkę. – zauważyła Nagisa.

- A to już inna sprawa. To jego własny świat, więc lepiej nie poruszać z nim tego tematu. Chyba że też się na tym znasz.

- Już coś o tym wiem. – odrzekła Satsuki. – Bardzo się wkurza, jak coś w klubie idzie nie po jego myśli. Dlatego się go wtedy boję. Bo czasem się na mnie wyładowuje.

- Czy ten drań cię uderzył?! – wzburzyła się Nagisa.

- Nie, nie! – Satsuki zaczęła machać dłońmi, żeby uspokoić koleżankę. – Tylko wtedy strzela straszne fochy albo na mnie krzyczy. Ale potem przeprasza.

- No widzisz? On nie jest taki zły jak ci się zdaje. – powiedziała Asami.

Dziewczyny siedziały u Satsuki dość długo. W zasadzie, do powrotu jej rodziców. Kiedy dowiedzieli się co się stało, pan Fujibashi zaproponował, że zawiezie dziewczyny do domów, w trosce o ich bezpieczeństwo. Podczas nieobecności ojca, do dziewczyny zadzwonił Kuroo chcąc sprawdzić czy na pewno wszystko u niej w porządku. Gdy otrzymał informację, że Asami i Nagisa ją odwiedziły, a rodzice wrócili do domu, odetchnął z ulgą i życzył jej miłej nocy. Potem otrzymała jeszcze sms-a od Kenmy o dokładnie tej samej treści, co rozmowa z Tetsurou.


Kuroo zauważył następnego dnia w drodze do szkoły, że Kenma był jakiś nie swój. W pociągu ciągle przegrywał w swojej grze i nie było to winą napierającego z każdej strony tłumu. Gdy wysiedli, jego przyjaciel westchnął niezadowolony i schował konsolę do torby. Kuroo zrozumiałby jeszcze kieszeń, no ale żeby torba?

- Hej, co jest? – zapytał poważnie zmartwiony.

- Nic. – odpowiedział drugi beznamiętnie.

- Tjaa... przecież widzę. Źle się czujesz? Chyba się nie przeziębiłeś? – dotknął jego czoła, żeby sprawdzić temperaturę. – Wczoraj w autokarze był dość mocno ustawiony nawiew. Może cię przewiało?

- Mówiłem senpai, że nic mi nie jest. – odpowiedział Kozume już lekko podirytowany.

- Nie mogłeś zasnąć? Albo może śnił ci się jakiś koszmar?

Kenma jedynie westchnął z poczuciem beznadziejności.

- Nie dasz mi spokoju, prawda?

- Dopóki mi nie powiesz, co się dzieje.

- Eeh... Myślałem wieczorem o wczorajszej sytuacji. – powiedział zdawkowo blondyn.

- I? – dopytywał Kuroo.

- Trochę głupio mi się do tego przyznać, ale... gdyby cię wtedy nie było, to... ja nie obroniłbym sam siebie, a co dopiero Fujibashi-san. I w sumie to przyzwyczaiłem się, że zawsze jesteś w pobliżu, żeby ewentualnie mi pomóc. Ale to już ostatnia klasa liceum. Każdy wybierze własną drogę. Trochę dziwnie będzie bez ciebie.

- Znajdź sobie jakąś dziewczynę. Taką, która będzie ci piekła szarlotkę i ogarniała wszystko za ciebie.

- Nie chce mi się. Szukanie dziewczyny jest upierdliwe.

- Nie musisz szukać. Jakbyś podniósł wzrok znad konsoli to zauważyłbyś, że jest wiele dziewczyn, które chciałyby z tobą chodzić. Uśmiechnij do takiej, która ci się spodoba, a resztę zostaw mnie.

- Jak ty się w to wpakujesz, to prędzej zostanie twoją dziewczyną niż moją.

- Och.. czy ty musisz zawsze komplikować? Nie zostanie! A propos dziewczyny. – zauważył Kuroo przechodząc obok bocznej alejki, w której mieszkała Satsuki. – Czy Fujibashi-chan nie powinna już iść do szkoły? Dziwne, że jeszcze jej nie ma.

- Może wyszła wcześniej?

- Niby dlaczego? Żeby narazić się na spotkanie sam na sam z kolejnym zboczeńcem?

- Kuroo, inni uczniowie też tędy idą do szkoły.

- Dobra, mamy jeszcze trochę czasu. Zaczekajmy na nią jeszcze pięć minut, jak się nie zjawi, to do niej zadzwonię.

Ustalony czas minął, dziewczyny nadal nie było, więc Kuroo wyjął komórkę.

- Haaloo... – po drugiej stronie odezwał się zasypany głosik.

- Fujibashi-chan, nie mów mi, że spałaś.

- Ee?... Tak... Kuroo-kun, dlaczego dzwonisz do mnie tak wcześnie rano? – Satsuki zupełnie nie ogarniała sytuacji.

- Jakie „wcześnie”? Dziewczyno, jest za dwadzieścia po ósmej. Zaspałaś!

- Co... – usłyszał nadal znużoną odpowiedź, a zaraz potem hałas jakby coś spadło, szum i szelest. – O matko, już tak późno!

- Fujibashi-chan? Wszystko w porządku? – Kuroo zmartwił się tym hałasem.

- Tak! Nie! Tylko spadłam z łóżka na podłogę. Ale nic mi nie jest! O rany! Jak to się stało?! – słyszał jak jej głos zaczął się oddalać więc się rozłączył.

- Możemy już iść? – zapytał Kenma znużony.

- Żartujesz sobie? Mam zamiar tu na nią poczekać. Nie pozwolę, żeby szła sama.

- Od kiedy zgrywasz rycerza?

- Od kiedy jest taka potrzeba.
- To ja pójdę przodem.

- Ej no! A gdzie twoje maniery?

- Idą przede mną do szkoły. Jestem pewien, że Satsuki będzie biegła do szkoły sprintem. Po co mam biec, skoro mogę iść spacerkiem? – powiedział Kenma i nie czekając na jakąś odpowiedź przyjaciela, odszedł.

Satsuki ogarnęła się w piorunującym – jak dla niej – tempie. Kuroo zupełnie inaczej postrzegał czasoprzestrzeń, w której się znajdował. Dziewczyna była wściekła na swoje włosy, które codziennie się przetłuszczały, mimo stosowania rożnych szamponów, które ponoć miały temu przeciwdziałać. Przez to nie mogła po prostu ubrać się i wyjść z domu z pianą od pasty w buzi, bo musiała je przecież umyć. Darowała sobie suszenie. Na szybko zaplotła włosy w byle jaki warkocz, żeby tylko nie było widać, że są mokre. Czubek wyschnie w biegu. W pośpiechu założyła mundurek, ale gdy chciała zapiąć guziki od koszuli, okazało się, że założyła ją na lewą stronę. Pobiegła schodami na dół domu. Jednak nie zauważyła, że zaraz za ostatnim stopniem dywan był zgumolony i potknęła się o niego zaliczając jakże epicką glebę. Wszystko wysypało jej się z torby i musiała z powrotem pozbierać swoje szpargały. Jej frustracja wzrosła do maksimum, bo przecież w jej torbie zawsze panował idealny ład i porządek, a teraz nie miała już czasu, żeby wszystko układać. Wrzuciła to jak leci i pobiegła do drzwi. Gdy próbowała je zamknąć, klucze wypadły jej z trzęsącej się dłoni na ziemię.

„Same utrudnienia!” pomyślała wściekła, po czym pobiegła dalej do szkoły.

- Kuroo?! – jakże się zdziwiła gdy z impetem odbiła się od swojego kolegi.

- Fujibashi-chan, co ci się stało? – zapytał z porównywalnym szokiem Tetsurou.

- Hę? – dziewczyna nie miała zielonego pojęcia o czym mówił.

- Masz czerwone czoło i leci ci krew z nosa! – zaczął sięgać do swojej torby, ale poczuł jak Satsuki ciągnie go za rękaw.

- Nie gadaj! Biegnij! – zupełnie zignorowała jego uwagę i ruszyła.

- Oi! Co ty wyprawiasz?! – Kuroo ją zatrzymał, położył dłonie na jej ramionach i popchnął w dół, aż usiadła na murku. – Zaraz całą bluzkę sobie uciapiesz. Jak ty chcesz wyglądać? – zganił ją i wyciągnął z torby chusteczki.

- A-ale...

- Cicho siedź. – powiedział nieco srogo i wytarł jej zakrwawiony nos i usta. Ponieważ jednak był lekko zły na stan w jakim zastał Satsuki nie był zbyt delikatny. – Mamy jeszcze chwilę. Ominiemy co najwyżej apel. Więc? Co ci się stało? – uśmiechnął się do niej troskliwie gdy skończył.

- Potknęłam się... – bąknęła pod nosem.

- Ała. To musiałaś polecieć prosto na twarz. A mama ci nie mówiła, żeby nie biegać po domu?

- ... – Satsuki odwróciła głowę zawstydzona i wstała. – Kuroo-kun skoro skończyłeś, to czy możemy już iść?

- Ale iść, nie biec. – złapał ją z tyłu za kołnierz widząc jak zbiera nogi za pas. – Rannym nie wolno biegać.

- Ugh... no dobrze... – zgodziła się niechętnie, a jej reakcja rozbawiła chłopaka. Starał się jednak tego nie pokazać, żeby nie pomyślała, że śmieje się z jej cierpienia. Poszli razem marszowym krokiem. – A tak w ogóle to co tu jeszcze robisz o tej porze, Kuroo-kun?

- Czekałem na ciebie. Czy to nie oczywiste?

- Cz-czekałeś n-na mnie? – Satsuki spąsowiała na twarzy.

- Aach... jak upadłaś to chyba musiałaś sobie przebić bębenki. Tak, na ciebie, głuptasie. Mam ci to przeliterować?

- Nie trzeba. Zrozumiałam za pierwszym razem. – Satsuki poczuła się dotknięta jego komentarzem, a Kuroo to wyczuł.

- A... um... – zaczął, ale nie wiedział co dalej. „Kurczę, czemu ona nie działa jak dziewczyna?”

- Ale dziękuję. Raźniej jest spóźnić się z kimś. – zachichotała.

- Hmpf. – Kuroo wydał bliżej nieokreślony dźwięk i uśmiechnął się jak to on tylko umiał. – To teraz moja kolej, żeby cię zapytać. Co robiłaś przez całą noc, że zaspałaś?

- To było tak, że z tych wszystkich wrażeń nie mogłam zasnąć. W głowie ciągle rozbrzmiewały mi słowa tamtych facetów. – „I twoje też, tak na marginesie” dopowiedziała w myślach. – Więc żeby odwrócić uwagę zaczęłam grać na telefonie. Ale tak się wciągnęłam, że poszłam spać dopiero o wpół do czwartej nad ranem jak doszłam do ostatniego poziomu i pokonałam ostatniego bossa.

- Pff! Pff... Ha! – Kuroo zaczął się śmiać pod nosem, ale nie był w stanie się powstrzymać i wybuchł głośnym śmiechem.

- Co cię tak bawi?

- Jakbym słyszał Kenmę. – otarł sobie łzę w kąciku oka. – Oboje jesteście tacy... nieporadni i uroczy.

- Nie jestem nieporadna... – Satsuki naburmuszona odwróciła głowę i nadęła policzki. Wtem poczuła na jednym z nich palec czarnowłosego, jak wciska się, aby powietrze uleciało.

- Jesteś. I dlatego właśnie potrzebujesz takiego dobrego kolegi jak ja, który cię wesprze.

Satsuki znowu się zarumieniła. Głupio było jej się do tego przyznać, ale miał rację. Nieśmiało zerknęła na niego spod grzywki rzucając mu pytające spojrzenie niebieskich oczu.

„To miłe, gdy tak się o mnie troszczy. Ciekawe, czy on tak się zgrywa, czy rzeczywiście się o mnie martwi? Dziwne, jakoś tak... mam wrażenie, jakby mój żołądek był cały z miodu.”


- Mówiłeś, że ominie nas tylko apel! – Satsuki zaczęła panikować, gdy okazało się, że spóźnili się również na pierwszą lekcję. I tak mieli szczęście, że dyżurni zapomnieli zamknąć szkolną bramę.

- Nie spinaj się tak Fu-cchan. To tylko pięć minut.

- Ale moja frekwencja! Ja jeszcze nigdy się nie spóźniłam. Rozumiesz? Nigdy!

- No to masz okazję zdobyć nowe doświadczenia. – Kuroo powiedział radośnie, na co Satsuki tylko westchnęła.

- Najmocniej przepraszamy za spóźnienie! – wykrzyknęli jednocześnie i ukłonili się nauczycielowi nisko, gdy weszli do klasy.

- Tak, tak. – nauczyciel się nimi nie przejął i pomachał obojętnie ręką. – Zajmijcie szybko miejsca. Co to ja... a tak. Protony w jądrze atomu... – kontynuował.

„Atomu, bla, bla, bla...” Satsuki tyle właśnie wyniosła z tej lekcji. Już zaledwie po pięciu minutach słuchania monotonnego głosu chemika była z powrotem ukołysana do snu, a ten nie napotkał żadnych oporów, by porwać ją do bezdennej krainy marzeń. Miała szczęście, że nauczyciel nie zauważył jej zamkniętych powiek i opartej na dłoni głowie. Za to, zauważył to ktoś inny.

Satsuki poruszyła się niespokojnie wraz z krzesłem, gdy w jej głowę uderzyła mała kulka papieru, która następnie spadła na jej ławkę.

- Tak, panno Fujibashi? Masz jakieś pytania? – nauczyciel zmierzył ją srogim wzrokiem, że tak bezczelnie przerwała tym okropnym dźwiękiem jego wykład.

- Nie sensei. To... bo te krzesła są takie niewygodne...

Cała klasa zaczęła się śmiać, a Satsuki razem z nimi, bo sama uznała swoją wymówkę za zabawną. Rozłożyła zgnieciony papier i przeczytała liścik.

„NIE ŚPIMY! ZWIEDZAMY!”

Uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową.

„Ten Kuroo jest niemożliwy.”

„Przez ciebie o mało nie wpadłam” odpisała.

„Hę??? A gdzie magiczne słowo ‘DZIĘKUJĘ’?”

„Za to, że znów mnie przestraszyłeś?”

„Za to, że Cię obudziłem śpiąca królewno i dzięki twojemu wspaniałemu księciu smok plujący H2SO4 nie zauważył jak sobie słodko drzemiesz.”

Podobała jej się ta mała przenośnia. „Jestem królewną.” Wbiła rozmarzony wzrok w tablicę zapisaną równaniami reakcji chemicznych. Kuroo zauważył, że dziewczyna nic nie odpisała, a zamiast tego zaczęła emanować od niej pudrowo-różowa, kwiecista aura.

Z tego błogiego stanu wyrwała ją dopiero Nagisa, która zaczęła mocno ją szturchać na przerwie. Gdy tylko Satsuki wróciła na ziemię, bordowowłosa pociągnęła ją za sobą.

- Nagisa-chan, czemu zaciągnęłaś mnie do łazienki? – zapytała zupełnie zdezorientowana. Przyjaciółka jednak zignorowała jej pytanie i zajrzała do wszystkich kabin po kolei.

- Czysto. – stwierdziła gdy sprawdziła wszystkie toalety. Satsuki nie miała pojęcia o co jej chodzi. „Mamy dziś dyżur w toaletach, czy jak?” – Dobra, gadaj.

- Ale co?

- Co jest między tobą a Kuroo?

- Hę? Nic nie ma. Chyba wczoraj o tym rozmawiałyśmy. Skąd w ogóle takie podejrzenie?

- Cała szkoła mówi, że jesteście parą. Ja wiem, mówiłaś, że tylko spotkacie się w drodze do szkoły. Ale jak wytłumaczysz dzisiejsze spóźnienie?

- Nie mogłam w nocy spać i rano nie usłyszałam budzika.

- Ale spóźniłaś się razem z nim. I razem weszliście do sali. Nie wmówisz mi, że to był przypadek.

- Bo nie był. Kuroo do mnie zadzwonił i mnie obudził, a potem jeszcze na mnie czekał pod domem.

- I ty to nazywasz „nic”?! – oburzyła się Nagisa.

- A jak mam to nazwać? – Satsuki odpowiedziała pytaniem. W ogóle nie widziała problemu. Kuroo był przecież tylko kolegą z klasy. Bardzo porządnym kolegą. Zwłaszcza, że aby zostać skarbnikiem w klasie, musiał zdobyć zaufanie innych uczniów.

- No nie mów, że nie zauważyłaś. Przecież on ewidentnie z tobą kręci. I jeszcze podrzucał ci karteczki na lekcji.

- To jeszcze żaden dowód. Same wczoraj mówiłyście, że on nigdy nie jest poważny. Traktuję to raczej jako jego żarty i głupie zaczepki. Jakbym miała traktować każdego chłopaka, który mi kiedyś dokuczył albo coś, jako zauroczonego mną, to miałabym spory mętlik w głowie.

- Ale musisz coś z tym zrobić. Satsuki-chan, dziewczyny zaczynają cię obgadywać. Nie chcę, żebyś miała jakieś przykrości. Uważaj na to jak się przy nim zachowujesz.

- Ale co dokładnie mam zrobić? Jak na razie starałam się być zwyczajnie przyjaźnie nastawiona i tyle.

- Albo będzie z tego jakiś związek, albo nic. Z nim nie można się tak po prostu przyjaźnić. A przynajmniej nie w naszej szkole. Mamy tu za dużo zawistnych głupich plastików.

- Czekaj... znaczy, że tamta dziewczyna wylała na mnie picie, bo była zazdrosna?! O Kuroo?! Pff... – Satsuki zaczęła się śmiać.

- Tak, właśnie. Martwimy się z Asami i Maiko. Nie chcemy, żebyś miała więcej problemów. A te małpy mają talent, żeby je sprawiać.

- Dzięki Nagisa. Pogadam z Kuroo i to wyjaśnimy. W końcu, on też musi trochę przystopować. A skoro już tu jesteśmy, to pozwól, że skorzystam. – wskazała na kabinę i weszła do środka. Nagisa wróciła do klasy.

- Eeh... ten nowy tusz jest beznadziejny... – usłyszała głos dziewczyny ze swojej klasy. Jednej z tych plastikowych lal siedzących z tyłu.

- Ej, a myślisz, że to prawda? – odezwała się druga.

- Co? Ta płaska decha miałaby być z Tetsu? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.

- Ale nie wiesz dokładnie. A co jak on woli małe? Cała moja cyckowa dieta pójdzie na marne.

- Nie znam takiego chłopaka. Chyba, że jest niepełnosprytny, ale to na pewno nie tyczy się Kuroo.

- No nie wiem... Widziałaś jak na nią patrzył? A do tego to spóźnienie i te liściki. A jak ona dzisiaj wygląda?! Jakby nie spała całą noc! Aoi-chan! A jak on z nią przez całą noc!...

- Weź nawet nie mów takich okropnych rzeczy. Nie, nie, nie! To jest niemożliwe... – zaprzeczyła dziewczyna zwana Aoi, ale nie z pełnym przekonaniem.

„Niech one już stąd idą!” myślała Satsuki, która utknęła przez nie w kabinie. Chyba by umarła jakby im się teraz pokazała. „Chociaż z drugiej strony mogłabym udawać, że nic mnie to nie obchodzi. To im powinno być głupio, że mnie tak obgadują.”

Zrobiła tak, jak pomyślała i wyszła na zewnątrz. Gdy jedna z dziewczyn zobaczyła ją w lustrze wypuściła z ręki szczoteczkę od maskary i zaczęła się jąkać nerwowo.

- F-fu-fujibashi-san! Ja... to jest... no... ten... em... ym...

Podczas gdy ta o mało nie połknęła własnego języka Satsuki patrzyła na nią z udawanym zdezorientowaniem.

- Coś się stało? – zapytała z troską przekrzywiając na bok głowę. – Dobrze się czujesz? Wyglądasz, jakbyś dostała gorączki. Może powinnaś iść do pielęgniarki? Na pewno wpisze ci zwolnienie do domu.

- N-nic mi nie j-jest...

- A, no to dobrze. – odpowiedziała Satsuki podchodząc do umywalki. – Martwiłabym się o ciebie, gdy coś było nie tak... – uśmiechnęła się do samej siebie pod nosem.

- Ach... ym... dziękuję? – dziewczyna sama nie była pewna, czy była jej wdzięczna za tę „troskę”. – Ano... Fujibashi-san?

- Tak? – Satsuki wymusiła serdeczny uśmiech.

- Czy ty i Kuroo-san... czy wy chodzicie ze sobą?

- Nie. Nie rozumiem skąd ten pomysł wam przyszedł do głowy. Czy to już do tego doszło, że dziewczyna nie może porozmawiać z chłopakiem jak z przyjacielem? – zadała niewinnie pytanie nie oczekując wcale odpowiedzi. – Lepiej już chodźmy do klasy. Zaraz będzie dzwonek. Pan Sunohara nie wybaczy mi drugiego spóźnienia tego dnia.

Plastiki patrzyły po sobie w zdumieniu, zastanawiając się co dokładnie się stało. Nie nadążały za sytuacją. Wyszły za Satsuki z łazienki.


- Hej, Kuroo-kun. – odezwała się do niego Asami. – Pozwól na chwilkę.

Chłopak podszedł do jej ławki zaciekawiony.

- Musimy pogadać o grafiku, który ułożyłeś na ten miesiąc.

- Coś się nie podoba, Ogawa-san?

- Tak. Twój własny dyżur.

- Mój? A co w nim nie tak? Sprzątamy razem w ten piątek, prawda? – Kuroo był pogubiony. Przecież się postarał. Grafik był naprawdę dobry w jego mniemaniu.

- Nie. Miałeś sprzątać w ostatni piątek, ale nikogo nie poinformowałeś o swoim wyjeździe i musiałam wprowadzić poprawki.

- W ostatni? – zdziwił się Kuroo. – Ach! Bo mi się wszystko pomieszało przez ten wyjazd! – plasnął sobie otwartą dłonią w czoło. – Przepraszam za kłopot Ogawa. To kiedy mam teraz dyżur?

- W sumie wyjdzie na twoje, bo przepisałam cię na ten piątek.

- No i super. Naprawdę przepraszam. Pokręciły mi się tygodnie. Dobrze, że byłaś czujna. Dzięki. – uśmiechnął się i wrócił do swojej ławki.

- Eeh... – westchnęła Nagisa, gdy tamten odszedł. – To serio nic z tego nie będzie, Satsuki-chan?

- Nie, Nagisa-chan. – sapnęła Satsuki będąc już bardzo zmęczona jojczeniem Nagisy. – Ile razy będę musiała to jeszcze powtarzać?

- Szkoda. Ja was tak bardzo shipowałam. – zawiedziona oparła głowę na dłoni.

- Od kiedy? – zdziwiła się Maiko. Zawsze myślała, że Nagisa lojalnie stała po jej stronie.

- Nie jestem pewna. Hmm... chyba od drugiego albo trzeciego dnia tego trymestru. O! To było wtedy, jak Satsuki miała te zakwasy.

- Jakie znowu zakwasy? – do rozmowy niespodziewanie dołączył się Yaku całując Maiko czule w policzek. – Na zakwasy najlepszy jest basen.

- Nie-nieważne! – odezwała się Nagisa pąsowiejąc. – Weź Yaku, my tu babskie sprawy omawiamy. Przyszedłeś w złym momencie!

- Ehh... dziewczyny... – westchnął pod nosem. – Maiko-chan, idziesz ze mną, czy zostajesz na pogaduchach?

Dziewczyna była w kropce. Wybór ją stanowczo przerastał. Patrzyła to na chłopaka, to na dziewczyny, stękając bezradnie za każdym razem, gdy obracała głowę.

- Morisuke, nie stawiaj mnie tak pod ścianą! – krzyknęła i wybiegła z płaczem z sali. Oczy wszystkich skierowały się na chłopaka, a on miał ochotę zapaść się pod ziemię albo i głębiej.

- Yaku... – Nagisa spojrzała na niego z przebiegłym uśmieszkiem. – Czyżbyś skrzywdził naszą Maiko?

- C-co?! Nie! – zarzekał się Morisuke. – O rany... Maiko-chan! – wybiegł za nią z klasy.

- Oya, oya? Czy mi się wydaje, czy właśnie wkopałyście Yaku? – do dziewczyn znowu podszedł Kuroo.

- Nie no ja nie mogę! A ty znowu tutaj?! – zrzędziła Nagisa. – Czy my nie możemy mieć nawet minuty spokoju?

- Okej, okej! – Tetsurou podniósł ręce w obronnym geście. – Mnie tu nie było.

- Ym, Kuroo-kun, zaczekaj! – Satsuki zaczepiła go i wstała z miejsca. – Chcę ci coś powiedzieć. Możemy wyjść na korytarz?

Kuroo był trochę skonfundowany. Każda dziewczyna zawsze tak zaczynała, a potem kończyła mówiąc „Podobasz mi się” albo „Chciałbym z tobą chodzić”. Nie chciał, żeby tak samo było z Satsuki. Musiałby odmówić, a tym samym złamać jej serce. Lubił ją i dlatego nie chciał jej zranić, ale to nie było jeszcze podstawą do wchodzenia z nią w związek.

- Jasne. O co chodzi?

- Bardzo ci dziękuję! – chciała powiedzieć głośno, ale nie do końca jej wyszło, gdyż głos uwiązł jej w gardle. Zgięła się przed nim w pół, a to wprawiło czarnowłosego w niemały szok i zakłopotanie.

- Ale o czym ty mówisz? Nie musisz mi za tamto... – podrapał się po karku. Nie sądził, że Satsuki weźmie sobie jego liścik do serca.

- To nie tylko za tamto! – przerwała mu i spojrzała w oczy. Z jej spojrzenia biła determinacja, która wprawiała go w lekkie osłupienie. – Za wczoraj i za to, że do mnie dziś zadzwoniłeś i czekałeś! I za tę karteczkę na chemii!

- To nic takiego, naprawdę...

- Dla mnie to nie jest nic... – odwróciła onieśmielona wzrok i zaczęła bawić się palcami wskazującymi, a na jej policzki weszły delikatne rumieńce. – Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem jak. Może ty coś zaproponujesz?

- Niczego od ciebie nie chcę. – stwierdził Kuroo nadal będąc w szoku.

- Nalegam! – upierała się Satsuki i znów spojrzała mu w oczy. Kuroo mrugnął kilkakrotnie nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Więc... – zaczął niepewnie, ale po chwili uśmiechnął się chytrze i obdarzył ją tym przewiercającym się przez jej duszę spojrzeniem. – Skoro moje zasługi są tak wielkie, to nie mogę sobie życzyć byle czego. Muszę pomyśleć nad czymś odpowiednim. Moja nagroda musi być wyjątkowa. Coś, czego nie dostanie nikt inny. – Satsuki miała wrażenie, że tym razem jego mina była już nie tylko onieśmielająca, ale i perwersyjna.

- Kuroo-kun, miałabym jeszcze jedną prośbę.

- Tak?

- Ludzie rozpowiadają o nas różne plotki i chciałabym je uciszyć. Czy mógłbyś zachować wobec mnie trochę większy dystans?

- Ale czemu?

- Czyli nie słyszałeś?

- Nie.

- To jak usłyszysz, to się dowiesz czemu.

- No dobra. Ale nadal się kolegujemy, tak?

- Oczywiście. – uśmiechnęła się ciepło.

Zadzwonił dzwonek. Satsuki do końca dnia martwiła się jaką dziwną rzecz wymyśli sobie jej kolega.

„W co ja się wkopałam? Ten wzrok! Na pewno będzie chciał coś zboczonego! Albo poniżającego! A ja myślałam, że on jest jednak w porządku. Naprawdę chciałam dać mu szansę!”

Im dłużej czekała, tym większą frustrację i niepewność czuła. A rozmarzona mina Kuroo, która gościła na jego twarzy do końca lekcji nie pomagała się jej uspokoić.

- Więc? – zapytała go gdy podszedł do jej biurka po ostatniej lekcji.

- Chcę... – celowo przeciągnął tę chwilę. – Obento.

- Obento? – zdziwiła się Satsuki spodziewając się czegoś niewykonalnego.

- No tak. Chcę, żebyś zrobiła mi jutro drugie śniadanie. To zadanie, chyba cię nie przerasta, prawda?

- N-nie. Ale z czym mam ci zrobić?

- A tu tkwi haczyk. Zrób takie, żeby mi smakowało. – puścił jej oczko i wyszedł z klasy.

Satsuki siedziała jak zamurowana.

- Co ja mam tam dodać?! – zawołała bezradnie gdy wszyscy już poszli. Wstała i pobiegła do domu. Sięgnęła na półkę z książkami po przepisy kulinarne. Przewertowała kilkadziesiąt stron, ale nie znalazła nic, dzięki czemu zaczęłyby się jej świecić oczy.

- O, to mogłoby być dobre. – w końcu znalazła jakiś godny uwagi przepis. – Ale jest dość prostacki. Takie, to sam może sobie zrobić. – Włożyła zakładkę i poleciała dalej. Znalazła inny fajny przepis, ale ten też nie satysfakcjonował jej w pełni. O ile ten pierwszy był zadowalający w smaku, o tyle brakowało mu niebanalnej prezencji. A drugi to z kolei był przerost formy nad treścią. Satsuki zamknęła gwałtownie książkę. – „Żeby mi smakowało”! Suchy ryż dostanie i tyle! – fuknęła zirytowana. I wtedy ją olśniło. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i pobiegła do sklepu po produkty.

Następnego dnia wstała wcześnie rano, żeby przygotowywać podwójną porcję drugiego śniadania. Potem czekała na skrzyżowaniu na chłopaków, aby dać Kuroo nagrodę w drodze do szkoły. Nie chciała, żeby ktoś z uczniów to zobaczył. To na pewno nie ukróciłoby plotkowania.

- Co to? Co to? – pytał Kuroo szczęśliwy jak mały chłopiec, który dostał nowe zabawkowe auto.

- Zobaczysz na przerwie obiadowej.

- Już nie mogę się doczekać.

- Mam nadzieję, że ci zasmakuje.

- Ty byś mogła podać mi sam ryż i by mi smakowało. – obdarzył ją szerokim uśmiechem.

„Serio?!” pomyślała.

- Uf, to dobrze, bo nie miałam pomysłu i właśnie to dostałeś. – perfekcyjnie zagrała poczucie ulgi.

- Nie... – Kuroo uśmiechnął się do niej nie wierząc w żadne jej słowo. – Na pewno bardziej się postarałaś, więc tym bardziej to docenię.


Kuroo siedział na długiej przerwie z całą swoją drużyną.

- Co ty dzisiaj cały dzień jak dumny kogut chodzisz? – zapytał Yaku, trochę zniecierpliwiony wyszczerzem przyjaciela.

- Dostał bento od... – zaczął Kenma.

- Ekhem! Ekhem! – zagłuszył go Kuroo udawanym kaszlem.

- Od kogo? Chcę wiedzieć! – podekscytował się Inuoka.

- Od bardzo miłej koleżanki, okej? – zgasił go kapitan i otworzył pudełko. Yamamoto parsknął głośnym niepohamowanym śmiechem. Reszta kolegów również zaczęła się śmiać.

- Dostałeś ryż?! Sam ryż! – wyśmiał go Taketora. – O ja nie mogę! – zaczął uderzać otwartą dłonią w stół.

- Yamamoto ogarnij się! – Yaku kopnął go pod stołem w piszczel choć sam cały czas chichotał. Kuroo patrzył z niedowierzaniem w swój posiłek, ale ostatecznie wzruszył ramionami.

- No trudno. Zadowolę się ryżem. Smacznego! – rozłamał pałeczki i nabrał nimi białych ziarenek. I wtem jego oczom ukazało się coś dziwnego. Pod spodem było coś innego niż ryż. – Czy ja czuję... – zaczął z nową nadzieją i odkrył resztę jedzenia. – Shioyaki! Ale skąd wiedziała?!

- ... więc napisałam do Kenmy na Messengerze, żeby mi powiedział jakie jest ulubione jedzenie Kuroo. – Satsuki powiedziała o wszystkim przyjaciółkom. – Żałuję tylko, że nie widziałam jego miny gdy zobaczył sam ryż.


Tydzień minął bardzo szybko. Satsuki miała wrażenie, że czas uciekał jej przez place. I nie tylko tydzień się kończył, ale i drugi miesiąc w Nekomie. Już tylko czerwiec i wakacje.

Z tą myślą Satsuki spakowała zeszyty do torby i udała się w stronę drzwi.

- Oya? A ty dokąd Fujibashi? – Kuroo stanął w progu i zagrodził jej przejście. – Księżniczko, chcesz zrzucić całą robotę na mnie?

- Nie rozumiem. – Satsuki przechyliła głowę zmartwiona. Kuroo wskazał napis w prawym dolnym rogu tablicy.

- Jesteś dziś dyżurną, gapciu. Bierz do ręki miotłę, a ja poustawiam krzesła na biurkach.

- Och, zupełnie mi wyleciało z głowy! Już się biorę do pracy! – Satsuki wyjęła z magazynku miotłę i pilnie wykonywała każdy swój obowiązek. A dzięki jakże inteligentnej kapitance drużyny siatkarskiej nie musieli sprzątać toalet. Nie zauważyli jednak, że niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami.

- Kuroo-kun, a ty nie idziesz na trening? – zdziwiła się gdy zamiast skręcić w stronę hali sportowej poszedł razem z nią do szafek na buty.

- Tak się składa, że dziś musieliśmy odwołać swoje zajęcia. Klub koszykówki ma dzisiaj mecz towarzyski i potrzebowali boiska. A my byliśmy wczoraj na siłce, więc dziś już nie możemy.

- Dlaczego? – zaciekawiła się Satsuki.

- Bo to niezdrowe tak dzień w dzień intensywnie ćwiczyć. Skoro biegasz, to powinnaś wiedzieć takie rzeczy. Zamiast budować mięśnie spalilibyśmy je.

- Achaa... nie wiedziałam o tym. – Satsuki była bardzo zdumiona tą nową informacją. Oboje skierowali się ku drzwiom wyjściowym i doznali wielkiego szoku widząc przed sobą ścianę wody.

- To pada?! – odezwał się Kuroo.

- O nie! To moja wina! Za długo guzdrałam się z tym mopem! – powiedziała Satsuki przepraszającym tonem.

- Co ty gadasz?! To wcale nie twoja wina. Powiedz chociaż, że masz parasolkę.

- Zapomniałam sprawdzić pogodę. Nie mam.

- Rany... co za pech. W ogóle co z ciebie za dziewczyna, że nie masz parasolki?

- Słucham? – Satsuki zdziwiła się jego uwagą, nie rozumiejąc do końca.

- W każdej mandze shoujo dziewczyna zawsze ma parasolkę i dzieli się nią z chłopakiem.

- Coś ci się pomyliło, Kuroo-kun. Tylko z tym, który jej się podoba albo tylko ze swoim chłopakiem. W ogóle skąd ty wiesz takie rzeczy?

- Yyy... Bokuto czyta.

- Kto?

- Tępa sowa. To co robimy? Czekamy aż przestanie padać?

- To chyba nie jest dobry pomysł. Jak patrzę na te chmury to, to jeszcze długo może tak lać.

- Biegniemy?

- Biegniemy.

I wystrzelili jak w biegach sprintowych drąc się jak dwójka szaleńców. W zasadzie to tylko Kuroo się darł, Satsuki raczej piszczała.

- Ty i tak masz lepiej! Za chwilę będziesz w domu, a ja muszę się jeszcze tłuc pociągiem! – Kuroo krzyczał do Satsuki w czasie biegu. Przebiegali właśnie obok długiej głębokiej kałuży znajdującej się tuż przy chodniku. Kuroo nie wiedział jeszcze, że za chwilę, zacznie przeklinać swoją spostrzegawczość. Co prawda, miał już całkiem mokre spodnie, ale marynarka i torba trzymana nad głową dość skutecznie, jak na taką prowizorkę, chroniła dwójkę przed deszczem.

Do jego uszu dotarł dźwięk silnika samochodowego i poruszających się po śliskiej drodze kół. Pech chciał, że znajdowali się akurat po stronie nadjeżdżającego auta. Fujibashi zaczęła go lekko wyprzedzać, aż w końcu biegła już przed nim.

- Satsuki uważaj! – Kuroo chwycił ją za ramię i zatrzymał w swoim uścisku. Wnet poczuł jak na głowę i za kołnierz wlewa mu się cała zawartość kałuży. Nasłuchiwał jeszcze chwilę czy nie jedzie kolejny samochód. I znów poczuł chlust wody na plecach. Miał wrażenie, że jak jeszcze raz oberwie, to zmyje mu gatki. Po chwili wypuścił Satsuki z objęć i spojrzał na jej buraczaną twarz.

- Eh... eh... – próbowała coś z siebie wydusić, ale nie mogła. Ostatecznie zaczęła przyglądać się swojemu koledze. – Kuroo-kun! – wykrzyknęła zszokowana. – Jesteś cały mokry! I ubłocony!

- To nie stójmy tu tak, żeby chłonąć więcej wody! – pobiegł przodem, a Satsuki za nim. Gdyby tylko widział swój mundurek, który zmienił kolor z szarego i granatowego na brunatny.

- Kuroo, poczekaj! Nie możesz tak wracać do domu! Przeziębisz się! I jesteś cały w błocie!

- Nic mi nie będzie! Nie martw się!

- Nie! Chodź ze mną do domu!
- Co? Ale...

- Nie próbuj się ze mną kłócić. Idziesz do mnie!

Wpadli do domu Satsuki cali zdyszani. Nawet na Satsuki nie było już suchej nitki, ale ona przynajmniej była czysta.

- Zaczekaj tutaj. – powiedziała do Kuroo. – Rozłożę na korytarzu gazety, żebyś nie nabrudził.

- Hej Sat-chan. Gdzie twoje maniery? Zapomniałaś co się mówi jak się wraca do domu? – z salonu wyszedł dwudziestoparoletni szatyn, nieco wyższy od Satsuki, ale o równie głęboko-niebieskich oczach co ona.

- Braciszek? Co ty tu robisz? A tak, przepraszam. Wróciłam!

- Witaj w domu. Już zapomniałaś? Przecież dzwoniłem. Muszę załatwić kilka spraw służbowych w stolicy. A cóż to? Mamy gościa?

- Przepraszam za najście! – czarnowłosy się ukłonił. – Nazywam się Kuroo Tetsurou. Chodzę razem z Fujibashi do klasy.

- A tak... kojarzę. Satsuki skarżyła mi się, że jej dokuczasz.

- Ushio! – oburzyła się na niego dziewczyna i ze wstydu poczerwieniała.

- No Sat-chan! Jak ty w ogóle wyglądasz? Wpadłaś do basenu w szkole? No już idź się ogarnąć. – brat wepchnął ją do łazienki.

- Ym... ja bardzo przepraszam, jeśli sprawiłem przykrość Fujibashi-chan! Nie chciałem...

- Wyluzuj! Tylko żartowałem. Satsuki nie jest kimś kto mazałby się z powodu byle zaczepki. Ushio jestem tak w ogóle. Starszy brat Satsuki.

- Braciszku, przynieś z salonu jakieś gazety, proszę. – Satsuki wyszła z łazienki ubrana w dresy, wycierając włosy ręcznikiem. Spojrzała na Tetsurou i zaczęła chichotać.

- Co? Co cię tak bawi?

- Hi, hi, hi! Kto by pomyślał, że potrzeba błota, żeby ujarzmić te twoje włosy!

- Eh... no tak. Są trochę niegrzeczne. – Kuroo pogładził się zażenowany po klapniętej czuprynie.

- Ale fajnie tak wyglądasz. – dodała Satsuki.

Gdy jej brat wykonał polecenie, porozkładała papier na podłodze i zaprowadziła kolegę do łazienki.

- Zaczekaj chwilę. – poleciła mu. – Zaraz przyniosę ci ręcznik i coś do przebrania. – dodała, po czym poszła do garderoby i wzięła biały T-shirt swojego ojca i jego spodnie dresowe, ponieważ prawdopodobnie tylko te pasowałaby na Kuroo. Gdy wróciła do łazienki Kuroo zdążył już zdjąć marynarkę i wypłukać ją w wannie z błota. Jego mokra koszula przylegała mu do torsu eksponując tym samym pięknie wyrzeźbione mięśnie pleców. Satsuki odebrało dech i spąsowiała.

- T-tu m-masz ręcznik i ubrania na zmianę. Mam n-nadzieję, że się w nie zmieścisz. M-możesz użyć tego żelu w niebieskiej tubie, że-żeby się umyć. – mówiąc to, cały czas unikała kontaktu wzrokowego, a nawet patrzenia na niego w ogóle. Poszła do salonu, który był na przeciwko łazienki i zabrała się za odrabianie lekcji. Na fizyce dalej męczyli prąd elektryczny, którego ona za nic nie mogła pojąć. Natężenie, napięcie, różnica potencjałów... Kto to wszystko wymyślił?!

- Dziękuję za udostępnienie łazienki. – powiedział Kuroo gdy wyszedł z pomieszczenia. – Fujibashi-chan, mogłabyś dać mi jakąś reklamówkę, żebym mógł spakować swoje ciuchy?

- Tak, oczywiście. Dam ci też parasolkę, żebyś znowu nie zmókł. Oddasz mi w poniedziałek.

- Dziękuję bardzo. – odpowiedział, a brunetka poszła po potrzebną siatkę.

- Kuroo-kun, a w sumie jak tu już jesteś, to mogłabym cię do czegoś wykorzystać?... – Kuroo uniósł jedną brew. Jeszcze mówiąc to zdała sobie sprawę, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć i spaliła buraka. – To.. to z-znaczy, nie to miałam na myśli! Zupełnie c-co innego! Ja... – całkiem się zamotała w swoich wyjaśnieniach.

- Tak, możesz. – powiedział z satysfakcją, kładąc dłoń na jej głowie i głaszcząc delikatnie.

- Ano... bo mam problem z fizyką...

- Ty? Przecież masz same szóstki.

- No tak, bo jak czegoś nie rozumiem to siedzę nad książkami tak długo aż pojmę. Ale skoro mogłabym skorzystać z cudzej pomocy, to czemu nie? Jeśli się zgodzisz, oczywiście.

- Jasne. – uśmiechnął łagodnie. – To z czym masz problem? – zapytał, gdy zaprowadziła go do swojego pokoju.

- Z napięciem. Wytłumaczysz mi co to w ogóle jest? Ta książkowa definicja w ogóle do mnie nie trafia.


Kuroo tłumaczył jej już trzeci raz, za każdym razem używając innego przykładu. Zaczynał już wątpić, czy dziewczyna w ogóle to pojmie. Powoli przestawał też wierzyć w swoje umiejętności jako nauczyciela. Zawsze czuł się dobrze w tej roli i osoby, którym pomagał zazwyczaj rozumiały materiał już po pierwszym podejściu.

- Nie mam już pomysłu jak ci to wytłumaczyć. Nie rozumiem nawet czego ty nie rozumiesz.

- No trudno. Po prostu muszę wbić sobie do głowy, że napięcie prądu istnieje i tyle. A nie martwić się czym ono tak naprawdę jest.

- Nie, to nie jest sposób. Jak nie zrozumiesz, to nie będziesz potrafiła wykorzystać wzorów w zadaniach. Poza tym moja nauczycielska duma nie pozwala mi tego tak zostawić. Nie wyjdę, dopóki tego nie skumasz. Daj mi tylko chwilę, to wymyślę nowy przykład.

