1.

517 49 7
                                    

Tępy stukot kopyt towarzyszył mi już od dłuższego czasu, zwłaszcza podczas naszej ucieczki. Nigdy nie sądziłam, że podejdą tak blisko... Ta sprawa powoli wymykała się straży spod kontroli. Mrugałam oczami chcąc strzepać z rzęs resztki pyłu ostałego się tam w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Cała ta sytuacja nie powinna się zdarzyć. Przecież wyliczenia były dokładne. Robił je sam Kero, a co za tym idzie powinny być bezbłędne! A może takie były, tylko to ja zrobiłam coś źle?; skarciłam się w myślach.

Razem z Cią zwolniłyśmy tępa. Nareszcie miałam chwilę, aby rozluźnić mięśnie. Głośny huk otwieranej bramy uświadomił mi, że jestem już bezpieczna. Nawet jeżeli są bardziej pewni siebie niż przypuszczaliśmy, na pewno nie są na tyle tępi, by rzucać się na głęboką wodę. Za wiele ryzykują. Delikatnie poklepałam klacz po szyi, na co spokojnie ruszyła do przodu. Wrota na nowo zatrzasnęły się po przekroczeniu przez nas granicy. Teraz wszyscy są zdecydowanie bardziej zdyscyplinowani, a systemy przyjmowania do naszych włości są o wiele precyzyjniejsze. Z jednej strony to zrozumiałe i w pełnych aspektach nawet przydatne, chociaż właśnie w ten sposób zabierają mieszkańcom resztki wolności. Wiecie jakie to straszne każdego dnia otrzymywać pytania od małych dzieci takiej samej treści? Czy wszystko będzie dobrze? Czy dzieje się coś złego? Czy wszystko się ułoży?; powtarzałam je w myślach ilekroć przypominałam sobie wcześniej roześmiane, a teraz zmartwione i płaczące twarze dzieci. Za każdym razem bez chwili namysłu odpowiadałam tak. Mówiłam to, gdyż sama w to wierzyłam. Wbrew pozorom jakie okazywałam wśród innych strażników, tak naprawdę mimo dni jakie mijały, nadal wierzyłam, że nam się uda. Uda nam się odpędzić wszystkie nieszczęścia.

Odrzuciłam do tyłu skołtunione włosy i niechętnie ruszyłam do przodu. Każda chwila jest cenna, a ja nie mogę jej marnować na byle błahostki, takie jak niewielkie ukłucia smutku.

***

Mijając kolumny z wyrzeźbionymi ornamentami, postanowiłam zatrzymać się przy jednej z nich. W przeciwieństwie do pozostałych ta była złota. Wyryta została na niej historia spisana przed wiekami. To drugi względem wartości najcenniejszy przedmiot dla Eldaryi, zaraz po świętym krysztale. Słabo znałam język pradawnych plemion, jednak kilka scen udało mi się przetłumaczyć, oczywiście w asyście Kero i Ykhar. A nawet naszej trójce nie udało się wydobyć z nich za wiele. Wiemy tylko, iż wspomnienia spadają z klifów istnienia, a każdy kolejny upadek potęguje ich późniejszy powrót. Błądziłam spojrzeniem po wklęsłych liniach i choć bardzo chciałam znać wiedzę w nich zawartą, nawet z najstarszymi, opasłymi tomami tłumaczeń nie znalazłam nic, co mogło by mi pomóc w przybliżeniu sobie tej prawdy.

- Bu! - odruchowo głośno jęknęłam i spięłam ręce. Zawsze to robiłam. Jakoś krzyczenie i piszczenie nigdy mi nie wychodziło, a z czasem zapomniałam nawet jak to się robi.

- C-co do licha? Ezarel, czy znowu coś ci odbiło!? Mówiłam ci tyle razy, że nienawidzę, gdy się mnie straszy! I... I ty doskonale o tym wiesz. - sarknęłam z goryczą, jednocześnie wymachując rękami we wszystkie strony. - Nienawidzę cię! 

Jestem wyjątkowo emocjonalna, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądam na taką. Każdy kto nie zna mnie bliżej, ma mnie za ostoję spokoju i wyciszoną wewnętrznie istotkę, jednak... Sprawa przedstawia się nieco inaczej. Tak naprawdę jestem możliwie największą strachajłą w całej kwaterze i łatwo się denerwuję, zwłaszcza kiedy silna pozycja w rozmowie ucieka mi sprzed nosa. Wtedy zmieniam się w małą, rozzłoszczoną Julie, na której ktoś usilnie chce wywrzeć presję i nie liczy się z jej iście ważnym zdaniem.

- No, no. Nie po drodze ci pod prysznic? - elf uśmiechnął się cynicznie i zmierzył mnie od stóp do głów, potęgując moją wściekłość. Dosłownie czułam jak coś we mnie płonie.

Woń Mięty [Gardienne x Leiftan] (ZAWIESZONE)Where stories live. Discover now