IV

1.2K 111 3
                                    

Młoda kobieta siedziała w biurze uzupełniając zaległe papiery. Szło jej to dość powoli z racji tego, że cały czas myślała o swojej ciotce, która zapewne dopiero się budzi.

Zastanawiała się, co staruszka chce jej przekazać przez tą historię. Duchy i demony? Miała świadomość, że ciocia Meredith czasem plotła trzy po trzy, ale przecież nie miała problemów z psychiką. Przynajmniej ona - jej jedyna siostrzenica - nic o tym nie wiedziała.

Odetchnęła ciężko starając się uwolnić umysł od wszystkich kłębiących się w nim pytań i myśli. Nawet jeśli jej opowieść nie jest prawdziwa, to ona i tak jej wysłucha do końca. To może być ostatnia rzecz, którą dla niej zrobi.

Nie chciała żeby umierała, chciała żeby żyła wiecznie. Może jest starsza od niej o całe sześćdziesiąt dwa lata, ale potrafi zrozumieć ją, jak i jej szalone pomysły. Nie to co matka dziewczyny, która od zawsze była poważna, a uśmiecha się bardzo rzadko.

<·>

Podczas gdy Alex babrała się w papierach jej ciotka dopiero jadła śniadanie z Marceliną - prawie pięćdziesięcio letnią pielęgniarką.

-Marcelino, gdybym chciała się udać na dłuższy spacer, poza teren ośrodka, to czy musiałabym mieć opiekę? - Spojrzała na koleżankę.

-Tak. A dlaczego pytasz? - Panna Winslet prezentowała się dość dobrze jak na swój wiek. Zero zmarszczek czy siwych włosów. Nawet ręce kobiety pomiomo ciężkiej pracy były gładkie i bez żadnych skaz. Nawet paznokcie miała pomalowane na ciemny błękit pasujący jej do biało niebieskiego uniformu. - Chyba o tym nie myślisz.

-A jeśli? Czy moją opiekunką mogłaby być wtedy Alex?

-Twoja siostrzenica? No nie wiem czy sobie poradzi.

-Moja droga, może mam już sto jeden lat, ale jeszcze nie jest ze mną aż tak źle - zaśmiała się.

-No dobrze. Powiadomię o tym przełożoną.

-Dziękuję ci - lekko skinęła głową. Chciała zaprowadzić gdzieś swoją siostrzenicę, żeby miała świadomość, że Meredith nie oszalała przed śmiercią, a wszystko o czym jej opowiada wydarzyło się naprawdę.

<·>

-Wycieczkę? Jaką wycieczkę? - Była zdziwiona, że jej ciotka ma w głowie jeszcze jakieś wycieczki w tym wieku.

-Zobaczysz. Ale to w sobotę, wtedy nie pracujesz prawda?

-Tak. Powiedz mi, gdzie chcesz mnie zabrać?

-Niespodzianka - uśmiechnęła się puszczając jej oczko.

-Eh... No dobrze. Niech ci będzie - posłała jej ciepły uśmiech. - A wracając, to co było dalej? - Spytała z zaciekawieniem

-Ah tak. Na czym skończyłyśmy?

-Wróciłaś do sklepu, tak jak obiecałaś. Co było potem? Przyszłaś tam jeszcze raz?

-Tak. Oczywiście. Przychodziłam do nich codziennie, a gdy nie mogłam, to oni przychodzili do mnie.

***

Popołudniu wyszła z domu, uprzednio zostawiając rodzicom kartkę z informacją, że idzie na mały spacer. Jej punktem docelowym był sklep z zabawkami. Obiecała przecież, że przyjdzie tam znowu.

-Hej - powiedziała otwierając drzwi. Mimo iż czuła, że to wszystko jest lekko dziwne, była szczęśliwa, że znów tu jest.

-Hej! - Jack pojawił się przed nią znienacka, a ona lekko się wzdrygnęła. Mimo tego uśmiechnęła się do niego. - Fajnie, że wróciłaś.

-Też się cieszę. Gdzie jest reszta?

-Jason jest pewnie w piwnicy...

-W piwnicy? - Była trochę tym zdziwiona.

-To jest taka jakby jego pracownia. Ej chcesz cukierka? - Zmienił nagle temat wciągając długie ramię w stronę dziewczyny.

-A z chęcią - z uśmiechem wzięła od niego kilka kolorowych łakoci.

-Lepiej tego nie jedz. - Usłyszała. Nad nią unosił się Puppeteer, który właściwie z nikąd się tam pojawił. Choć równie dobrze mógł być tam cały czas, przecież nie da się usłyszeć ducha.

-Dlaczego?

-Powiedzmy, że te cukierki nie są zbyt... Dobre.

-Psujesz mi zabawę nekrofilu.

Złote sznurki owinęły się wokół czarno białego clowna podnosząc go do góry. Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała jak ma zareagować, nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji.

***

-I co zrobiłaś? - Przerwała jej.

-Rozdzieliłam ich. Choć przyznam, że nie było łatwo - uśmiechnęła się.

***

-Ej przestańcie! - Pisnęła, ale oni jej nie słuchali. Jack szarpał się, próbując oswobodzić ze sznurków. - Zostaw go. - Chwyciła za nitkę i pociągła w swoją stronę. Złotooki spojrzał na nią i natychmiast uwolnił clowna.

-Co wy robicie? - Czerwono włosy wszedł do pomieszczenia mierząc ich wzrokiem. - Witaj Edith - jak zawsze uśmiechnął się do dziewczyny. Choć praktycznie go nie znała, to bardzo podobał jej się jego uśmiech. - Jack próbował ci wcisnąć cukierki?

Pokiwała głową na tak.

-Pamiętaj by nigdy ich nie brać jeśli chcesz żyć.

-C-co? - Po raz kolejny nie miała pojęcia co tak właściwie dzieje się wokół niej.

-Po prostu nigdy ich nie jedz.

-No dobrze.

***

-Próbowali cię otruć!?

-Nie mówiłam ci, że nie byli do końca normalni?

-Coś tam wspominałaś. Ale myślałam, że byliście przyjaciółmi.

-Bo byliśmy.

-Już niczego nie rozumiem - poddała się na co Meredith wybuchła śmiechem.

-Tego nie da się zrozumieć. Ja do tej pory większości rzeczy nie rozumiem, a żyję już sto jeden lat. Życie jest ciężkie - zaśmiała się.

Bad FriendsWhere stories live. Discover now