- Jak uważasz. To zrobię w tym czasie coś do jedzenia.

- O właśnie! Zapomniałem ci powiedzieć, że shioyaki było pyszne.

- Cieszę się. – Satsuki uśmiechnęła się, szczęśliwa z powodu komplementu. Poszli oboje do kuchni i dziewczyna zaczęła przygotowywać przekąskę. Wyjęła z lodówki dynię i zaczęła ją kroić w plastry. Nie przychodziło jej to z łatwością, bo dynia jak to dynia, lubi być twarda.

- Fujibashi-chan, pomóc ci w czymś? – zapytał Kuroo patrząc z politowaniem na męczącą się z nożem koleżankę.

- Nie, nie trzeba. Dziękuję. Już nie pierwszy raz to robię... Ała!

- Fujibashi-chan! Co się stało?

- Aaa... aa... mój palec... – płakała histerycznie. – Odcięłam sobie palec!

- C-co?! Poka...! – chwycił jej prawą rękę.

- Żartowałam! – wytknęła mu język.

- Weź! Przestraszyłaś mnie!

- To była zemsta za tego ducha. – skierowała w jego stronę czubek noża.

- Oya, oya! – odepchnął nóż w bok. – Ostrożnie z tym ostrzem, bo jeszcze się komuś naprawdę stanie krzywda.

- Nie tragizuj.

- A w ogóle to co zrobisz z tej dyni?

- Zobaczysz. Myśl lepiej nad tym przykładem.

- Myślę, myślę. – oparł Tetsurou i usiadł na taborecie. Satsuki włożyła kawałki dyni do brytfanny, posypała czymś, polała i wsadziła do piekarnika. – Już mam!

- Słucham uważnie.

- No więc wyobraź sobie, że zamiast protonu masz śliczną dziewczynę.

- Yhym.

- A zamiast elektronów na drugim końcu obwodu masz chłopaka. I im więcej ten chłopak będzie miał testosteronu, czyli im więcej energii będzie elektronach zgromadzonych w jednym z biegunów baterii, tym bardziej będzie na nią leciał, czyli będzie większe napięcie między nimi. Teraz już rozumiesz? – zapytał podekscytowany swoim pomysłem. Satsuki otworzyła usta, ale przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Kuroo zaczął się martwić, że nadal nie rozumie.

- To... – zaczęła powoli. „O, będą jakieś pytania, uwaga...” powiedział w myślach Tetsurou. – był naaajdziwniejszy przykład jaki w życiu słyszałam. – stwierdziła otwarcie. Kuroo już chciał zacząć tłumaczyć od początku, jednak Satsuki kontynuowała. – Ale zrozumiałam!

- Na-Naprawdę? – Kuroo był pozytywnie zaskoczony.

- Naprawdę. – pokazała mu swój równy rząd białych zębów obramowany czerwonymi usteczkami.

- Nawet nie wiesz jaka to ulga. Ale zastanawiam się teraz nad jednym: czy to ja jestem dziwny, że wymyśliłem taki przykład, czy ty, że dzięki niemu zrozumiałaś?

- Ce.

- Ce? – zdziwił się Kuroo.

- Wszystkie odpowiedzi poprawne.

- Ha, ha! – rozbawiło to chłopaka, a piekarnik dał znać, że dynia była gotowa. Satsuki jednym susem znalazła się przy urządzeniu i wyjęła pięknie pachnące warzywo. Następnie nałożyła na dwa talerze i jeden zniosła bratu do salonu. Potem wróciła do kuchni i poczęstowała Tetsurou.

- Tylko uważaj, żeby się nie poparzyć. Jest bardzo gorące.

- O rany, jakie to dobre! Z czym jest ta dynia?

- Z solą, chili, gałką muszkatołową, tymiankiem, czosnkiem i oliwą z oliwek.

- I tylko to? Nigdy czegoś takiego nie jadłem. Jakie to jest pyszne! – Kuroo aż oblizywał palce. – Ano... a zrobiłabyś szarlotkę?

- Szarlotkę? Może być problem.

- Czemu?

- Bo ja nie przepadam za słodyczami, więc robienie ciast jakoś mi nie specjalnie wychodzi. A czemu akurat szarlotkę?

- Bo Kenma lubi.

- No ostatecznie dla niego mogłabym upiec takie tartaletki z jabłkami. Kiedyś już je piekłam. Są dla mnie dużo prostsze od normalnego ciasta.

- Ale jak można nie lubić słodyczy?

- To nie tak, że nie lubię. Wolę owoce. No, wyjątkiem jest ciasto marchwiowe. Nie mogę się opamiętać jak zacznę je jeść.

- Zabawna jesteś Fujibashi. Zupełnie nie taka jak inne dziewczyny.

- Czyli jaka? – dopytywała z zaciekawieniem.

- Hmm... no jakby to... nieszablonowa.

- Tak? A mi się zawsze wydawało, że jestem raczej zwyczajna i nawet naśladuję zachowanie innych.

- Na pewno nie. – zaoponował. – O nie, zeżarłem prawie całą dynię, przepraszam. Ale była taka dobra.

- Nie szkodzi, częstuj się na zdrowie. Mam w lodówce jeszcze pół więc nie ucierpię.

- Dzięki. – zakosił ostatni kawałek. – To ja się będę już zbierał. – wstał i poszedł na przedpokój. – Mam jeszcze parę spraw w domu do zrobienia, a już późno się robi.

- Przepraszam, że cię zatrzymałam. I dziękuję bardzo za pomoc. Eh... – podrapała się zakłopotana po policzku. – znów jestem ci dłużna.

- Nie jesteś. Już dostałem swoją nagrodę.

- Tak?

- Zjadłem niebiańsko smaczną dynię. Pa! – wziął siatkę ze swoimi rzeczami i zamknął za sobą drzwi. Do Satsuki chwilę potem przyszedł SMS.

„No i widziałem twój pokój.  ( ͡° ͜ʖ ͡°)”

____________________________________
Heloł maj frends!
Wracam po długiej nieobecności. Wena była, ale brak czasu niestety mnie dopadł. (Stąd też brak obrazka) No i opublikowałam nową książkę. 😆 Zapraszam was do przeczytania!
Powiem wam, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Mam nadzieję, że wam też się podobało. Dajcie znać w komentarzach.
Do następnego!

Kot w Czerwonym Kubraczku - ✔️ zakończoneHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin