Prolog cz.1

554 20 8
                                    

                                Amredith
Już kolejny raz piorun  walnął w pobliskie drzewo. Ogień spalał pojedyncze liście spadające na  wyblakłą trawę, te które nie zdążyły zgasnąć od panującej ulewy. Coraz  to kolejne błyskawice sprawiały że drzewa raz to się zapalały a chwilę  potem połamane i obumarłe spadały na ziemię. Grzmoty w każdej chwili  mogłyby we mnie uderzyć. Ledwo dostrzegam drogę, która prowadzi na  miejsce spotkania naszej siódemki. Dziś wypadł dzień w którym udajemy  się by poznać przyszłość naszych rodów. Dzięki temu od wieków  utrzymywaliśmy nasze kraje w pokoju a gdyby miał zaistnieć jakiś  konflikt moglibyśmy mu zaradzić i pozostać w porozumieniu.

Właśnie postawiłam  pierwsze kroki na skraju polany idąc powoli na wprost siebie zmęczona i  cała przemoknięta do suchej nitki. Z góry czuje na sobie uspokajający  cichy blask księżyca. Zawsze mnie uspokajał, zawsze nawet w najbardziej  przerażających, krwawych czy szczęśliwych momentach on jest zawsze taki  sam spokojny i opanowany tak gdyby sam wszytko planował.

Poprzez ciężkie krople  deszczu w końcu mogę się dopatrzeć ciepłego światła pochodzącego od  świec znajdujących się na wielkim starym kamiennym stole po środku owej  polany będącym miejscem dzisiejszego ważnego zdarzenia. Zawsze przed  takim spotkaniem wszyscy z nas mają sen w którym ukazuje się miejsce i  czas wspólnego spotkania.

Tym razem padło na  Szepczące lasy królestwa Bellusion. Od zawsze przyprawiające o dreszcze  lasy po których nigdy nie wiadomo czego się spodziewać, demony, gobliny,  straszne zapomniane potwory, zagubione dusze a nawet zwykłe  zdeformowane zwierzęta pałętają się w zakamarkach tego miejsca. W dni  takie jak te chowają się one w cieniach głębokich czarnych jaskiń i jak  najodleglejszych skrajach lasu pod wpływem napawającego ich strachu jak i  bólu który odczuwają przez silną mocą rozlegającą się wokół miejsca  odbycia się rytuału.

Wreszcie dotarłam.  Jestem ostatnią z przybyłych. Gdy tylko czarownik tej krainy mnie  zauważył od razu wskazał mi na krzesło z herbem mojego rodu. Każdy  zasiadł na swoim miejscu z oznaczeniem ich pochodzenia. Za każdym razem  ceremonie rozpoczyna ten w którym królestwie się znajdujemy. Zapadła  błoga cisza. Już czas. Medron zabrał głos.

-Serdecznie witam  wszystkich zebranych. Jestem zaszczycony ze znów możemy widziećsię w tak  licznym gronie. Na dzisiejszym spotkaniu jak powszechnie wiadomo, każdy  z nas w mniejszym lub większym stopniupragnie zachować ład w sprawach  swojej krainy, tak więc już nie mogę doczekać się by otworzyć wrota  przyszłości. Pomimo że trzeba stawiać czoła trudnością postawionym nam  przez los, bąćmy wszyscy dobrej myśli, i miejmy nadzieje na lepsze  jutro.

Po jakże to udanym przemówieniu rozbrzmiały oklaski.

-Skoro formalności mamy już za sobą, możemy zaczynać.- dokończył.                            

Medri zawsze był poważny  i bardzo tajemniczy nikt chyba nigdy nie widział jeszcze miny innej niż  jego straszne kamienne spojrzenie które tak na prawdę nie  odzwierciedlało jego łagodnej natury. W tej chwili spoglądał na świecący  średniej wielkości czarny kamień zwisający z trzymanego przez niego w  górze w prawej ręce rzemyka. Idąc w jego ślady wyciągnęliśmy swoje  kryształy.
Podczas widzenia one dają nam pewność że każdy z nas  wróci cało z tak zwanej podróży. Kiedy dochodzi do objawienia kryształy  to nasz potwierdzenie tożsamości. Jeśli zwykły czarownik spróbuje ujrzeć  przyszłość podczas podróży jego duch bez kryształu nie wróci do swojego  ciała a ciało bez ducha obumiera. Dlatego kryształy są takie ważne.

Każdy kryształ jest  przezroczysty, jednak pod pewnym kontem można ujrzeć kolor dzięki  któremu można stwierdzić w jakim królestwie został stworzony. Kryształ  który ja mam przedstawia królestwo Rizenvur jest koloru bordowego. Kolor  pomarańczowy przedstawia królestwo Pheraborya ,kolor czerwony  przedstawia królestwo Valphien ,kolor fioletowy przedstawia królestwo  Qruciav,kolor niebieski królestwo Farrerin ,kolor zielony królestwo  Elvie i królestwo Bellusion przedstawia kolor czarny.
Na kryształ zaczęły energicznie spadać krople zimnego deszczu.

-Verband!

Kryształy zatraciły się  swoich kolorach. Nagle ulewa ustała a grzmoty i pioruny ucichły. Wszyscy  zrzuciliśmy z siebie szaty teraz mogłam dokładniej się przyjrzeć moim  braciom i siostrą nic się nie zmienili.

Po chwilowej obserwacji  siebie wzajemnie wzrokiem wróciłam do promieniującego kamienia.  Wystrzeliła z niego cienka nić która płynnie zaczęła przemieszczać się  po mojej dłoni aż dotarła do serca. Poczułam lekkie ukucie które jak  szybko przyszło tak szybko znikło. Kiedy to nastąpiło włożyłam kryształ w  małe wgłębienie w kamiennym stole. Reszta czarodziejów zrobiła to samo. 

-Księżyc jest już prawie na wyznaczonej pozycji nie marnujmy czasu.

By móc ujrzeć przyszłość  musimy wypowiedzieć specjalne zaklęcie. Każdy odgrywa w nim swoją role  nie można się mylić ani jąkać to może przynieść fatalne skutki. Wszystko  musi być dopracowane w najmniejszym detalu jeżeli coś wyrwie nas z  transu za nim skończymy zaklęcie ... nawet nie chcę o tym myśleć. Muszę  być w stu procentach skupiona.

W ciagu jednej sekundy  rozbłysło białe światło, wielka długa wiązka światła wychodząca z  czarnego nieba uderzyła w stół nadając kamienią jeszcze większej mocy,  wszystko dookoła zrobiło się oślepiająco kolorowe. Piękne  światła...  Możnaby było zatracic w nich swój umysł i nigdy już się nie obudzić .
W nastałej ciszy rozbrzmiały pierwsze słowa;

-Dziś począć zgubione dusze

-Przez góry przebyte mile

-Magii zebranej w byt kryształów

-Błądząc w losu tle pomału

-Teraz jest ta chwila

-Gdzie nasza garstka zapomina

-Przenosimy się w magiczny wymiar.


                                       ***

Wszystko  ucichło. Wszystko straciło swój kolor i blask. Dookoła była tylko czerń  i obumarła cisza. Próbowałam dopatrzeć się czegoś w tej ciemności lecz  nie udało się. Zamknięto mnie w klatce składającej się z nicości. Czy tu  o to chodziło? Czy to ma coś wspólnego z przyszłością która nas czeka?  Coś ścisnęło mnie w gardle. Coś jakby próbowało mnie dusić lecz nie  czulam niczyjego dotyku.  Zimne dreszcze przeszły całe moje ciało,  probobałam złapac z trudem najmniejszy oddech pozwalający utrzymac się  jeszcze na nogach, niestety było coraz gorzej, czułam ze zaraz nawet  ciemność zniknie mi sprzed oczu padłam na kolana ledwo podtrzymując się  ręką ziemi. Zaczęłam mrugać oczami w celu nawilżenia zaschniętych oczu, o  których istnienu w całej zaistniałej sytuacji dawno zapomniałam.  Zaczęłam głebiej i wolniej oddychać, duszność powoli przechodziła.  Podnosłam z nad ziemi głowe zrezygnowała i zmęczona modląc się już tylko  o powrót, jestem już za stara na takie przygody, a najgorsze są właśnie  te  które zderzają się z rzeczywistością. W nicości przeszedł cień.  Tylko jak mogłabym tutaj ujrzeć cień?
Poczułam wielki niepokój, nagle  dopadł mnie
ścisk w klatce piersiowej nie do wytrzymania. Krzyknęłam z  całych sił....

Tak na początek będzie 1006 słów xD to tylko początek xD

MoonlightWhere stories live. Discover now