✥ Rozdział 06.

562 80 19
                                    

Wieczory w Seulu należały do bardzo żywych

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wieczory w Seulu należały do bardzo żywych. Na ulicach można było spotkać mnóstwo znajomych, którzy w końcu znaleźli chwilę wytchnienia od codziennych obowiązków i mogli cieszyć się kilkoma godzinami całkowitej swobody. Niektórzy chadzali wówczas po dyskotekach, umawiali się na randki albo szli do baru, by napić się soju i porozmawiać z przyjaciółmi lub wyżalić się barmanowi.

Jandi uwielbiała patrzeć na tych wszystkich ludzi. Każdy z nich był inny. Wyjątkowy na swój sposób. Większość z nich myślała, że ich problemy przytłoczyłyby nie jednego, ale Jandi zazdrościła im normalności. Żaden z nich nie musiał obawiać się Nations Group ani tego, że zostanie przypadkiem przez kogoś zauważony. Życie w ciągłym strachu zamknęło ją w klatce, przez którą mimo wszystko nie potrafiła cieszyć się każdą chwilą. Choć idealnie wtapiała się w tłum, wciąż pozostawała na uboczu ze swoją nieśmiałością i brakiem pewności siebie. Nie była Joonem, który potrafił dogadać się z każdym człowiekiem i bez problemu odnajdywał w nich przyjaciół. Gdyby umiała czytać innym w myślach bez wątpienia byłoby jej łatwiej. Tymczasem musiała zadowolić się tym, co miała: malutkim mieszkaniem, kiepską pracą i jedynym przyjacielem, którego znała od dziecka. Niby nic, a jednak.

Zerknęła na bransoletkę i zagryzła od środka policzki, zaklinając Joona w myślach. Dlaczego musiał wspominać o byłych dziewczynach w takiej chwili? Właśnie przez takie zachowanie bała się przekroczyć bezpieczną strefę przyjaźni i pozwolić, by zrodziło się między nimi coś więcej. Co, jeśli ich związek okaże się totalną klapą i również nie przetrwa nawet miesiąca? Znała Joona wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie był stały w uczuciach. Nawet jeśli ich pocałunek cokolwiek dla niego znaczył, zdążył już w międzyczasie poznać trzy inne dziewczyny, które rzucał po dwóch tygodniach. Jedyna różnica była taka, że nie potrafił wytrzymać z nimi do trzech pełnych tygodni, co wcześniej się nie zdarzało. Dlaczego więc miałaby myśleć, że zależało mu na niej w jakiś szczególny sposób? Jakaś tam bransoletka niczego nie zmieniała.

Nagle odskoczyła jak oparzona, gdy omal nie została staranowana przez rozpędzony rower. Przerażona twarz nastolatka mignęła jej przed oczami, a za chwilę rozległ się głośny krzyk, rujnując tym samym błogi nastrój wieczoru.

- To mutant! Łapcie go!

Jandi szeroko rozwartymi oczami patrzyła na grupkę mężczyzn z pałkami, którzy przebiegli obok niej. Mieli na sobie niebieskie uniformy z czarnymi literami „NG" wyszytymi na lewej piersi oraz przeciwsłoneczne okulary.

Nations Group, pomyślała, zaciskając mocniej ramię plecaka. Tylko dlaczego ścigali mutanta na oczach ludzi? Specjalnie próbowali wywołać u nich panikę, czy może mieli w tym jakiś inny cel?

- Wszystkich mutantów powinni złapać i zamknąć w klatkach, by nie mogli wyrządzić nikomu krzywdy! - Usłyszała przerażony głos przechodzącej obok niej starszej kobiety. Ściskała dłoń mężczyzny w swoim wieku i kiwała energicznie głową, jakby złość rozsadzała jej mózg. - Niech będą maszynami Nations Group, byleby sprawowali nad nimi pełną kontrolę. W końcu kto wie, czy nagle nie stworzą jakiejś armii i nie będą chcieli nas zgładzić?

Growing Pains ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz