Rozdział IX

207 8 0
                                    

Poczułam strach przeszywający całe moje ciało a dłonie zaczęły drgać. Jedyne co było na wyciągnięcie mojej dłoni to róg dachu szybko się go złapałam podciagając i wracając na poprzednie miejsce w którym się znajdowałam. Mój oddech był nie równy, nie spokojny. Czułam mój puls. Przyłożyła rękę do serca. Nie czułam już że bije tam szybko. Myślałam że może to będzie w chwila w której już nigdy nie będę chciała popełnić samobójstwa. Ale to nie było to. To było ukojenie związane z tym co by się stało gdybym pozwoliła się zeslizgnąć mojej nodze. Czy to było przeznaczenie? Czy zwykły strach i przypadek którego nie zaplanowałam. A przecież moje samobójstwo od dawna było zaplanowane, że zrobię to sama. To nie będzie jakiś tam przypadek. Dobra wszystko wraca do normy. Zeszłam bez zbędnych problemów. Jednak usiadłam jeszcze na parapecie, nie chciałam wracać do łóżka. Wyciągnęłam ze stanika telefon i spojrzałam na godzinę. 05:05. Pewnie ktoś by pomyślał oh ktoś mnie kocha hihihi a ja: ironia losu. Takie typowe wręcz dla mnie i mojego sposobu myślenia. Nie przejmowałam się godziną i tym że za 120 minut muszę wstać do szkoły. Rutyna która trwała od kilku miesięcy, ta pieprzona bezsenność która mnie wykanczała tak naprawdę zanikała. Robiło się to normą nie do przeoczenia. Tak. Patrzyłam ślepo na latarnię niedaleko mojego domu. Na zakręcie. Przeszło tam kilku ludzi. Wiele młodych ludzi i kilku starych. A ja wciąż siedzę i zastanawiam się gdzie oni idą. Czy ktoś na nich czeka? A może czegoś szukają.. nie kolczyków które zgubili na ulicy, raczej szczęścia. Odpowiedzi na pytania które ich nurtują całe noce tak że nie mogą spać jak ja. Może ich znałam. Nie wiem. Nic, już nie wiem. Codziennie pokonuje tą samą drogę i nic nie mogę znaleźć tym bardziej odpowiedzi na moje pytania. Może poprostu na nich nigdy nie będzie odpowiedzi. Może to ich szukam ślepo. Przestałam się na tym skupiać i wciąż patrzyłam na latarnię. I patrzyłam i patrzyłam. Bez sensu. Bez żadnego celu. Tak jak ludzie ślepo się zakochują i nie mogą nic z tym zrobić. Jak moje uczucia nie mogę tej latarni ani zapalić ani zgasić. To mnie bolało najbardziej. Nie mogłam przestać kochać kogoś kogo tak naprawdę z jednej strony kochać nie chciałam bo to bolało, cierpiałam. Nie miałam chęci na nic, siedziałam w domu jak w klatce niechcąc wyjść. Codziennie wszystko wyniszczało mnie od nowa. Nie mogłam rano wstać z łóżka. Coś mnie przy nim trzymało. To smutek i pęknięte serce które już nigdy się nie zagoiło. A tak naprawdę nadal chciałam go kochać. Czuć jego skórę, zapach gdy mnie przytulał. Jego piękne malinowe usta i czuć to serce które biło dla mnie. DLACZEGO ŻYCIE JEST TAK CHOLERNIE TRUDNE?! Kolejne pytanie na które nikt nigdy nie dostanie odpowiedzi. Nagle mój wzrok przyciągnął las. A raczej drzewa które zaczęły się kołysać. Wytworzył się lekki szum który nie umknął moim uszom. Było to przyjemne i kojące na swój spokój. Wtedy do moich myśli weszli inni ludzie. Nie znałam ich. Kto jeszcze chce popełnić samobójstwo? Ile osób teraz nie śpi i myśli o czymś podobnym? Kto jeszcze ma złamane serce? Zrobiło mi się ciepło. Myślałam może że to z powodu że pomyślałam o kimś innym. Nie wiem co było tego przyczyna ale do dziś sobie tak tłumacze. Poczułam tą znaną już gorzką ciecz która przeszkliła mi oczy przez co nie wiedziałam już nic wyraźnie. Znany jest mi już ten stan. Załamania.

Rano jak gdyby nigdy nic wstałam do szkoły z przyklejonym na twarzy uśmiechem. Ruszyłam do szkoły z bólem w sercu jednak nie stało mi to na drodze do udawania. Robiłam to już kilka miesięcy więc heloł nikt się nie ogarnie że jest AŻ tak źle!
Dzień jak dzień, nic takiego się nie stało. Nic ciekawego. Wizyty u psychologa szkolnego. Moja nienawiść płonąca w oczach gdy patrzyłam na Julke. Ahhh. To było takie cudowne. Gdy wróciłam obiad już był na stole i kusił tylko bym go zjadła. Tak więc zrobiła. Mama była w domu a tata poszedł biegać. Zdziwiła mnie obecność mamy ponieważ zawsze o tej godzinie jeszcze pracowała jednak nie fatygowalam się aby zapytać co robi w domu. Poszłam na górę i jak zawsze zaczęłam się uczyć. Tak minęły mi kolejne godziny mojego nędznego i bezsensownego życia. Stwierdziłam że będę siedzieć na telefonie słuchając piosenek na telefonie. Włączyłam pierwszą piosenkę i usłyszałam
Mam nadzieję, że życie traktuje cie dobrze
Mam nadzieję, że życie traktuje cie dobrze
Mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję
Mam nadzieję, że życie traktuje cię należycie
Mam nadzieję, że życie traktuje cię należycie
Mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję
Mam nadzieję, że ona jest dobra
Mam nadzieję, że ona jest dobra
Mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję, mam nadzieję
W tym momencie poczułam że cała moja poduszka jest mokra. Moje łzy płynęły już nieświadomie. Czułam że się rozpadam, że już nie dam rady żyć. Po co komu taka Ola na tym świecie? Przecież odejdę sobie cicho a nikt nawet nie zauważy.

Następnego dnia
12 stycznia 2016 roku

Wróciłam do domu dostając kilka godzin wcześniej od mamy że zapomniałam wylogować się z Facebooka na iPadzie taty i widzieli moje rozmowy. Wiedziałam, że to koniec. Byłam na skraju wyczerpania. Znowu ich zawiodłam. Znowu kogoś zawiodłam, zawalilam. Napisała Rafałowi że muszę się mocno pociać tak, żeby nie zwrócili uwagi na te wiadomości a przejęli się mną. Zgodził się. Nie wiedział że tak naprawdę nie to chce zrobić. Usiadłam na krześle przy biurku. Położyłam łokieć opierając na dłoni rękę. Łzy znów leciały. W pewnym momencie aż poczułam jak łokieć ślizga się pod wpływem moich łez na biurku. Minęło chyba kilka godzin nie wiem. Przypomniało mi się że któregoś dnia zabrałam mamie tabletki psychotropowe. Szybko spojrzałam na ich nazwę i sprawdziłam jaka ilość mnie zabije. Idealnie miałam ich nawet więcej! Wzięłam całe opakowanie wszystkie wzięłam na dłoń. Patrzyłam na nie przez chwilę. Poczułam jak przed oczami przelatują mi wszystkie chwile spędzone z Mateuszem.. Nie mogę żyć już bez niego. Nie mogę żyć z wiedzą że on już nie będzie mój że to wszystko znikło! Nie chcę mieć tak fałszywych przyjaciół! A raczej jednego przyjaciela który ze mną jakimś niespodziewanym cudem jeszcze ze mną wytrzymuje! Ale to już przeszłość, nie będzie musiał. Ja umrę. Odejdę jak anioł tam gdzie moje miejsce.

Połknęłam te tabletki i popiłam wodą która stała przy moim biurku..

stronger than youWhere stories live. Discover now