HISTORIA LOSU

13 2 3
                                    

Witaj. Ty! Tak, Ty! Podejdź. No rusz się, nie mamy całego dnia! To znaczy... Ty nie masz. Kim jestem, pytasz? Znasz mnie? Nie? Czyżby? Mam wiele imion. Znasz je, zaręczam. Los. Przeznaczenie. Fatum. Fortuna. Wiesz kim jestem? Po co Cię zatrzymuje? Masz swoje sprawy. Dom, rodzina, praca, szkoła. Myślisz, że rozumiem Twój pośpiech? Rozczaruje cię. Nie, nie rozumiem. Nie śpiesz się, i tak zależysz ode mnie. Dlaczego? No cóż, może opowiem ci pewną historię. Wtedy zrozumiesz. Nie chcesz słuchać? Nie masz wyjścia! Może zacznę tak, jak to robią bajarze.

Dawno, dawno temu, albo całkiem niedawno, kto to wie? Ja nie, bo czasu dla mnie nie ma. Gdzieś bardzo daleko stąd, chyba że całkiem blisko. Kilometry nie mają dla mnie znaczenia. Wiesz, zawsze zastanawiały mnie Twoje ludzkie ograniczenia. Jako los mogę być gdzie chcę, kiedy chcę, a co ważniejsze; przy kim chcę. Niecierpliwisz się? Mam kontynuować? Jasne, jasne. Tak więc dawno temu, gdzieś na świecie żył sobie chłopak. Był zwyczajny, nie wyróżniał się niczym szczególnym, przeciętniak. Jak każdy szary cień. Był szczęśliwy, miał pełną rodzinę i dużo przyjaciół. Pytasz, czemu Ci o nim opowiadam? Może Cię zainteresuje, nie uważasz? Nie? No cóż, tak jak już wspomniałem, nie masz wyjścia, będziesz słuchała. 

Jego imię? Nie pamiętam. Może niech to będzie Andriu. Tak, właściwie czemu nie? Jak Ci się podoba? Może być, też tak uważam. Dorastał, stawał się mężczyzną. W tym samym miejscu żyła też dziewczyna. Piękna, utalentowana tancerka. Idealna? Nie, była zarozumiała. Już nie brzmi tak pięknie, co? Schematycznie? Zarzucasz mi schematy?! Wy ludzie jesteście naprawdę dziwni. Obserwuję Was już tak długo. Schematyczna - coś podobnego?! Gdyby była idealna, to też byłby schemat. Uznalibyście mnie za nowatora dopiero wtedy, gdyby była skrzyżowaniem krowy z Neilem Armstrongiem. Chyba, że to też jest schematem. Mam się uspokoić? Racja, w moim stanie nie wskazany jest stres. Muszę żyć z Wami już zawsze, do końca świata. Muszę mieć silne nerwy. 

Wracając, jej rodzina nie była szczęśliwa. Rodzice oddali się karierze. Nie zajmowali się nią. Wychowywała się sama. Co tam mruczysz? Nic? Tak myślałem. To moja zasługa, że ich drogi się skrzyżowały. Pamiętaj człowieku, wszystko co masz lub tracisz to moja zasługa. To ja pociągam za sznurki. Jesteś jak lalka w dłoniach dziecka lub kukiełka w rękach lalkarza. Niezdolna do oporu! Wszystko co czynisz, jest zależne mojej woli! To źle? Nonsens. W ten sposób zachowana jest równowaga. Ktoś musi być ponad tym wszystkim. Chciałabyś tej władzy? No jasne, że tak. Każdy chce. Na razie musisz zadowolić się jedynie poznaniem historii dwójki ludzi. 

Spotkali się. On wracał z zakupami, ona właśnie ćwiczyła kroki taneczne, idąc wzdłuż ulicy. Wpadli na siebie.

- Jak śmiesz. - Wrzasnęła pannica. Właśnie! Jej imię... niech będzie Olive.

- Przepraszam, nie widziałem cię, zamyśliłem się, nie zwróciłem uwagi, że idziesz. - Powiedział dość cicho. Jak zawsze odezwała się jego nieśmiałość. Dziewczynę zamurowało. Nie widział jej?! Jak to w ogóle było możliwe? Każdy ją widzi, to gwiazda! Ona jest w końcu Olive, nie pierwszą, lepszą dziewczyną. I to dzięki temu ona go zapamiętała. Fakt, że ją olał sprawił, że podświadomie musiała go znać. Wyryła się w jej pamięć szybko oddalająca się sylwetka chłopaka, który śmiał w nią wpaść, nie udzielił jej pomocy, ani nawet się jej nie ukłonił. Od tamtej pory bezwarunkowo wypatrywała go w tłumie. Chęć spotkania tego niekulturalnego chłopaka górowała ponad wszystkim. Szalała na myśli, że może już nigdy nie zobaczyć jego wątłej sylwetki i ciemnych włosów wpadających mu na jasne oczy. 

Po pewnym czasie jej obsesja mogła wreszcie zostać nasycona. Zobaczyła go. Szedł na próbę chóru do kościoła. Rozmyślała chwilę nad wejściem do gmachu. Była ateistką. Dlaczego miała by wchodzić do tego miejsca kultu? Znów będę przewidywalny. Zwyciężyła chęć przyjrzenia się chłopakowi. Weszła niepostrzeżenie do kościoła i szybkim krokiem podeszła do jednej z przednich ławek. Chciała lepiej słyszeć i widzieć chórzystów. Dostrzegła go. Widziała szczęście odmalowane na jego twarzy. Czuła radość, która wypełnia go podczas śpiewu. Jednocześnie odnalazła w sobie pustkę. Tańczyła niczym piękny łabędź. Dlaczego więc taniec nie sprawiał jej przyjemności? Ten chłopak nawet nie był solistą, dlaczego był szczęśliwy? Poczuła się bardzo zraniona. Nie zauważyła nawet, kiedy jej policzki zalała kaskada łez. Podniosła się, odwróciła gwałtownie i szybko wyszła z budynku. Z perspektywy chłopaka scena ta wyglądała jednak inaczej. Sam o to zadbałem. Jak wyglądała? No cóż, oświetlona przez światło padające z witraży, z rozwianymi pod wpływem ruchów włosami i zaróżowionymi policzkami przypominała samą Afrodytę. Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku, wywarła na nim spore wrażenie. Jej obraz wrył się w jego pamięć i pozostawił silne wspomnienie.

Z pamiętnika Buntownika |zbiór One Shotów|Where stories live. Discover now