Rozdział IV "Szczera rozmowa"

598 49 11
                                    

Minęła noc, nastał dzień, a wraz z nim obudziła się nowa nadzieja. Już miałam zobaczyć ukochanego. Zostało parę godzin drogi. Wstałam i przetarlam oczy, do hotelowego pokoju wdzierały się promienie zimowego słońca, podniosłam z ziemi koszulkę Milki, którą dostałam od chłopaka rok temu i poszłam do toalety. Chyba pobiłam rekord, byłam gotowa w 10 minut. Zdążyłam wziąć prysznic, związałam włosy w wysoki kucyk i zrobiłam lekki makijaż. Muszę przyznać, że kreski wyszły mi niezwykle uroczo, sama byłam zaskoczona, bo zawsze są asymetryczne, nawet kiedy w desperacji poświęcam im godziny.

Wczoraj byłam w totalnej rozsypce, dzisiaj jechałam pełna optymizmu, bo wiedziałam, że Andi tego potrzebuje. Rozmowa z Danielem bardzo mi pomogła.
Zanim wsiadłam do auta zadzwonił do mnie brat i oznajmił, że Wellli wybudził się wieczorem ze śpiączki. Jego stan jest krytyczny, a on sam gdy dowiedział się o wypadku i doznanych obrażeniach załamał się.
Od wczoraj nie powiedział ani jednego słowa. Tylko błądzi wzrokiem gdzieś poza horyzontem, ponad dachami budynków miasta, za którymi rozpościerał się łańcuch górski i widoczna była piękna śnieżna skocznia. Miejsce, które dla Andreasa miało być wspomnieniem zwycięstwa, którego wszyscy byli pewni, biorąc pod uwagę jego formę, a okazało się destrukcyjnym, zniszczyło nie tylko jego marzenia ale również jego życie. Znałam go dobrze i bardzo obawiałam się, że sobie nie poradzi. Dla skoków był w stanie oddać wszystko, kto wie czy nawet nie naszą miłość. Byłam już coraz bliżej, chciałam zobaczyć swojego chłopaka, tęsknota mieszała się u mnie z lękiem.

Czułam jednak, że będzie to trudne spotkanie, im byłam bliżej tym nachodziła mnie jakaś negatywna myśl, złe przeczucie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co ono oznacza.

Po drodze zadzwoniło do mnie jeszcze kilku znajomych, głównie w sprawie Andiego. Markus, jego przyjaciel (człowiek o niezwykle osobliwym charakterze i niesamowitej osobowsci, nieco nadpobudliwy i bardzo zabawny) był załamany gdy ze mną rozmawiał. Kiedy odwiedził przyjaciela w szpitalu ten nie odezwał się ani słowem. Z jego oczu poplynely tylko małe krystaliczne łzy. Eisi nie mógł pojąć gdzie jest jego dowcipny przyjaciel, zawsze wesoły o śnieznobialym uśmiechu i niezawodnym humorze.

Wszyscy jesteśmy świadomi, że upadki zostawiają po sobie ból i pewne psychiczne bariery, ale nikt nie wyobrażał sobie, że mogą doprowadzić człowieka do takiego stanu.

Stanelam na parkingu tuż pod szpitalem, wisiało mi to że był platny. Chciałam go jak najszybciej zobaczyć, biegłam tak jak nigdy dotąd. Z zadyszką wleciałam na salę Andiego rzucając się na krzesło obok jego łóżka. Zobaczyłam chwilowy uśmiech na jego twarzy, który zaraz zniknął, tak szybko jak tylko się pojawił. I tak wspaniałe było móc go zobaczyć.

Rzuciłam się na niego, jednocześnie uwarzajac na jego kręgosłup i obolałe ciało. Pocałował mnie, jego delikatne usta oplatały moje i powoli się w nie zatapiały. Świat wkoło zaczął wirowac. Zapanowała cisza i było słuchać tylko bicie naszych serc, szybkie i nierówne. Nie potrafiliśmy przestać, a może nawet nie chcieliśmy. Marzyłam o tym, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Kiedy akt powitalny dobiegł końca, Andi spojrzał mi w oczy. Zawsze ulegałam jego spojrzeniu, miał tak jasne oczy, że można było w nich ujrzeć jego wnętrze. Wziął głęboki oddech i zaczął rozmowę:

-Witaj kochanie. Dobrze, że jesteś. Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem. Nie myślałem, że przyjedziesz, a tym bardziej że tak szybko- świdrował mnie tym swoim łobuzerskim wzrokiem.

-Myślisz że mogłabym tam siedzieć nie mogąc nic zrobić i czekać na telefony z których i tak nic się nie dowiem? Kiedy zobaczyłam w telewizji co się stało... Nie chcę do tego wracać. To było straszne. Mow jak się czujesz?

-Ja.. Nigdy nie czułem się tak źle jak teraz.
Może nie chodzi o sam ból fizyczny który mnie powoli wykańcza ale o to że nie daje rady psychicznie. Wiesz przecież ze skoki są dla mnie czymś więcej niż tylko sportem. To moja pierwsza miłość. Jestem w stanie poświęcić dla niej wszystko, dosłownie wszystko. Nikogo i niczego nie kochałem w życiu tak mocno jak nart. I latania. To dwie rzeczy które dają mi szczęście. Nic więcej.-nie patrzył już w moja stronę, utkwil wzrok we wschodzącym słońcu.

-Ej to zabolało, Andreas rozumiem Cię i to że jesteś teraz załamany ale obiecuję że Ci pomogę że przejdziemy przez to razem. Będziemy mieć dla siebie więcej czasu- próbowałam znaleźć jakieś pozytywy całej tej sytuacji.

-Nic nie możesz zrobić i nic nie rozumiesz. Ja już wybrałem... Przepraszam, pamiętaj że bardzo Cię kocham kotku. Spędziliśmy razem piękne chwile, dziękuję Ci za nie, za to że jesteś. I jeszcze raz przepraszam. W głębi duszy wierzę że mi wybaczysz..-jego oczy zalała fala smutku, nie płakał ale widać było że z tym walczy.

-Andi? Za co mnie przepraszasz. Spójrz na mnie! Olewasz mnie tak jakbym nic dla Ciebie nie znaczyla. A ja chcę ci pomóc, chcę przejść przez to razem z Tobą!

Spojrzał na mnie. Zobaczyłam w jego oczach coś czego się nie spodziewałam- ból i żal.

-Jestem zmęczony, chciałbym się położyć. Możesz już iść.

-Nie chcę. Zostanę tutaj, z Tobą.

-Proszę idź, chcę zostać sam. Nie każ mi wzywać ordynatora ani ochrony..

-Dobrze, skoro tego pragniesz.- odwróciłam się, a on złapał mnie za rękę

-Kocham Cię! Pamiętaj..

Nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Andi dotknął mojego rozpalonego policzka i pocałował. Zrobił to tak, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek.

Believe In Angels | Andreas Wellinger Daniel Andre TandeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora